Opowieść Samotnych Serc

newsempire24.com 2 tygodni temu

Historia samotnych serc

W wigilijny wieczór mieszkanki domu spokojnej starości w małym miasteczku u podnóża Tatr z nadzieją wypatrywały swoich dzieci. Te, które nie mogły chodzić, nasłuchiwały opowieści „chodzących”, które wyglądały przez okna, marząc o znanych sylwetkach. Ale śnieg zasypał ścieżkę do bramy, i nikt nie skręcił z odśnieżonej głównej drogi w stronę schroniska. Podwórko tonęło w zaspach, jakby nikt nie pamiętał o samotnych staruszkach.

Anna Nowak miała syna, o którym mówiła z dumą, choć z lekkim poczuciem winy wobec przyjaciółek. Jej Michał był uznanym architektem, synowa — księgową w dużej firmie, a wnuczek kończył już uniwersytet. Idealna rodzina, o jakiej inne mogły tylko pomarzyć. U koleżanek dzieci były kto w ucieczce, kto w nałogu, a kto zaginął bez wieści. Anna jakby wstydziła się swojego szczęścia, ale w głębi duszy trzymała nadzieję, iż Michał o niej nie zapomni.

Wieczorami staruszki zbierały się w świetlicy i, by nie dać pamięci zniknąć, opowiadały sobie historie ze swojego życia. Powtarzały stare anegdoty, czepiając się wspomnień jak koła ratunkowego.

Anna w pierwszych dniach w schronisku wyznała przyjaciółce Wandzie, iż urodziła się w zapomnianej wiosce na Podlasiu. Kilka lat temu syn namówił ją, by opuściła rodzinny dom. Obiecywał opiekę, przytulny pokój w swoim mieszkaniu. Mąż Anny, już nieżyjący, nie chciał wyjeżdżać, burczał, iż miasto to nie dla nich, ale ustąpił. Michał, wiedząc, iż ojciec to weteran wojenny, dostrzegł w tym korzyść. Zameldował go w mieście, i niedługo rodzina dostała przestronne trzypokojowe mieszkanie. Synowa, Kasia, nie mogła powstrzymać łez euforii — do tego czasu tłoczyli się w ciasnej kawalerce.

Ale po roku mąż Anny zmarł. Została sama, a żałoba tak ją złamała, iż dostała udaru. Cudem doszła do siebie, zaczęła chodzić, ale opieka nad nią stała się ciężarem dla rodziny. Kasia coraz częściej się denerwowała, trzaskała drzwiami, czasem wręcz krzyczała na Michała. Anna wszystko słyszała i, nie mogąc znieść kłótni, sama poprosiła syna: „Zawieź mnie do domu opieki, nie chcę, żebyście się przez mnie kłócili”. Michał tylko skinął głową, i niedługo Anna trafiła do schroniska.

Wanda miała swoją tragedię. Jej syn, Marek, był dobrym człowiekiem, ale życie mu się rozsypało. Siedział w więzieniu, ale przed Nowym Rokiem miał wyjść na wolność. Wanda czekała na niego, jak na cud. Mówiła, iż to wina jego żony, Ewy. Ta pracowała w sklepie spożywczym i przynosiła do domu raz wędlinę, raz ser, a potem butelki z wódką. Na początku pili „dla humoru”, ale niedługo to stało się ich życiem. Ewę wyrzucili z pracy, i razem z Markiem zaczęli kraść. Najpierw ograbili dom Wandy, potem sięgnęli po sąsiadów. Gdy staruszce odmówiły nogi, nie wytrzymała i poprosiła się do schroniska, by nie widzieć, jak syn stacza się na dno.

Idź do oryginalnego materiału