Oddajcie nam dziecko. To my jesteśmy jego prawdziwymi rodzicami powiedzieli obcy ludzie stojący w progu.
Mamo, mogę jutro nie iść do szkoły? Znowu boli mnie głowa! Staś stał w drzwiach kuchni, trzymając się framugi.
Magda odwróciła się od kuchenki, gdzie mieszała zupę. Syn rzeczywiście wyglądał blado, pod oczami miał cienie.
Znowu? To już trzeci raz w tym tygodniu. Może pójdziemy do lekarza?
Nie trzeba lekarza. Po prostu jestem zmęczony. Mogę zostać w domu?
Zobaczymy rano. Idź teraz odrabiać lekcje.
Już je zrobiłem.
Wszystkie? choćby matematykę?
Nawet matematykę.
Magda podeszła do syna, przyłożyła dłoń do jego czoła. Temperatura wydawała się normalna. Ale ostatnio Staś był jakiś apatyczny, zamyślony. Wcześniej nie mógł usiedzieć w miejscu, a teraz godzinami siedział w pokoju, patrząc przez okno.
Stasiu, wszystko w porządku w szkole? Nikt cię nie dręczy?
Wszystko gra, mamo. Po prostu głowa boli.
Chłopiec poszedł do swojego pokoju. Magda wróciła do gotowania, ale niepokój nie dawał jej spokoju. Osiem lat wychowywała dziecko, wydawało się, iż zna je na wylot, a teraz nagle czuła coś się dzieje, ale nie potrafiła zrozumieć, co.
Wieczorem wrócił mąż, Krzysztof. Zmęczony po pracy, ale widząc zatroskaną twarz żony, od razu spięty.
Co się stało?
Staś znowu narzeka na ból głowy. Trzeci raz w tym tygodniu.
To trzeba iść do lekarza.
Mówię mu, ale nie chce. Może naprawdę jest przemęczony? Koniec semestru, klasówki.
Krzysztof poszedł do syna. Magda słyszała, jak rozmawiali półgłosem. Po chwili mąż wrócił, usiadł przy stole.
Mówi, iż wszystko w porządku. Ale zgodził się jutro iść do lekarza.
No i dobrze. Rano zadzwonię i umówię wizytę.
Przy kolacji Staś prawie nic nie jadł. Pobawił się widelcem w ziemniakach, wypił herbatę i poprosił, by iść spać. Magda i Krzysztof wymienili spojrzenia.
Może się zakochał? zasugerował Krzysztof. W tym wieku to się zdarza.
Za wcześnie mu na miłosne dramaty. Ma dopiero osiem lat.
No kto wie. Dzieci teraz gwałtownie dorastają.
Magda sprzątnęła ze stołu, umyła naczynia. W głowie kłębiły się różne myśli. Może w szkole coś się wydarzyło? A może jest poważnie chory?
W nocy kilkakrotnie zaglądała do pokoju syna. Staś spał niespokojnie, przewracał się, coś mamrotał przez sen. Magda poprawiła kołdrę, pogłaskała go po głowie. Chłopiec otworzył oczy.
Mamo?
Śpij, kochanie. Wszystko w porządku.
Mamo, ty mnie kochasz?
Oczywiście, iż tak. Najbardziej na świecie.
A jeżeli jeśli nie jestem twój?
Magda zamarła.
Co za bzdury, Stasiu? Oczywiście, iż jesteś mój. Śpij już.
Chłopiec zamknął oczy, odwrócił się do ściany. Magda wyszła, ale sen nie nadchodził. Skąd u ośmioletniego dziecka takie myśli?
Rano Staś wstał sam, bez przypominania. Zjadł śniadanie, spakował plecak.
Mamo, idę do szkoły. Głowa już nie boli.
Pewnie? Na pewno nie do lekarza?
Nie trzeba. Jestem zdrowy.
I wybiegł, zanim Magda zdążyła zareagować. Spojrzała przez okno syn szedł przez podwórko szybkim krokiem, jakby się gdzieś spieszył.
Dzień minął jak zwykle praca, zakupy, gotowanie. Ale niepokój nie ustępował. Kilka razy miała ochotę zadzwonić do wychowawczyni, zapytać, jak Staś, ale się powstrzymała. Nie chciała wyjść na panikarę.
O trzeciej po południu zadzwonili do drzwi. Magda otworzyła. W progu stała para mężczyzna i kobieta. Nieznajomi. On około czterdziestki, wysoki, ciemnowłosy. Ona trochę młodsza, ładna, ale z jakimś napięciem na twarzy.
Dzień dobry powiedział mężczyzna. Pani Magda Nowak?
Tak, to ja. A panowie są?
Nazywam się Tomasz Kowalski. To moja żona, Agata. Musimy z panią porozmawiać.
O czym?
Mężczyzna wymienił spojrzenie z żoną. Ta skinęła głową, jakby dodając mu otuchy.
O pani synu. O Stanisławie.
Magda się spięła.
Co się stało Staśkowi? Coś w szkole?
Nie, w szkole wszystko w porządku. Możemy wejść? Rozmowa będzie długa.
Nie znam państwa. O czym mamy rozmawiać?
Kobieta postąpiła krok naprzód. W oczach miała łzy.
Proszę. To bardzo ważne. Chodzi o Musicie oddać nam dziecko. My jesteśmy jego prawdziwymi rodzicami.
Magda cofnęła się. W uszach zaszumiało.
Co? Jakie bzdury! Staś jest moim synem!
Proszę posłuchać mężczyzna wyjął z teczki jakieś papiery. Mamy dowody. Osiem lat temu w szpitalu doszło do pomyłki. Zamieniono dzieci.
Wynoście się! Natychmiast! Albo wezwę policję!
Pani Magdo, proszę, niech pani nas wysłucha kobieta łkała. My też wychowywaliśmy dziecko osiem lat. Kochaliśmy je. A potem okazało się
Co się okazało?
Nasz syn to znaczy chłopiec, którego wychowywaliśmy zachorował. Potrzebna była transfuzja krwi. I wtedy odkryliśmy, iż grupy krwi się nie zgadzają. Ani z moją, ani z męża. Zrobiliśmy test DNA.
Magda trzymała się framugi. Nogi się pod nią uginały.
I co?
Nie jest naszym biologicznym synem. Zaczęliśmy szukać, sprawdzać. Zwróciliśmy się do szpitala. Tam przejrzeli dokumenty. Tej nocy, gdy rodziłam, urodziły się tylko dwa chłopcy. Nasz i pani.
To jakaś pomyłka. Zamieszanie.
Zrobiliśmy test DNA z chłopcem, którego wychowywaliśmy. Potem potem wzięliśmy próbkę DNA pani syna.
Jak wzięliście? Kiedy?
Mężczyzna spuścił wzrok.
Przepraszam. Przez kilka dni obserwowaliśmy go. Wzięliśmy kubek po soku, który wyrzucił. To wystarczy











