Od kuchni [o serialu „The Bear”]

krytykapolityczna.pl 1 miesiąc temu

Podobno nic tak nie obnaża warunków pracy w Polsce, jak Kuchenne rewolucje. W emitowanym od ponad dekady programie prócz słynnych latających talerzy regularnie pojawiają się zarówno osoby pracujące bez umów lub na śmieciówkach, jak i zalegające z wypłatą wynagrodzenia czy mobbingujące szefostwo. Nie tak dawno uzasadnione kontrowersje wzbudził odcinek, którego głównym bohaterem był zmagający się z chorobą alkoholową mężczyzna.

Oprócz prowadzonego przez Magdę Gessler formatu, w rodzimej ramówce znajdziemy nudnawe programy kulinarne prowadzone przez celebrytów i celebrytki oraz reality show służące wyłonieniu dorosłych, dziecięcych lub nastoletnich master chefów. Dawno temu stacja TVN emitowała serial Przepis na życie (2011-2013), w którym zwolniona z pracy protagonistka próbowała swoich sił w gastronomii i romansowała z bohaterem granym przez Borysa Szyca. Do dziś pamiętam swoje ówczesne zdziwienie faktem, iż bezrobotna, samotna matka ciągle robi zakupy w Almie.

Wyjąwszy Ratatuj (2007), moją ukochaną animację z dzieciństwa, hollywoodzkie gastro-fabuły to zwykle mdławe filmidła w rodzaju Czekolady (2000), Życia od kuchni (2007), Julie i Julii (2009) czy Podróży na sto stóp (2014). Wyjątkiem od tej gatunkowej reguły miało prawdopodobnie być Menu (2022), czarna komedia w reżyserii Marka Myloda, twórcy Sukcesji. Niestety, efekt końcowy przywodzi na myśl bieda wersję W trójkącie, a Ralph Fiennes w roli demonicznego szefa kuchni nie ma choćby połowy charyzmy Gordona Ramsaya wrzeszczącego o surowym kurczaku.

Na podium bezdyskusyjnie plasuje się więc The Bear (2022-). Opowieść o przemianie chicagowskiego baru z kanapkami w prestiżową restaurację walczącą o gwiazdki Michelina nagrodzono m.in. Złotym Globem, Emmy i statuetką Film Independent dla najlepszego serialu komediowego lub musicalu; premiera 3. sezonu pobiła wszelkie rekordy oglądalności, a status globalnego fenomenu skłonił mnie do przyjrzenia się bliżej temu, jaką wizję gastro-uniwersum proponuje nam Christopher Storer.

Tak, szef

Głównym bohaterem The Bear jest Carmy (Jeremy Allen White), genialny szef kuchni, który po samobójstwie starszego brata przejmuje zapisany mu w spadku, zadłużony rodzinny bar. W transformacji tego miejsca pomaga mu ambitna, świetnie zorganizowana Sydney (Ayo Edebiri), która z czasem staje się jego zastępczynią i potencjalną wspólniczką.

Żywiołowy zespół tworzą także: Richie (Ebon Moss-Bachrach) – nieokrzesany kuzyn Carmy’ego, jego siostra, Natalie (Abby Elliot) oraz dotychczas zatrudnione tam osoby, w tym aspirujący cukiernik, Marcus (Lionel Boyce) i starszy kucharski duet: Tina (Liza Colón-Zayas) i Ebraheim (Edwin Lee Gibson). W roli nieporadnego krewnego na ekranie regularnie pojawia się Matty Matheson – kanadyjski restaurator, influencer, a także producent i konsultant kulinarny serialu.

W przeciągu dwóch lat, jakie upłynęły od premiery pierwszego sezonu serialu, p owracający niczym refren okrzyk „tak, szef” stał się viralem; Jeremy Allen White, któremu popularność przyniosła wcześniej rola w serialu Shameless – Niepokorni (2011-2021), błyskawicznie zyskał status megagwiazdy, a noszone przez Ayo Edebiri kolorowe bandamy to w tej chwili najbardziej pożądany towar sezonu.

Nieodłączny element produkcji stanowi oczywiście food porn – jako wegetarianka pozostaję jednak co najmniej odporna na estetyczno-smakowe bodźce z mięsem w roli głównej i raczej nie korci mnie odtwarzanie dań serwowanych na ekranie. Może to kwestia osobistych upodobań, ale choćby po obejrzeniu trzech sezonów nie odczuwam też chęci odwiedzenia jakiejś ekskluzywnej restauracji (po sąsiedzku mam aż dwie oznaczone gwiazdką Michelin, więc mogłabym przekonać się, jak smakuje połączenie pomidorów concasse, żelu pomidorowego, sorbetu bazyliowego i sfoglie di pane, albo innych składników, których nazwy domagają się googlowania).

