Olga jeszcze spała, gdy nagle obudził ją dzwonek telefonu. Była sobota i bardzo chciała się wyspać. Ale dzwonek nie przestawał dzwonić. Musiała odebrać. – Naprawdę śpisz, śpiąca królewno? – usłyszała w słuchawce głos swojego ukochanego Andrzeja. – Wyjrzyj przez okno. Dzień jest po prostu cudowny! – Okno jest zamarznięte – mruknęła Olga. – I w ogóle jest mi zimno, żeby otwierać okno. – Ale problem! – zaśmiał się Andrzej. – A ja chciałem cię zaprosić na spacer. – interesujące na jaki?! – wykrzyknęła Olga. – Wirtualny, czy co? Przecież jesteś za granicą, w swojej Czechii! W słuchawce zapadła dziwna cisza… Olga nagle aż wyskoczyła z łóżka z niespodziewanej myśli

przytulnosc.pl 3 godzin temu

Przez mroźne okno, pokryte dziwacznymi wzorami, przechodziło błękitne światło zimowego poranka.

Olga stoi przy oknie z telefonem w ręku i dopiero teraz odczuwa, jak zimna jest podłoga, a ona jest boso i jeszcze nie do końca obudzona. A w słuchawce słychać jego głos:

– Przepraszam, znowu cię obudziłem?

Tak, to była chwila przebudzenia, granica między snem a rzeczywistością, wyjście z iluzorycznych snów do ponurej rzeczywistości.

– Cześć, dlaczego dzwonisz tak wcześnie? – głos brzmiał ospale i bez radości, a w duszy narastał smutek, smutek z powodu straty.

Jego głos, który jeszcze kilka sekund temu wydawał się ciepły i radosny, nagle stał się odległy, nieco dźwięczny.

– Tęskniłem. Miałem nadzieję, iż myślisz o mnie tak samo jak ja o tobie, iż nie śpisz, czekasz na mój telefon…

– Andrzeju, przejdź do rzeczy, – powiedziała Olga, wracając do łóżka pod kołdrę.

On zaczął opowiadać, jak piękna jest Praga przed Nowym Rokiem, cała w światłach i girlandach, świeci nocami, a teraz, tak wcześnie, cała zalana czarodziejskim blaskiem.

– U nas nie jest gorzej, – odpowiedziała Olga. – Dalej?

A dalej były żarty o niej „śpiącej królewnie”, o tym, jak pięknie wygląda rano, jak on ją wspomina, żałuje rozstania. Ale wszystko to już słyszała nie raz. Rozstali się rok temu, a ten smutek po stracie wciąż nie zniknął. I nie zniknie do końca.

Z Andrzejem byli razem przez całe pięć lat studiów. To była miłość, prawdziwa, silna. Rozumieli to oni, rozumiała to jej mama. Ale rodzice Andrzeja – nie.

Czekali, aż syn skończy studia, otrzyma dyplom. I jak tylko to się stało, od razu wyjechali do tej, tak pięknej, Czechii.

Przyjaciel ojca załatwił sobie dobrą pracę, znalazło się też miejsce dla Andrzeja. I bez sensu byłoby to wszystko stracić, a rodzice by na to nie pozwolili. Wszystkie ruchome i nieruchome mienie zostało sprzedane, więc nie miał gdzie zostać.

– Możesz zamieszkać u mnie, – powiedziała nieśmiało wtedy Olga, wiedząc, iż mama nie będzie przeciwna.

Ale Andrzej ten wariant odrzucił. Trzeba mu oddać to, co mu się należało – mimo protestów rodziców, błagał ją, żeby pojechała z nim, albo przyjechała później, gdy sam się tam urządzi.

Ale Olga odmówiła, rozumiejąc bezsens tego pomysłu. Mamy nie zostawiłaby samej, to raz. A wejście do rodziny jako niechciana synowa – tego nie zamierzała, to dwa.

