Barbara siedziała w kuchni z przyjaciółką, ledwo powstrzymując łzy. Dłonie się trzęsły, myśli plątały, a głos urywał co chwilę.
— Czekaj… Po prostu spakował rzeczy i wyszedł? — zdziwiła się Kasia, jej dawna przyjaciółka.
— Tak — ochryple odparła Barbara. — Po dwudziestu latach razem. Wziął torbę, rzucił: „Pokochałem inną” i zatrzasnął drzwi.
— Może źle zrozumiałaś? To może tylko kryzys? — niepewnie zapytała Kasia.
— Kasiu, słyszysz siebie?! Jakie nieporozumienia?! Odszedł. Bez łez, bez awantur, bez próby wyjaśnień. Jakby tych dwudziestu lat nigdy nie było.
Barbara zakryła twarz dłońmi. W oczach znów zabłysły łzy. Tak zdradzonej i opuszczonej jeszcze się nie czuła.
— A dzieci wiedzą? — ostrożnie spytała Kasia.
— Nie… Zosia i Tomek są na koloniach. Wysłałam ich trzy dni temu. Wrócą za dwa tygodnie… Nie mam pojęcia, jak im to powiem. Jak?!
— Może lepiej, iż teraz ich nie ma. Będziesz miała czas… choć trochę się pozbierać.
— Zbierać się po tym? On był sensem mojego życia… — szepnęła Barbara, chwytając się za głowę. — Jak mogłam tego nie zauważyć?
Chwilę panowała cisza, aż Kasia niespodziewanie zaproponowała:
— Zemścijmy się. Po kobiecemu.
— Co? — Barbara podniosła wzrok. — Jak?
— Prosto. Idziemy na randkę. Z kimś nowym. Jesteś piękna, zadbana, mądra. Masz mieszkanie, pracę, dzieci to skarb. Każdy by cię chciał. Pokażemy mu, iż nie jesteś tylko „byłą żoną”, tylko kobietą, o której się marzy.
— Nie wiem… Wciąż go kocham…
— A on ciebie? Kocha, zostawiając cię dla innej? — Kasia ścisnęła jej dłoń. — Chodź. Nic nie tracisz. Tylko trochę rozrywki.
Barbara wahała się, ale w końcu skinęła głową. Godzinę później przeglądały w aplikacji kandydatów na „randkę w ciemno”. Wieczorem Kasia odprowadziła ją do restauracji i, mrugając, zostawiła samą.
Barbara, drżąc, weszła do środka. Stolik nr 13. Ktoś już tam siedział.
— Przepraszam za spóźnienie, korki… Marcin?
— Barbara? — mężczyzna poderwał się. — Nie wierzę! Co za przypadek…
Okazał się jej dawnym kolegą z pracy, z którym spędzili pięć lat w jednym biurze. Po jego odejściu stracili kontakt, ale zawsze łączyła ich szczególna więź.
— To chyba przeznaczenie — uśmiechnęła się, siadając.
Rozmowa potoczyła się naturalnie. Wspominali dawne czasy, znajomych, śmieszne sytuacje. Śmiech, luz, ciepło — jakby tych lat rozłąki wcale nie było. Wtedy Marcin nagle zapytał:
— Słuchaj, a czemu umówiłaś się na tę randkę?
Barbara zastygła. Najpierw chciała skłamać, ale coś w jego głosie zmusiło ją do szczerości.
— Mąż mnie zostawił. Wczoraj. Spakował się i poszedł. Powiedział, iż jest z inną. Nie wiem, jak żyć dalej.
Marcin spuścił wzrok, po czym delikatnie wziął ją za rękę:
— Nie jesteś sama, Basiu. I, szczerze, cieszę się, iż dziś właśnie ciebie tu spotkałem.
Po raz pierwszy od wczoraj Barbara poczuła się nie jak porzucona, ale jak ktoś ważny. Ktoś, kto jest widziany i doceniany.
Ale Marcin był powściągliwy:
— Nie psujmy tego wieczoru. Zamówię ci taksówkę. W weekend spotkajmy się znowu. Tak, po prostu, jak starzy przyjaciele.
Obudziła się w domu. Na k— Tak tylko, żebyś wiedziała — szepnęła Kasia, patrząc na uśmiechniętą Barbarę — czasem upadek to początek latania.