O wiele ciekawsze wydają mi się inne kwestie. Choćby ta, iż zamiast wtłaczać relację Carmy’ego i Syd w oczywisty, romantyczny schemat, Storer koncentruje się na jej zawodowym wymiarze: nie shipuję ich zatem, nie czekam na pierwszy pocałunek czy wyznanie miłosne – odliczam raczej czas do momentu, w którym ziści się fantazja o równouprawnieniu w kuchni. Genderowe aspekty kariery w gastro to wątek, który The Bear co prawda regularnie podejmuje, ale jak dotąd nie wykorzystuje w pełni jego potencjału. Może dojdzie do tego w czwartym sezonie, jeżeli Sydney przyjmie alternatywną, intratną ofertę pracy.

Kobiety do garów?

W myśl konserwatywno-seksistowskich fantazji miejsce kobiet jest w kuchni. Teoretycznie nie powinno więc dziwić, iż stanowią one połowę społeczności studenckiej The Culinary Institute of America oraz połowę gastronomicznej siły roboczej w ogóle. Miażdżąco nieproporcjonalne wyniki prestiżowych plebiscytów przeprowadzanych corocznie przez James Beard Foundation czy magazyn „Food and Wine” wskazują jednak niezbicie, iż to sektor zdominowany przez mężczyzn. Materiału porównawczego jest zresztą więcej – jak dowodzi Ashlen Wilder, pozycje szefów kuchni zajmuje zaledwie 20 proc. kobiet (z których ponad połowa jest biała). Oczywiście zarabiają one na tych stanowiskach mniej, niż ich męscy odpowiednicy.

Dlatego od początku intuicyjnie kibicuję Sydney: talent, samozaparcie i ciężka praca mogą bowiem nie wystarczyć, by wybić się z pozycji prekarnej na autonomiczną, móc wyprowadzić od ojca i sygnować fikuśne potrawy własnym nazwiskiem. Oczywiście, przyczyn gastronomiczno-genderowych nierówności można – śladem restauratora Krzysztofa Janiszewskiego – upatrywać w fizycznej, mentalnej i biologicznej przewadze mężczyzn. Jako reprezentantce słabszej płci prawdopodobnie brak mi merytorycznego oglądu sprawy, ale zaryzykowałabym tezę, iż problem ten może mieć drugie dno.

Chodzi bowiem o szwankujący system, którego kolejną – po dyskryminacji kobiet – cechę charakterystyczną stanowi przemoc w środowisku pracy. Nie mam jednak na myśli nieustannych krzyków, wulgaryzmów czy panującej w The Bear atmosfery permanentnego chaosu (zdania na temat autentyczności takiej wizji restauracyjnego zaplecza pozostają podzielone). Mam na myśli mobbing, ofiarą którego podczas swojej zawodowej drogi na szczyt pada Carmy. Na temat tego zjawiska media rozpisują się nie od dziś: „The Times” donosi o toksycznej atmosferze restauracji z gwiazdkami Michelin, „Time Out” – o psychicznych i fizycznych nadużyciach w topowych londyńskich lokalach; rozpoznania te potwierdzają też wyniki międzynarodowych, prowadzonych na przestrzeni sześciu lat badań.

To pewnie powód, dla którego podświadomie czekam na konfrontację straumatyzowanego protagonisty z jego niegdysiejszym prześladowcą, wyrachowanym szefem kuchni Davidem Fieldsem (Joel McHale). Dochodzi do niej dopiero w finałowym odcinku trzeciego sezonu: Carmy, już jako doświadczony kucharz, właściciel własnej restauracji, ze łzami w oczach mówi o wrzodach żołądka i napadach lęku, o zniszczonym poczuciu własnej wartości i destrukcyjnym dążeniu do perfekcjonizmu, który skłania go do sabotowania osobistych relacji i zrezygnowania z życia prywatnego. Sprawca przemocy nie wykazuje jednak żadnej skruchy, a ofiara, która zdobyła się na wyartykułowanie doznanych krzywd, zamiast katharsis doświadcza kolejnego upokorzenia.