Tak, ustatkował się. Pracuje w agencji turystycznej, jednocześnie uczęszczając na kursy języka czeskiego. Ambitny młody człowiek. Ale i Olgi nie zostawia w spokoju. Dzwoni, czeka na coś, prosi, by jeszcze raz to przemyślała. Ona przemyślała, i to nie raz, ale do innego kraju nie pojedzie. choćby dla Andrzeja.

Przecież on dla niej nie został w ojczyźnie, więc dlaczego ona miałaby wyjechać dla niego?

Zauważyła, jak mama się martwi. Nie mówi tego wprost, ale myśli o tym, martwi się, iż Olga wyjedzie, zostawi ją samą.

Nie, nie wyjedzie. Tylko iż życie bez Andrzeja się nie układa.

Na początku Olga chciała jak najszybciej wyjść za mąż na złość jemu. I choćby miała kandydata, swojego byłego nauczyciela wychowania fizycznego ze szkoły. Młody, wysportowany, przystojny.

Spotkał ją kiedyś na ulicy i od razu wyznał, iż zawsze ją wyróżniał spośród innych. Zaczęli się spotykać, oświadczył się. I w ostatniej chwili Olga mu odmówiła. Po co dobremu człowiekowi psuć życie, wychodząc za mąż tylko po to, by się zemścić na innym? To bez serca…

Nauczyciel się martwił, przychodził do niej, prosił, by pozostali przyjaciółmi. Zostali.

I tak dziś wieczorem się spotykają, zaprosił ją na kolację do kawiarni. Wciąż ma nadzieję, biedak.

A wtedy odezwał się Andrzej:

– Co robisz dziś wieczorem?

– Idę do kawiarni z kolegą – odpowiedziała Olga. – A ty?

W słuchawce zapadła nieprzyjemna cisza. Już lepsze byłyby jego głupie żarty…

– Nic… Jeszcze nie myślałem.

Ton z wesołego zmienił się na smutny z nutą urazy w głosie. Olga powstrzymała się, żeby nie zaczynać tłumaczeń, iż to tylko kolega, nie przejmuj się, i tym podobne…

…Przypomniała sobie, jak trzy lata temu latem pojechali kąpać się nad jezioro. Dno było muliste. Ostrożnie postawiła krok i od razu utknęła w ciepłym mule niemal po kolana.

Dziewczyna krzyknęła z nieprzyjemnego uczucia, a Andrzej był już daleko, prawie na środku.

Zrobiło jej się nieswojo, ale nie mogła się wydostać. I nagle czyjeś silne ręce podniosły ją, wyciągnęły i znalazła się w wodzie, płynąc obok jakiegoś przystojniaka.

– Przestraszyłaś się? – zapytał i uśmiechnął się tak, iż serce jej zadrżało.

A do nich już płynął Andrzej. Mężczyzna mrugnął do niej i odpłynął w innym kierunku.

– Co to było, Olgo? – zapytał oburzony, zerkając na chłopaka, który już odpłynął.

I zaczęła się tłumaczyć, iż to nie jej wina, sam podszedł, podniósł ją z mułu. Mówiła nieskładnie, zaczerwieniła się…

Pokłócili się wtedy, ale gwałtownie się pogodzili. A teraz znowu: kolega, kawiarnia… No i co z tego?!

Może przecież pójść z kolegą na kolację, choć mogła to przemilczeć.

Przypomniała sobie, jak obejmował ją po kłótni, uśmiechał się, a w jej głowie krążyły jakieś myśli przy wesołej muzyce karuzeli.

Jak dobrze z nim było. Dlaczego? Dlaczego tego nie zachowali?

– Olgo, no nie smuć się – nagle usłyszała i uśmiechnęła się.

