Odbicie tajemnic: rodzinny dramat w metropolii

polregion.pl 2 dni temu

**Echo tajemnic: rodzinna drama w wielkim mieście**

Stanisław Kowalski z żoną Jadwigą pojechali do Poznania, aby odwiedzić córkę. Już przed klatką, w której mieszkała ich Kinga, Stanisław zauważył, jak bardzo żona się denerwuje.
— Jadziu, coś nie tak? — zapytał, wpatrując się w nią uważnie.
— Nie, po prostu dawno nie widzieliśmy Kingi i trochę mnie przytłoczyło — próbowała się uśmiechnąć Jadwiga, ale jej głos drżał.
Weszli do mieszkania córki. Stanisław stanowczo nacisnął dzwonek. Nikt nie otwierał.
— Dziwne, czy jej nie ma? — mruknął, spoglądając na żonę, i nacisnął ponownie.
Zamek zaskoczył, drzwi powoli się uchyliły, a Stanisław zastygł, oszołomiony tym, co zobaczył.

***

Ojciec stał, czerwony ze złości, jego twarz płonęła. Jadwiga złapała go za rękę, błagając:
— Staszek, uspokój się, proszę! Masz przecież ciśnienie! Po prostu porozmawiajmy z Kingą!

Ale Stanisław gwałtownie wyrwał rękę, jego głos stał się niski i groźny. Kinga, stojąc w drzwiach, poczuła, jak po plecach przebiegł jej dreszcz — ojciec nigdy tak na nią nie patrzył.
— Puść, Jadziu! Dość już tego trzymania! Wcześniej trzeba było trzymać, ale nie mnie, tylko naszą córkę!
— Staszek, kochanie, no proszę! — Jadwiga przenosiła wzrok z męża na córkę, nie wiedząc, jak załagodzić sytuację.

Pół roku temu Stanisław przeszedł zawał, lekarze surowo zabronili mu się denerwować. Ale wczoraj nagle oświadczył:
— Pakuj się, Jadziu. Nie mogę usiedzieć. Trzy miesiące same wymówki, a sama do nas nie przyjeżdża. To nie bez powodu. Jesteś matką, dlaczego milczysz?

Jadwiga naprawdę milczała. Nie dlatego, iż nic nie wiedziała, ale dlatego, iż wiedziała za dużo. Razem z Kingą ukrywały prawdę przed Stanisławem, mając nadzieję, iż wszystko się ułoży. Myślały, iż później się przyznają, ojciec się zdenerwuje, ale wszystko będzie dobrze. A teraz — co powiedzieć, co zrobić?
— Po prostu jest zmęczona, studiuje, dorabia, obiecała niedługo przyjechać, przecież ją znasz — mamrotała Jadwiga, ale Stanisław już wkładał płaszcz.

Schwycił portfel, klucze, telefon, zabrał żonie jej komórkę:
— I choćby nie myśl jej uprzedzać! Jestem ojcem czy kim? Widziałem, jak latem kręciła się przed lustrem, to bokiem stanie, to włosy rozpuści, to ucho poprawi. A o kim — milczy! To znaczy, iż coś jest nie tak. Jedziemy do niej!

W pociągu Jadwiga próbowała coś wyjaśnić, ale machnęła ręką:
— Spieszysz się, Kinga sama chciała wszystko powiedzieć, kiedy się poukłada. Nie chciała cię denerwować przez ciśnienie.
— Jadziu, dość już z tym ciśnieniem! Jestem ojcem, chcę wiedzieć, co z moją córką! Mam złe przeczucie! — odciął Stanisław.
— Dobrze, zadzwoń do drzwi — westchnęła Jadwiga, ściskając jego dłoń.

Drzwi otworzyły się nie od razu. Kinga najwyraźniej spojrzała przez wizjer i wahała się. Ale w końcu otworzyła — nie mogła przecież zostawić rodziców za progiem.
— Wiedziałem! Kinga, kto to jest? Od kogo dziecko? Dlaczego przed nami to ukrywałaś? — głos Stanisława drżał z bólu i gniewu.

Wyszedł na klatkę schodową i osunął się na stopnie, łapiąc się za serce.
— Tato, po co tam siedzisz? Tato, wróć! — Kinga, z już widocznym brzuszkiem, wyglądała na zagubioną i bezradną.

Jego dziewczynka, jego duma, wyjechała na studia, dostała się na stypendium, a teraz… Co teraz? Stanisław przełknął gulę w gardle. Poza nim, nie ma kto jej obronić. Trzeba znaleźć tego chłopaka, porozmawiać, coś zrobić!
— Tato, chciałam powiedzieć później, kiedy wszystko się ułoży. A teraz… On miał wypadek, leży w szpitalu! — Kinga rozpłakała się jak dziecko.

Stanisław wstał, otrzepał spodnie i nagle się uspokoił. No i co, dziecko? Najważniejsze, iż wszyscy żyją. Wychowają, dadzą radę, nie pierwszyzna!
Kinga urodziła się im z Jadwigą późno, gdy już nie mieli nadziei. Do pierwszej klasy poszła najmniejsza, ale taka poważna — nie rozrabiała, czytała na przerwach, uczyła się na piątki. Dostała się na uniwersytet, dorabiała, wynajmowała mieszkanie z koleżankami. Latem te przyjeżdżały do nich na wieś — wszystko było w porządku…
— Jadziu, wiedziałaś? Wiedziałaś i milczałaś? — spytał żonę, od razu żałując ostrości.

Jadwiga spuściła wzrok:
— Staszek, przecież chorowałeś, kazali cię oszczędzać…
— Dobrze, rozumiem. Chodźmy do mieszkania, Kinga, opowiedz wszystko po kolei.

Córka opowiedziała, jak poznała Marcina. Pracował w tej samej firmie, gdzie ona dorabiała. Pomagał jej, potem zaczęli się spotykać. Marcin powiedział, iż chce, żeby zawsze była przy nim, została jego żoną. Ale wyjawił: był żonaty. Pobrali się zaraz po liceum — ich matki, przyjaciółki, nalegały. Z Martą, jego byłą, byli jak rodzeństwo, ale tylko przyjaciele. Rozwiedli się, gdy Marta zakochała się w kimś inn— Kingo, kochanie, pamiętasz naszą piosenkę? „Cicho, córeńko, nie płacz, twój tata to twardy chłopak!”

Idź do oryginalnego materiału