Zdecydowanie pozytywną przemianę przechodzi za to moja ulubiona postać, czyli wybuchowy kuzyn Richie. Z wymachującego bronią zakapiora i polerującego widelce „czterdziestopięcioletniego przegrywa”, którego córka i była żona postrzegają jako człowieka samotnego, przeistacza się w eleganckiego, błyskotliwego menadżera sali, wyzbywającego się kompleksów i rozwijającego swoje umiejętności. Stopniowe zrzucanie przez tę postać skorupy toksycznej męskości i odzyskiwanie poczucia własnej wartości to za sprawą rewelacyjnej kreacji aktorskiej Moss-Bachracha nie tylko przekonujący, ale niekiedy wręcz wzruszający proces. (Scena ze śpiewaniem Taylor Swift przeszła już zresztą do historii.)

Lifting

Próbując się zorientować w międzynarodowej recepcji The Bear ze zdziwieniem odkryłam, iż największe kontrowersje wciąż zdaje się budzić jego klasyfikacja gatunkowa. Wszystkie nagrody produkcja zdobywa bowiem jako komedia, podczas gdy to właśnie nachalnie slapstickowe scenki z udziałem braci Fak stanowią nużący i zbędny fabularny zapychacz.

Jamie Oliver – autor słynnych przepisów na pięcioskładnikowe dania, przed przygotowaniem których zwykle konieczna jest wizyta w dobrze wyposażonym markecie spożywczym, najlepiej warszawskim – przyznał co prawda, iż zrezygnował z oglądania, bo do szału doprowadzała go widoczna na ekranie nieumiejętność poprawnego krojenia, ale spodziewałabym się również innego typu krytyki.

Na przykład związanej z problemem marnowania żywności – z przeprowadzonych w 2019 roku badań wynika, iż 74 proc. jedzenia ląduje w koszu właśnie w restauracyjnych kuchniach, w procesie przygotowywania perfekcyjnych posiłków. Tego rodzaju sceny pojawiają się w serialu nieraz – traktowanie ich jak efektownych wizualnych metafor i pisanie o chęci wyrzucenia całego trzeciego sezonu „do kosza”, zamiast dostrzeżenia w nich ilustracji zbyt rzadko podejmowanego na ekranie problemu wydaje się dyskusyjne.

Najnowszy, trzeci sezon – kręcony równolegle z czwartym – określany jest mianem „niewiarygodnie frustrującego”, „przeładowanego i niedogotowanego”, „pozbawionego sensu”. Moim zdaniem wciąż trzyma poziom – i to wcale nie struktura tej odsłony The Bear, jej tempo czy skupienie na retrospektywnym przybliżaniu historii poszczególnych postaci najbardziej mi przeszkadzały.

Co więcej, wspomniana już scena konfrontacji z mobberem, ubezpieczenie jako karta przetargowa, którą Sydney musi wziąć pod uwagę przy podejmowaniu kluczowej zawodowej decyzji czy żmudne poszukiwania pracy przez pięćdziesięcioletnią Tinę świetnie ilustrują krytyczny potencjał produkcji. Przy okazji dowodzą, iż poszczególne wątki faktycznie mogą „odzwierciedlać doświadczenia wielu osób”.

Ukoronowanie kolejnego wątku, czyli masowo zamykających się – przede wszystkim w wyniku pandemii – lokali gastronomicznych stanowi pożegnalna kolacja zorganizowana w jednym z takich miejsc, prestiżowym Ever. Empatyczna szefowa tej restauracji, Andrea Terry (w tej roli Olivia Colman, jedna z wielu gwiazd w epizodycznej obsadzie), to postać fikcyjna, ale na ekranie pojawia się prawdziwa kulinarna śmietanka. Przez większość finałowego odcinka słuchamy natchnionych rozmów o pierwszych przyrządzonych daniach, krętej drodze na szczyt i poczuciu misji, jaką jest uszczęśliwianie ludzi poprzez serwowanie im jedzenia.

Biorąc pod uwagę szerszy, społeczno-ekonomiczny kontekst od samego początku obecny w The Bear, tyrady o prestiżowych restauracjach – niedostępnych dla większości ludzi, zatrutych przemocową atmosferą, napędzających kulturę zapierdolu i pogłębiających nierówności klasowe – czyniących świat lepszym miejscem do życia wybrzmiewają co najmniej kuriozalnie i trącą hipokryzją. Za największy minus 3. sezonu uznałabym więc romantyzację i banalizację środowiska, którego brutalną rzeczywistość starano się dotychczas pokazywać bez upiększających filtrów. Pozostaje mieć nadzieję, iż w kolejnym sezonie odpowiednie proporcje zostaną przywrócone. jeżeli stawką i siłą serialu ma być pokazanie gastro-realiów od kuchni i – choćby symboliczne – uzdrowienie systemu poprzez ujawnienie jego licznych wad, szkoda byłoby poprzestawać na powierzchownym liftingu.

Idź do oryginalnego materiału