– I ty się nie smuć. Cześć, Andrzeju. Muszę się zbierać, mam sprawy do załatwienia…

– W niedzielę? – zapytał. – Dobrze, nie zatrzymuję cię. Do usłyszenia…

Odłożył słuchawkę, a Olga miała ochotę płakać…

…Wieczorem w kawiarni było smutno. Rozmowa znów krążyła w kółko. Czy zmieniła zdanie, czy ma nadzieję? Czy mogą spędzić razem Boże Narodzenie?

Olga jakoś próbowała łagodzić sytuację, żartować, ale w końcu powiedziała:

– Jestem beznadziejna. Pogódź się z tym. Gdybym cię kochała, to bym za ciebie wyszła.

Umówili się, iż nigdy więcej nie wrócą do tego tematu, ale on mimo wszystko zaprosił ją na Sylwestra w towarzystwie znajomych jako przyjaciółkę.

– Zastanowię się – powiedziała Olga, nie znając jeszcze planów mamy.

Andrzej nie dzwonił przez długi czas po tej ostatniej rozmowie. Tak, Olga żałowała, iż powiedziała mu o tej bezsensownej kawiarni. Ale on zapytał, więc odpowiedziała. Czy powinna była skłamać?

Dziwny dar losu – rozmowy z mężczyzną, którego nie ma przy tobie, ale tęsknisz za nim, za jego spojrzeniem, ramionami. Słyszysz jego głos, oddech, intonację. choćby to, iż jest smutny, czujesz.

Ale nie możesz go dotknąć, uśmiechnąć się, patrząc mu w oczy, dotknąć jego ust.

Mogłaby zadzwonić sama, ale Olga tego nie robi. Czeka.

Mówią, iż im dłuższe czekanie, tym radośniejsze spotkanie. I przez cały czas wierzyła, iż prędzej czy później ich światy się połączą.

Zrobi krok w jej stronę na próg i powie – wróciłem, nie mogę bez ciebie…

…Tego późnego ranka na tydzień przed Nowym Rokiem Olgę obudził dzwonek telefonu. Była sobota i bardzo chciała się wyspać. Ale telefon nie przestawał dzwonić! Musiała odebrać…

– Naprawdę śpisz, śpiąca królewno? – usłyszała w słuchawce jego znajomy głos. – Wyjrzyj przez okno. Mróz i słońce – dzień po prostu cudowny!

– Okno jest zamarznięte… – wymamrotała Olga. – I w ogóle jest mi zimno, żeby je otwierać.

– Ale problem! – zaśmiał się Andrzej. – Chciałem cię zaprosić na spacer.

– interesujące jaki?! – wykrzyknęła Olga. – Wirtualny, czy co? Przecież jesteś za granicą, w swojej Czechii?

W słuchawce zapadła dziwna cisza… Olga nagle aż wyskoczyła z łóżka z niespodziewanej myśli!

– Spacer po zimowym parku z zamarzniętą fontanną i stadkiem gilów by ci odpowiadał? – zapytał nagle Andrzej. – Przyleciały, usiadły na gałęziach i czekają na ciebie…

Olga natychmiast się ubrała, chwyciła płaszcz z wieszaka, włożyła buty i pobiegła, odpowiadając zdziwionej mamie:

– Muszę, mamo! Potem ci opowiem, zamknij drzwi…

Ulica posypana świeżym śniegiem przyjęła ją w swoje objęcia.

Wokół wznosiły się budynki jak olbrzymy. A ona, mała jak płatek śniegu, biegła tam, nie wierząc, iż to wszystko się dzieje.

Czy naprawdę go spotka?!

Do parku było blisko, ale mróz wciskał się pod kołnierz, mroził policzki. Olga już biegła parkiem i już… Widziała go…

Stał pod drzewami, na srebrnych gałęziach których jak jabłka kołysały się gile…

– Prawda, iż pięknie? – powiedział do niej i mocno ją objął. – Nie mogę bez ciebie…

A ich serca połączyły się w szalonym pocałunku. A co będzie dalej, to się okaże. Najważniejsze to tu i teraz. I to nazywa się szczęściem.

Idź do oryginalnego materiału