Odszedł po dwudziestu latach małżeństwa… A potem chciał wrócić. Ale ja byłam już inna.

polregion.pl 15 godzin temu

Wyszedł po dwudziestu latach małżeństwa… A potem chciał powrócić. Ale ja już nie byłam tą samą kobietą.

Jadwiga siedziała w kuchni z przyjaciółką, ledwie powstrzymując łzy. Dłonie jej drżały, myśli plątały się w głowie, a głos załamywał co chwila.

— Czekaj… Po prostu wziął swoje rzeczy i wyszedł? — zdumiała się Krystyna, jej dawna towarzyszka życia.

— Tak — odpowiedziała Jadwiga ochryple. — Po dwudziestu latach razem. Spakował torbę, rzucił: „Pokochałem inną” i zatrzasnął drzwi.

— Może go źle zrozumiałaś? Może to tylko kryzys? — wyraziła wątpliwość Krystyna.

— Kryzys? Słyszysz, co mówisz?! Jakie nieporozumienia?! Odszedł. Bez łez, bez histerii, bez próby wyjaśnienia. Jakby tych dwudziestu lat wspólnego życia w ogóle nie było.

Jadwiga zakryła twarz dłońmi. W oczach znów zabłysły łzy. Nigdy wcześniej nie czuła się tak opuszczona i zdradzona.

— A dzieci wiedzą? — ostrożnie zapytała Krystyna.

— Nie… Ania i Staś są na koloniach. Zaledwie trzy dni temu odprowadziłam ich na pociąg. Wrócą za dwa tygodnie… I nie mam pojęcia, jak im to powiem. Jak?!

— Może i lepiej, iż teraz ich nie ma. Będziesz miała czas… żeby choć trochę się pozbierać.

— Po zbierać się? Po czymś takim? On był sensem mojego życia… — szepnęła Jadwiga, chwytając się za głowę. — Jak mogłam tego nie zauważyć? Jak?

Na chwilę zapadła cisza, którą przerwało niespodziewane pytanie przyjaciółki:

— A może się na nim zemścimy? Po kobiercu.

— Co? — Jadwiga podniosła wzrok. — Jak to sobie wyobrażasz?

— Bardzo prosto. Idziemy dziś na randkę. Z nieznajomym. Jesteś piękna, zadbana, mądra. Masz mieszkanie, pieniądze, dzieci jak marzenie. Jesteś łakomym kąskiem. Udowodnijmy mu, iż nie jesteś tylko byłą żoną, ale kobietą, o której się śni.

— Nie wiem… Wciąż go kocham…

— A on ciebie? Czy on też cię kocha, kiedy odchodzi do innej? — Krystyna uścisnęła dłoń przyjaciółki. — Chodź. Nic nie tracisz. Tylko się rozerwiesz.

Wątpliwości targały Jadwigą, ale w końcu skinęła głową. Godzinę później przeglądały w aplikacji kandydatów na „randkę w ciemno”. Wieczorem Krystyna odprowadziła ją do restauracji i, mrugając, zostawiła samą.

Jadwiga, drżąc z nerwów, weszła do środka. Stolik numer trzynaście. Ktoś już przy nim czekał.

— Przepraszam za spóźnienie, korki… Marek?

— Jadwiga? — mężczyzna zerwał się z miejsca. — Nie może być! Co za zbieg okoliczności…

Okazał się jej dawnym kolegą z pracy, z którym spędzili ramię w ramię pięć lat. Po jego odejściu stracili kontakt, ale zawsze między nimi była szczególna nić sympatii.

— To musi być przeznaczenie — uśmiechnęła się Jadwiga, siadając.

Rozmowa potoczyła się naturalnie. Wspominki z biura, znajomi, śmieszne historie. Śmiech, lekkość, ciepło — powróciły, jak gdyby nigdy nie było tej przerwy. A potem Marek nagle zapytał:

— Słuchaj, a dlaczego postanowiłaś iść na randkę?

Jadwiga zastygła. Chciała skłamać. ale coś w jego tonie sprawiło, iż postanowiła być szczera.

— Mąż mnie zostawił. Wczoraj. Spakował rzeczy i odszedł. Powiedział, iż ma inną. Ja… nie wiem, jak żyć dalej.

Marek spuścił wzrok, po czym delikatnie ujął jej dłoń:

— Nie jesteś sama, Jadziu. I szczerze mówiąc, cieszę się, iż to właśnie ciebie dziś zobaczyłem przy tym stoliku.

Jadwiga po raz pierwszy od wczoraj poczuła się nie porzucona, ale potrzebna. Jak ktoś, kogo naprawdę widzą. Kogo cenią.

Lecz Marek był powściągliwy:

— Nie psujmy tego wieczoru. Zamówię ci taksówkę. A w weekend spotkajmy się znów. Tylko jako starzy przyjaciele.

Obudziła się w domu. Na fotelu spała Krystyna.

— Całą noc tu siedziałaś? — zapytała Jadwiga, mrużąc oczy od słońca.

— Aha. I mogłabyś podziękować, tak nawiasem mówiąc — ziewnęła przyjaciółka. — No to, jak poszło?

— Spotkałam Marka — wyszeptała Jadwiga.

— Tego samego?! Który trzy lata temu o mało się w tobie nie zakochał?!

Jadwiga przytaknęła. ale nie zdążyły dokończyć — ktoś zapukał do drzwi. Krystyna poszła otworzyć, a Jadwiga, czując niepokój, wbiegła do łazienki.

— Jadziu! Gość przyszedł — zawołała Krystyna z przekąsem.

— Kto?..

Na progu stał… jej mąż.

— Jadziu, wybacz… Jestem głupcem, popełniłem błąd…

— Ty? Błąd? Wtedy, gdy pojechałeś z tamtą nad morze i wrzuciłeś zdjęcia do internetu? Czy gdy spędziłeś noc „u kolegi”?

— Nikogo nie kochałem, tylko ciebie… Dla dzieci…

— Nie mieszaj w to dzieci! — ostro przerwała Jadwiga. — A wiesz co? Wczoraj byłam na randce. Z Markiem. Spędziliśmy wspaniały wieczór. I choć nic między nami nie było, zrozumiałam: już cię nie chcę.

Mąż zdrętwiał.

— Czyli teraz jesteś z nim?!

— A ty z kim byłeś, gdy mnie zdradzałeś?! Jesteśmy kwita.

Pobladł, wypadł z mieszkania. A ona… westchnęła. Lekko. Swobodnie. Jakby ciężar spadł z serca.

Tego samego wieczoru zadzwoniła do Marka:

— Cześć. Rozwiodłam się. Na dobre. Nie zmieniłeś zdania o spacerze nad Wisłą?

— Nigdy, Jadziu. Czekałem na to.

Zaczęli się spotykać. Bez złudzeń, bez pośpiechu, ale z ufnością i blaskiem. Gdy wróciły dzieci, Marek poznał je jako stary dobry znajomy. I wszystko się ułożyło. Nie od razu, niełatwo, lecz… prawdziwie.

Czasem zniszczenie to początek czegoś lepszego. Jadwiga to zrozumiała. I nigdy więcej nie pozwoliłaby już sobą pomiatać.

Idź do oryginalnego materiału