On niszczy nas od środka: boję się, iż wuj mojego męża zrujnuje naszą rodzinę
Mój mąż zawsze słuchał się swojego wuja – Witolda Szymonowicza. Szanował go, stawiał za wzór, we wszystkim mu ufał. Ja od pierwszego dnia nie rozumiałam, co można w nim cenić. Ostrego, nerwowego, wiecznie skłóconego – czy to z sąsiadami, współpracownikami, czy z rodziną. choćby w poprzedniej pracy trzymali go tylko ze względu na staż, chociaż i tam zdążył pokłócić się z połową zespołu.
Wszystko zmieniło się, gdy Witold Szymonowicz wziął mojego męża, Jakuba, do swojej brygady. Przed nim nikt tam długo nie wytrzymywał – uciekali najpóźniej po pół roku. Wuj czepiał się wszystkiego, poganiał, zrzucał winę. Ale Jakub był łagodny, unikał konfliktów. Cierpliwie poprawiał, gasił wybuchy gniewu wuja. Czasem się wybuchał, ale potem się godzili. Praca mu choćby odpowiadała, choć niesprawiedliwy podział zysków – połowa dla wuja, połowa dla niego – zawsze mnie drażnił.
Po ślubie zrozumiałam: Jakubowi nie wolno pić. Zmieniał się w obcą osobę – agresywną, nieprzewidywalną. Miałam nadzieję, iż Witold jakoś pomoże, naprowadzi. W końcu mąż go szanował. Ale wszystko się pogorszyło. Zamiast pomocy – dolewanie oliwy do ognia. Zaczęli chodzić razem do knajpy, pić. Po takich wieczorach Jakub był w strasznym stanie. A gdy próbowałam coś powiedzieć, powtarzał, iż „mężczyzna jest głową rodziny, a kobieta powinna być posłuszna”. Te słowa, jestem pewna, wuj mu wpoił.
Później, podczas jednej z awantur, Jakub zaczął powtarzać za wujem absurdalne insynuacje o mojej mamie. Że podobno knuje intrygi, nastawia wszystkich przeciwko niemu. Chociaż widzieli się może dwa razy – i to w cywilizowany sposób. Stało się jasne: wuj nie tylko wpływa – celowo nastawia męża przeciwko mojej rodzinie. Przeciwko mnie.
Z Jakubem zawsze decydowaliśmy o wszystkim wspólnie. Teraz oddala się. Nie słucha moich rad, każdą uwagę odbiera jak atak. Jakbym była zagrożeniem dla jego wuja, a nie żoną. Patrzyłam, jak mój mąż się zmienia, i wiedziałam, iż źródłem wszystkich kłopotów jest właśnie jego wuj. Ale jak walczyć z kimś, kogo mąż uważa za autorytet?
A potem stało się coś nieoczekiwanego: Witolda Szymonowicza zwolnili. Kolejna awantura, kierownictwo straciło cierpliwość. Jakuba za to awansowano. Postawili go na miejscu wuja. To był cios dla dumy Witolda. Wyjechał z miasta, niby „tymczasowo”, ale, jak się dowiedziałam, po prostu nie mógł znieść, iż teraz jest niżej w hierarchii.
A niedawno mój mąż oznajmił, iż wuj wraca. Zaproponowano mu stanowisko pomocnika – pod kierownictwem Jakuba. Byłam przerażona. Prosiłam męża, żeby porozmawiał z przełożonymi, znalazł innego pomocnika. Ale choćby nie chciał słuchać. Powiedział, iż bez pomocy nie da rady, a z wujem kiedyś im się dobrze pracowało.
Tylko ja wiem, jak to się skończy. On nie pogodzi się z podległą pozycją. Znajdzie coś, za co się uczepi, gdzie podłoży nogę. Będzie podgryzał, niszczył. W końcu ma w tym doświadczenie. Zazdrości. Nie umie pracować na równych zasadach. Zawsze ciągnie kołdrę w swoją stronę.
Nie poznaję już swojego męża. Stał się jak marionetka w rękach wuja. I jeżeli tak dalej pójdzie – boję się, iż po prostu nie wytrzymamy. Albo on straci pracę, albo ja stracę rodzinę. A może i jedno, i drugie. Nie wiem, jak żyć z tym niepokojem. Jak ocalić to, co nam jeszcze zostało.