Od czterech lat utrzymuję męża

twojacena.pl 3 tygodni temu

Mam 32 lata i od czterech lat jestem żoną człowieka, który stał się dla mnie ciężarem. Nazywam się Kinga Nowak, mieszkam w Poznaniu i od początku naszego małżeństwa sama dźwigam finansową odpowiedzialność za nasze wspólne życie. Mój mąż, Tomasz Kowalski, jest ode mnie starszy o osiem lat, a ja jestem zmęczona jego brakiem odpowiedzialności. Dziś po raz pierwszy zażądałam od niego pieniędzy, ale zamiast wsparcia usłyszałam tylko pretensje i groźby odejścia. Moje życie zamieniło się w koszmar, a ja nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam.

Jesteśmy małżeństwem od czterech lat, ale nigdy nie poczułam się przy nim bezpieczna ani kochana. Tomasz był już żonaty przede mną i ma córkę z pierwszego małżeństwa. Kiedy jego poprzedni związek się rozpadł, wrócił do rodziców, a gdy się spotykaliśmy, udawał, iż nocuje u kolegi. Później dowiedziałam się, iż to było kłamstwo, ale przymknęłam na to oko, wierząc, iż miłość pokona wszystko. Tomasz pracuje jako kierownik sprzedaży w dużej firmie, a jego praca to pasmo stresu. Często wybucha, urządza awantury i wylewa na mnie swoje frustracje. Nigdy nie doświadczyłam od niego troski ani wsparcia, a jego wybuchowy charakter to dla mnie codzienna próba cierpliwości.

Kiedy w moim życiu pojawiały się trudne chwile, a ja potrzebowałam go najbardziej, Tomasz po prostu pakował walizkę i wyjeżdżał do swojej matki. Pewnego razu nie wytrzymałam rozstania i po tygodniu błagałam, by wrócił. Mieszkamy w moim mieszkaniu, które kupiłam jeszcze przed ślubem, i to ja płacę wszystkie rachunki i robię zakupy. Tomasz nigdy nie pokazał mi swoich pieniędzy. Twierdzi, iż oszczędza na nasz „wspólny sen” – dom w Tatrach, gdzie podobno będziemy żyć szczęśliwie. Ale z każdym dniem coraz bardziej wątpię, czy kiedykolwiek go zobaczę. Jego słowa brzmią jak puste obietnice, a ja nie mam już siły wierzyć w bajki.

Zeszłej zimy rachunki za media wzrosły, a ja, zebrawszy się w sobie, poprosiłam Tomasza o pomoc w opłatach. Obiecał, ale minął miesiąc, a ja wciąż nie widziałam ani złotówki. Moje zmęczenie tą sytuacją sięgnęło zenitu. Nie mogę dłużej utrzymywać dorosłego mężczyzny, który żyje na mój koszt. Co będzie, jeżeli będziemy mieli dzieci? Czy będą musiały pracować od najmłodszych lat, by utrzymać własnego ojca? To absurd! Pod koniec miesiąca nie wytrzymałam i zapytałam wprost, czy zamierza zapłacić za mieszkanie. Zamiast odpowiedzi wybuchnął, oskarżył mnie o niewdzięczność i zaczął znów pakować rzeczy, grożąc, iż odejdzie.

Nie rozumiem, dlaczego mnie tak traktuje. Co złego zrobiłam, żeby zasłużyć na takie życie? Moje serce pęka z bólu i bezsilności. Nie mogę już dłużej znosić tej niesprawiedliwości, ale każde jego odejście i powrót łamią mnie coraz bardziej. Cztery lata dźwigałam ten ciężar sama, ale teraz jestem na krawędzi. Jak długo jeszcze wytrzymam, zanim moje życie rozpadnie się pod ciężarem jego obojętności?

Idź do oryginalnego materiału