Dzisiaj wróciłam do rodzinnej wsi późnym wieczorem. Gdy tylko otworzyłam furtkę, zobaczyłam mamę siedzącą na ganku z włóczką w rękach.
— Kasiu! — zawołała kobieta, z trudem wstając. — Dlaczego nie powiedziałaś, iż przyjedziesz? Ugotowałabym twój ulubiony rosół!
Przytłaczające uczucie ścisnęło mi gardło. Spojrzałam na nią uważnie i nagle wyrzuciłam z siebie:
— A ty dlaczego nie powiedziałaś?
— O czym nie powiedziałam? — zdziwiła się mama, nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
Dzień wcześniej miałam wyruszyć na długo wyczekiwaną wycieczkę z przyjaciółmi. Razem z moim ukochanym Jackiem już spakowaliśmy plecaki. Ale telefon od młodszej siostry Eli wszystko zmienił: u mamy podejrzenie poważnej choroby. Bez wahania odwołałam urlop, kupiłam bilety i wróciłam do domu.
— Mam z tobą jechać? — zapytał zaniepokojony Jacek.
— Nie, nie musisz. Odpocznij. Tylko pisz, jak będziesz mógł. I… będę tęsknić — odpowiedziałam cicho.
Jestem silna, powściągliwa. Wiedziałam już, czym jest ból zdrady i nieszczęśliwe małżeństwo — nie z teorii. Dlatego nie śpieszyłam się z opowiadaniem rodzicom o Jacku. Chciałam być pewna, iż to na zawsze.
Droga powrotna była męcząca. Dwa przesiadki, długie oczekiwania, a przede wszystkim — gniotące przeczucie. Od dwóch lat tylko kilka razy odwiedzałam wieś. Uwielbiana praca odsunęła mnie daleko od rodzinnego domu, a każde kolejne przyjazdy stawały się coraz trudniejsze dla serca.
Mama… Nie była naszą biologiczną matką. Macocha. Ale Ewa i ja zawsze nazywałyśmy ją mamą. Bo nie była tylko kobietą, która pojawiła się w naszym życiu — ona uleczyła naszą rodzinę.
Kiedyś nasza prawdziwa matka porzuciła nas — zdrady, imprezy, obojętność. Tata próbował ratować małżeństwo, ale wrócił z pracy za granicą i zabrał nas z powrotem. Sam nas wychowywał, jak umiał. Ale było ciężko. Dom, dwie dziewczynki, szkoła, codzienność — wszystko spoczęło na jego barkach.
A potem pojawiła się Ewelina. Matka trójki dzieci, nauczycielka, która znalazła się w trudnym małżeństwie. Pewnego wieczora jej najmłodszy syn przybiegł do sąsiadów ze łzami: „Tata się z mamą kłóci”. Mój ojciec interweniował. A kilka dni później Ewelina przeprowadziła się do nas.
— A jeżeli ożenię się z ciocią Eweliną? — zapytał nas.
Elka od razu się zgodziła: „Super!” A ja milczałam. Nie chciałam dzielić uwagi taty. Ale wszystko się zmieniło, gdy ciężko zachorowałam. Ewelina nie odstępowała mojego łóżka, noce spędzała przy mnie, w dzień troskliwie poiła kompotem.
— Zawsze już taka będziesz? — szepnęłam wtedy.
— Może nie zastąpię wam matki… Ale nigdy was nie skrzywdzę — odpowiedziała.
Od tamtego ranka wszystko się zmieniło. Zaakceptowałam ją. Nie jako macochę, nie jako obcą. Jako moją mamę.
Teraz, po latach, wróciłam znowu — z lękiem w sercu.
— Dlaczego nie powiedziałaś, iż jesteś chora? — spytałam, tłumiąc emocje, patrząc na zmęczoną kobietę.
— Jutro wyniki… — odparła cicho. — Ale dziś, Kasiu, jesteś w domu. To już szczęście.
Rodzina zebrała się przy stole — jak na święta. Wszyscy starali się ukryć niepokój. Elka skończyła studia, uczy w szkole. Kacper pomaga tacie w tartaku. Bartek szykuje się na prawo. Zosia — najmłodsza — marzy, by zostać aktorką.
A Ewelina… Hoduje kozy, uczy się robić na drutach i żartuje, iż już szykuje się na wnuki:
— Już zrobiłam trzy kompleciki. Czekamy na powiększenie rodziny!
Późnym wieczorem usiadłam z mamą w kuchni. Przytuliłam ją, pogładziłam po dłoni.
— Jutro będzie lepiej. Czuję to.
— Wy tylko praca… Chyba nie doczekam się wnuków — westchnęła.
— A właśnie, iż tak! — Wyjęłam telefon i pokazałam zdjęcie z Jackiem. — Poznaj go. To Jacek.
— Jaki przystojny… I opiekuńczy — szepnęła, czytając jego wiadomość: „Jak się czujesz? Może przyjadę?”.
Uśmiechnęłam się. Tak, teraz byłam pewna — czas o nim opowiedzieć. To mój człowiek.
Nazajutrz pojechaliśmy do szpitala. Wyniki były dobre. Choroby nie potwierdzono. Mama rozpłakała się z ulgi, a ja mocno ją przytuliłam:
— Nie przyjechałam na darmo. Będziemy jeszcze rozdawać te ubranka dla wnuków!