„Odchodzę, Asiu. Zostawiam wszystko tobie i naszej córce. Ale mam jedną prośbę…”

przytulnosc.pl 20 godzin temu

– Już cię nie kocham, Asiu – powiedział stanowczo Leszek. – Myślałem długo, rozważałem za i przeciw. I zrozumiałem – nie, nie kocham.

Rozmawiali w kuchni. On siedział przy stole, ona stała przy oknie.

– Ja to już dawno zauważyłam, Leszku – westchnęła spokojnie Joanna.

– Dawno? – zdziwił się. – choćby tak?

– Dziwi cię to? – Joanna otworzyła okno, wzięła głęboki oddech, uśmiechnęła się i zamknęła je.

– Nie, ale… Myślałem, iż nie wiesz – Leszek krzywo się uśmiechnął. – W takim razie wszystko się upraszcza. Musimy się rozstać.

– Jesteś pewien, iż tego chcesz? Po tylu latach? Mamy dziecko.

– Będę płacił alimenty, pomagał wam… I niczego od ciebie nie chcę.

– W jakim sensie?

– Nie będę rościł praw do mieszkania ani dzielił majątku – powiedział, wpatrując się w pusty stół.

– Mówisz o mieszkaniu i domku w Kazimierzu Dolnym, które kupiłam przed ślubem?

– Tak, Joasiu. Bo jestem ponad to. Inny facet zostawiłby cię z niczym. A ja nie. Taki już jestem. Kryształowa dusza.

– Dziękuję, Leszku. Jesteś prawdziwym mężczyzną. Nie to co niektórzy…

– Niektórzy?

– Ci bez tak czystej duszy jak twoja – rzuciła Joanna, zerkając na stos brudnych naczyń w zlewie.

– Ach, ci. Oj tak, bywają tacy, iż człowiek się zastanawia, jak ziemia ich jeszcze nosi.

Joanna uśmiechnęła się kątem ust, patrząc przez okno na deszcz.

– Mężczyźni są różni, Leszku – powiedziała.

– I to jak różni! – ożywił się Leszek. – Mam takiego w pracy, opowiem ci kiedyś…

– Innym razem – przerwała. – Teraz nie mam czasu. Chcesz coś jeszcze dodać?

– Tak, Joasiu. To ważne.

– Słucham.

– Odchodzę, Asiu. Zostawiam wam wszystko. Ale mam jedną prośbę.

– Prośbę?

– Pożyczysz mi pięćset tysięcy?

– Pięćset tysięcy?! A jesteś pewien, iż tyle ci wystarczy?

– Jestem, Joasiu. Policzyłem.

– choćby policzyłeś? – zaśmiała się.

– To nie tak dużo, zważywszy, iż byłem z tobą osiem lat i odchodzę z pustymi rękami…

– Za dużo. Nie dam ci pięciuset tysięcy.

– Jak to nie dasz?

– Nie dam. Ani grosza.

„Dziwne” – pomyślał Leszek. – „Nadia była pewna, iż Joanna bez problemu da. Nie rozumiem… Czy ona nie wie, co ryzykuje?”

– A może trzysta?

– Ani złotówki.

– No dobrze… pięćdziesiąt?

– Leszku, męczysz.

– jeżeli tak stawiasz sprawę… będę dochodził swoich praw w sądzie!

– Bardzo proszę – powiedziała Joanna. – Prawa lubią, jak się je dochodzi. Zwłaszcza gdzie indziej.

– Złożysz pozew ty czy ja?

– Leszku… My już od trzech lat nie jesteśmy małżeństwem.

– Co?

– Trzy lata temu się rozwiedliśmy. Wysłałam ci pozwy, ale nie odbierałeś.

– Nie chodziłem celowo. Myślałem, iż jak nie będę się stawiał, to nas nie rozwiodą!

– Rozwiedli. Sąd to nie zabawa w chowanego.

– A sędzia… jaka była?

– Spokojna. Często o tobie wspominała.

– Co mówiła?

– Pytała, gdzie jesteś. Mówiłam, iż nie wiem.

– Nie złościła się?

– Skądże. Tylko spokojnie stwierdziła, iż bez ciebie też można. I nas rozwiodła.

– No to… wszystko jasne. A wracając – te pieniądze byłyby na remont. Z Nadią mamy córkę. Mieszkanie stare, trzeba je przystosować.

– Czyli masz już dwie córki.

– Eee… No tak, dwie. A ta trójka z kuchnią, to przecież PRL-owskie budownictwo. Trzeba wymienić instalację, okna…

– Nie spiesz się z remontem, Leszku.

– Dlaczego?

– Bo to mieszkanie na ulicy Świerczewskiego w Lublinie zostało kupione w czasie naszego małżeństwa. Sąd przyznał mi połowę.

– Nie ośmielisz się, Asiu! Ja wszystko ci zostawiam, a ty…?

– Mogę ci odkupić twoją część. Albo ci sprzedać swoją. Albo dam wam jedynkę z remontem na parterze przy Alei Zygmuntowskiej. Wybieraj.

– I to wszystko, co możesz nam z Nadią zaoferować?! Mamy dziecko!

– Będziesz pyszczył – sprzedam swoją połowę obcemu. I zamieszkacie w komunie.

Leszek spojrzał na brudne naczynia, stary lodówko-zamrażalnik, poplamiony sufit, łazienkę z grzybem i… poczuł łzy w oczach.

– Zgadzam się – wyszeptał.

Idź do oryginalnego materiału