Odmówię oddania mamy do domu opieki – taka nie powinna być jej ostatnia droga.

twojacena.pl 3 tygodni temu

Nie oddam swojej mamy do domu spokojnej starości – bo nie zasłużyła na taki koniec.

Nazywam się Kinga. Mam trzydzieści sześć lat. Za sobą jedną nieudaną próbę założenia rodziny, lata wewnętrznej walki i ogromne, czasem duszące poczucie winy wobec najważniejszej osoby w moim życiu – mojej mamy. A teraz, gdy los zdawał się znów dać mi szansę na szczęście, stanęłam przed strasznym wyborem, który rozdziera mi serce.

— Kinga, naprawdę nie wiem, co robić… — mówiłam przez telefon do mojej przyjaciółki Agnieszki, patrząc przez okno na szare niebo nad Warszawą. — Krzysztof jest wspaniały. Troskliwy, silny, opiekuńczy. Przy nim czuję się kobietą. Proponuje, żebym się do niego wprowadziła, zaczęliśmy żyć razem… Ale co z mamą? Ty wiesz, jaka ona jest…

Tak, Agnieszka wiedziała. Wszyscy bliscy wiedzieli, iż mama to nie tylko „mocno przywiązana krewna”. To kobieta, która z roku na rok stawała się coraz bardziej władcza, kolczasta, żądająca ciągłej uwagi, a przy tym niewiarygodnie wrażliwa. I gdy przedstawiłam ją Krzysztofowi – wszystko poszło na opak.

Na spotkaniu mama zaczęła dziwaczne numery od samego początku. Nazywała Krzysztofa innymi imionami, udawała, iż się myli, choć ma pamięć jak słoń. Potem „przypadkiem” przewróciła talerz z sałatką prosto na jego spodnie. Krzysztof wstał i wyszedł. Mama natychmiast odegrała atak serca – wezwałam karetkę. Gdy lekarze odjechali, spokojnie położyła się spać. Ja zaś do świtu siedziałam w kuchni i szlochałam, nie rozumiejąc, za co mnie to wszystko spotyka.

Ostatniej naszej rozmowie Krzysztof postawił sprawę jasno:

— Kinga, musisz pomyśleć o domu spokojnej starości. Tam się nią zajmą, ty odetchniesz, my zaczniemy budować swoje życie.

Nie odpowiedziałam od razu. Ale w środku odezwała się pamięć, jak głos z przeszłości.

Gdy miałam 22 lata, zakochałam się w koledze z pracy, Marku. Mieszkałyśmy z mamą sam na sam w dwupokojowym mieszkaniu. Mama była przeciw. Totalnie. Potajemnie wzięliśmy ślub i Marek wprowadził się do mnie. Czyli do nas.

I zaczęło się piekło. Mama wołała mnie z jednego pokoju, Marek z drugiego. Czułam się rozdarta na pół. Łzy stały się codziennością. Po roku odszedł.

— Jesteś dobra, Kinga. Ale dopóki przy tobie twoja mama – nie będziesz szczęśliwa – powiedział na pożegnanie.

Zostałam sama. I pogodziłam się z tym. Aż do Krzysztofa. Aż do chwili, gdy znów ktoś podał mi rękę. I teraz – znów ślepy zaułek.

Po obejrzeniu domu spokojnej starości czułam się jeszcze gorzej. Wszędzie czysto, schludnie, elegancko. Ale atmosfera… Jakby chłód wiał od ścian. Staruszkowie siedzieli w milczeniu, wpatrzeni w pustkę. Kilkoro spacerowało po alejkach, ale nikt się nie uśmiechał. Nie wytrzymałam i spytałam opiekunkę:

— Dlaczego tu wszyscy tacy smutni?

— Bo są sami. Porzuceni. Rodzina nie przyjeżdża, choćby nie dzwoni. A oni czekają. Siedzą przy oknach, wychodzą do bramy…

W drodze do domu milczałam. A w środku – burza. Przed oczami migały mi obrazy: jak mama okrywała mnie kołdrą, gdy byłam chora, jak biegła z pracy do apteki, jak sama ciągnęła całe moje życie. Tak, była trudna. Tak, czasem nie do zniesienia. Ale to moja mama.

Gdy podjechaliśmy pod dom, Krzysztof zapytał:

— No to kiedy zaczynamy przygotowania do przeprowadzki?

Odwróciłam się do niego i powiedziałam:

— Nigdy. Nie mogę jej zdradzić. To byłoby podłe. Mama dała mi całe swoje życie. I choć nie jest idealna, jestem jej wdzięczna. jeżeli chcesz być ze mną, musisz znaleźć z nią wspólny język. jeżeli nie – to znaczy, iż nie jesteśmy dla siebie.

Odwróciłam się i odeszłam. Nie zadzwonił. Następnego dnia, ani tydzień później. Myślę, iż podjął swoją decyzję.

Ja swoją też. Może znów nie trafiłam na odpowiedniego mężczyznę. Może znów zostanę sama. Ale nie dam rady żyć, wiedząc, iż moja mama płacze w jakiejś placówce, bo wymieniłam ją na czyjeś „wygodne życie”. To nieuczciwa zamiana. To nie jest miłość. I to nie jestem ja.

Może kiedyś znów się zakocham. Ale jedno wiem na pewno: moje sumienie będzie czyste. A serce – wciąż bijące.

Idź do oryginalnego materiału