Kasia z matką siedziały na starym łóżku. Obie były ciepło ubrane. Zima, a w domu dopiero co napalili w piecu.
Nic się nie martw, mamo. Wszystko będzie dobrze. Nie zginiemy. Zaraz podam ci leki.
Kasia, jak mogła, uspokajała matkę, choć wcale nie była jej prawdziwą matką to teściowa, i to już prawie była.
Tak się złożyło, iż żyły we trójkę: matka, syn i jego żona Kasia.
Kasia wyszła za mąż późno, w wieku trzydziestu lat. Była drugą żoną Jacka. Nie zniszczyła rodziny gdy się poznali, Jacek był już po rozwodzie.
Teściowej, Marii Antoninie, od razu się spodobała. I Kasia polubiła teściową od pierwszego wejrzenia. Czuła w niej bliską, dobrą duszę. Przytulała, rozmawiała, rozumiała. Kasia wcześnie straciła rodziców i została zupełnie sama. W teściowej znalazła rodzinę.
Spiknęły się mawiał o nich Jacek.
Pięć lat małżeństwa minęło jak jedna chwila. A potem Jacek stał się opryskliwy i wybuchowy. Krzyczał na Kasię, na matkę. A przyczyną była kochanka. Często się spóźniał i wracał podpity.
Pewnego dnia oznajmił, iż się rozwodzi. Dał im dwa dni na spakowanie się. Kasia choćby nie zdążyła wyjechać, gdy przyjechała jego nowa kobieta z walizką.
Może celowo tak zrobiła, by zobaczyć poprzedniczkę i nawrzucać jej brudów. Ale jej się nie udało. Była to wysoka blondynka z wydętymi ustami i ogromnymi rzęsami, którymi ledwo mrugała.
Kasia choćby się nie powstrzymała i parsknęła śmiechem.
Na to właśnie mnie zamieniłeś? Na tę krowę z rzęsami jak u klaczy? Niech ci się z nią wiedzie, bo ja wcale nie żałuję.
Ale ona jest wesoła. A wy z matką dwie stare pierniki. Dwie kwoki.
Mnie możesz obrażać, ale po co matkę?
Zajączku, a twoja mama zostaje z nami? zaskrzeczało to niewiadomo co, mrugając cudownymi rzęsami. Niech ją sobie zabierze. Po co nam twoja matka? Zajączku
Tak, mamo, tobie też pora. Zbyt długo u mnie mieszkałaś.
Gdzie ja pójdę? Oddałam ci wszystkie pieniądze ze sprzedaży mieszkania, żebyś wybudował ten dom matka złapała się za serce.
Tylko bez scen. Możesz zostać, ale nie wychodź ze swojego pokoju. Teraz tu gospodynią będzie Alicja.
Kotku, niech obie się wynoszą.
To moja matka!
Twoja matka? Chcesz powiedzieć, iż ja będę miała taką teściową? Ooo Kotku
Kasi znudziło się słuchać ich obelg.
Mamo, pojedziesz ze mną na wieś?
Już lepiej na wieś, niż z takim synem i tą
Poczekaj. gwałtownie spakuję twoje rzeczy.
Nie zapomnij leków i mojej szkatułki. I torebki.
Kasia wyciągnęła kolejną walizkę. Na gwałtownie wrzuciła tam wszystko. Szkatułka, torebka, leki, dokumenty, bielizna, ubrania.
Zabierajcie wszystko. Nie potrzebujemy waszych rzeczy odezwała się Alicja. Prawda, kotku?
Jacek milczał. Nic więcej nie mógł zrobić. Rozumiał, iż matka mu tego nie wybaczy. A może i wybaczy w końcu to matka.
W pół godziny później Kasia stała przy samochodzie. Maria Antonina już siedziała na tylnym siedzeniu i cicho ocierała łzy. choćby nie spojrzała w stronę syna, tylko ciężko westchnęła.
Ciężko to przyjąć, gdy oddałaś mu wszystko a teraz jesteś niepotrzebna.
Jak teraz będziemy żyć, dziewczyno?
Wszystko będzie dobrze. Mam oszczędności. Wystarczy, zanim znajdę pracę. Ty masz emeryturę. Przeżyjemy. Na chleb z masłem starczy.
Przyjechały do wsi, gdzie Kasia spędziła dzieciństwo. Dobrze, iż jeszcze był dzień. W domu było zimno. Kasia gwałtownie napaliła w piecu. Przyniosła wody, postawiła czajnik.
Jak ty to wszystko sprawnie robisz. Jakbyś całe życie tu mieszkała.
Dziadek mnie wszystkiego nauczył. Dobrze, iż kupiłyśmy jedzenie. Nie trzeba iść do sklepu. Nie lubię wiejskich plotek.
Powoli robiło się cieplej.
Jutro tu wszystko umyję.
Do drzwi zapukano.
Sąsiadka wróciła? Dawno cię nie było. A ja patrzę twoje auto stoi. Co w zimę przyjechałaś? Czy problem jakiś?
Wszystko w porządku, wujku Kaziku. Już dobrze. Opowiem ci kiedy indziej. Siadaj, napij się z nami herbaty.
A ja chciałem cię zaprosić. Ale ty nie jesteś sama? Dopiero teraz zauważył kobietę.
To Maria Antonina. A to Kazimierz Piotrowicz przedstawiła ich sobie.
Daj znać, jeżeli czegoś potrzebujesz.
Na razie nic. Dziękuję.
Minął tydzień. W domu zrobiło się czysto i przytulnie.
Wiesz, Kasiu, ja też jestem ze wsi. Wyszłam za mąż za mieszczucha. Zginął, gdy Jacek miał dwadzieścia trzy lata, a ja sprzedałam mieszkanie. Syn obiecał, iż zawsze będę z nim mieszkać. A popatrz, jak się wszystko potoczyło.
Nie płacz. Wiem, iż ciężko. Mnie też jest źle. A może doczekasz się wnuków.
Od tej? Broń Boże. A Kazimierz Piotrowicz z kim mieszka?
Sam. Żona utonęła, ratując sąsiedzkie dziecko. Dawno temu. Już się nie ożenił. Dzieci nie ma. Tak żyje sam. Przyjaźnił się z moim dziadkiem, choć był od niego młodszy. Jest w twoim wieku.
Minął miesiąc. Od Jacka nie było wieści. choćby do matki nie zadzwonił. Ale pewnego dnia na telefon Kasi zadzwonił nieznany numer.
Kasia?
Tak.
Twój mąż nie żyje.
Pomyłka.
Nie, to nie pomyłka. Jacek Był pijany i rozbił się samochodem. Może to dla was bolesne, ale jechał z tą dziewczyną. Ona przeżyła, wyleciała z auta, choćby zadrapania nie ma. Proszę przyjechać na identyfikację.
Boże, biedna Maria Antonina. Trzeba jej jakoś powiedzieć. Co robić? Wujek Kazio! On pomoże.
Kasiu, co się stało, wyglądasz jak widmo!
Mamo, nie martw się, usiądź. Jacka już nie ma.
Ojej Maria Antonina zaniosła się płaczem. Jak to? To moja wina! Zostawiłam go!
Mamo, on ci












