Opowieść o Samotnych Sercach

newsempire24.com 2 tygodni temu

Dziennik samotnych serc

W wigilijny wieczór mieszkańcy domu opieki w małym miasteczku u podnóża Tatr z nadzieją wypatrywali swoich dzieci. Ci, którzy nie mogli chodzić, nasłuchiwali relacji tych sprawniejszych, którzy wyglądali przez okna, marząc o znajomych sylwetkach. Ale śnieg zasypał ścieżkę do bramy, i nikt nie skręcił z odśnieżonej głównej drogi w stronę schroniska. Podwórze tonęło w zaspach, jakby nikt nie pamiętał o samotnych staruszkach.

Halina Nowak miała syna, o którym mówiła z dumą, choć z lekkim poczuciem winy wobec koleżanek. Jej Krzysztof był cenionym architektem, synowa — księgową w dużej firmie, a wnuk właśnie kończył studia. Idealna rodzina, o której inne mogły tylko marzyć. Przyjaciółki miały dzieci, które albo uciekły od problemów, albo tkwiły w nałogu, a niektóre zaginęły bez śladu. Halina niemal wstydziła się swojego szczęścia, ale w głębi serca wierzyła, iż Krzysztof o niej nie zapomni.

Wieczorami staruszki zbierały się w świetlicy i, by pamięć nie zgasła, opowiadały sobie historie ze swojego życia. Powtarzały te same anegdoty, chwytając się wspomnień jak koła ratunkowego.

Halina w pierwszych dniach w domu opowiedziała przyjaciółce Zofii, iż urodziła się w zapomnianej wiosce na Podlasiu. Kilka lat temu syn namówił ją, by opuściła rodzinny dom. Obiecywał opiekę, przytulny pokój w swoim mieszkaniu. Mąż Haliny, już nieżyjący, nie chciał jechać, mruczał, iż miasto nie jest dla nich, ale ustąpił. Krzysztof, wiedząc, iż ojciec to weteran wojenny, dostrzegł w tym korzyść. Zameldował go w mieście, i niedługo rodzina dostała przestronne trzypokojowe mieszkanie. Synowa, Małgorzata, nie mogła powstrzymać łez euforii — wcześniej tłoczyli się w ciasnej kawalerce.

Lecz po roku mąż Haliny zmarł. Została sama, a żałoba tak ją złamała, iż dostała udaru. Cudem wyzdrowiała, zaczęła chodzić, ale opieka nad nią stała się ciężarem dla rodziny. Małgorzata coraz częściej się irytowała, trzaśniała drzwiami, a czasem krzyczała na Krzysztofa. Halina wszystko słyszała i, nie mogąc znieść kłótni, sama poprosiła syna: „Zawieź mnie do domu opieki, nie chcę, byście się przez mnie kłócili”. Krzysztof tylko skinął głową, i niedługo Halina trafiła do ośrodka.

Zofia miała swoją tragedię. Jej syn, Tomasz, był dobrym człowiekiem, ale życie go pokonało. Siedział w więzieniu, ale przed świętami miał wyjść na wolność. Zofia czekała na niego, jak na cud. Opowiadała, iż winna była jego żona, Ewa. Ta pracowała w sklepie spożywczym i przynosiła do domu raz kiełbasę, raz ser, a potem i butelki wódki. Na początku pili „dla rozluźnienia”, ale gwałtownie stało się to ich życiem. Ewę zwolniono z pracy, i wraz z Tomaszem zaczęli kraść. Najpierw ograbili dom Zofii, potem wzięli się za sąsiadów. Gdy staruszce odmówiły nogi, nie wytrzymała i poprosiła o miejsce w domu opieki, by nie patrzeć, jak syn stacza się na dno.

Tomasz trafił za kraty, ale w listach przysięgał matce, iż się zmieni, zacznie od nowa. O żonie nie wspominał — Zofia choćby nie wiedziała, czy żyje. Codziennie rano modliła się, by syn dotrzymał słowa i do niej przyszedł.

Dzień chylił się ku końcowi, a pod bramą wciąż nikogo nie było. Staruszki szeptały: „Może coś się stało? Nie mogli przecież zapomnieć?”. Nadzieja topniała jak śnieg pod rzadkimi promieniami zimowego słońca.

Gdy ogłoszono ciszę nocną, do pokoju Haliny i Zofii weszła dyżurna pielęgniarka:
— Zofio Stefanowo, czy twój Tomasz ma tatuaż kotwicy na ręce?

— Ma! — krzyknęła Zofia, zrywając się z łóżka mimo bólu w nogach.

— Żyje, nie martw się. Śpi w portierni, przy kotłowni. Ubranie ma podarte, brodę po pas. Chciał do ciebie przyjść, ale wstydził się pokazać w tym stanie.

— Kasiu, złotko, weź pieniądze, nakarm go, ubierz — płakała Zofia, podając pielęgniarce pogniecione banknoty.

— Nie trzeba — uśmiechnęła się tamta. — Jest najedzony, ogrzany, umyty. Śpi jak kamień. Jutro rano przyjdzie.

Zofia, ocierając łzy, dziękowała pielęgniarce, a ta tylko machnęła ręką i wyszła. Halina leżała, wpatrzona w sufit. Krzysztof nie przyjechał. Obietnica syna okazała się pusta. Serce ściskał smutek, ale milczała, nie chcąc mącić euforii przyjaciółki, której uśmiech był jedynym jasnym punktem w ich zimnym pokoju.

Idź do oryginalnego materiału