Natalia Kondratiuk-Świerubska, Kobieta.gazeta.pl: Dziesięć lat temu zamieszkałaś w Islandii. Skąd w ogóle pomysł, by tam się przeprowadzić?
Aleksandra: Zanim zdecydowałam się na ten krok, przez jakiś czas bardzo ciągnęło mnie w te rejony. Zajmowałam się fotografią i sporo podróżowałam. Gdy po raz pierwszy dotarłam na Islandię, poczułam, iż to niezwykłe miejsce, zupełnie inne od tych, które widziałam do tej pory. Pustka, brak ludzi, dzika natura. Gdy po powrocie oglądałam zdjęcia z tego wyjazdu, nie mogłam wyjść z podziwu, jak bardzo fotogeniczna jest ta wyspa. gwałtownie chciałam tam wrócić.
REKLAMA
Czasami śmieję się, iż o wszystkim zdecydowało moje drugie imię, czyli Inga. Skandynawskie, w Polsce rzadkie i nietypowe. Przeprowadzając się do Islandii, czułam się tak, jakbym wróciła do swojego domu. To było naprawdę bardzo dziwne uczucie.
Już po pierwszej podróży wiedziałaś, iż chcesz tam zamieszkać?
Po powrocie przez jakiś czas jeszcze mieszkałam i pracowałam w Polsce. Jednak w trakcie urlopów nie latałam już na południe Europy, a właśnie na Islandię. Mniej więcej w tym okresie poznałam mojego partnera Martijna, który jest Holendrem. Jako lekarz, wprowadzając się do Polski, musiałby nostryfikować swój dyplom i nauczyć się polskiego, bo takie obowiązują u nas zasady. Cała ta procedura wydała nam się zbyt rozbudowana. Ja natomiast nie chciałam mieszkać w Holandii. Dlatego też postanowiliśmy znaleźć miejsce, które będzie nam obojgu odpowiadało.
Zobacz wideo Majorka poza sezonem?
I padło na Islandię?
Początkowo myśleliśmy też między innymi o Norwegii. Ale ostatecznie zdecydowaliśmy się właśnie na Islandię. Nie było jednak tak, iż zmusiłam do tego Martijna. Okazało się, iż zanim się poznaliśmy, był tam aż dziesięć razy. Podobnie jak ja przyjeżdżał na słynny festiwal muzyki skandynawskiej Airwaves, który odbywa się w Rejkiawiku każdego roku w listopadzie. I też pokochał to miejsce. Doszliśmy więc do wniosku, iż warto spróbować.
Nie baliście się tej zmiany?
W tamtym okresie każde z nas chciało spróbować zawodowo czegoś nowego. Zajmowałam się wówczas między innymi organizacją dużych wydarzeń medialnych. Doszłam do momentu, iż tak adekwatnie nie wiedziałam, co dalej. Rynek był trudny - wypaliłam się. Wahałam się: dokształcać się, czy może lepiej poszukać czegoś nowego? Dlatego też ten wyjazd wydawał mi się ogromną szansą. I gwałtownie się tutaj odnaleźliśmy. Martijn znalazł pracę jako lekarz, a ja działam w branży turystycznej.
Skąd pomysł, by pójść w stronę turystyki?
Zawsze lubiłam podróże. Po przeprowadzce zauważyłam, iż nie ma wielu firm, które organizują wyjazdy dla większych grup. A ja wcześniej w Polsce zajmowałam się organizacją imprez. Doświadczenie, które zdobyłam w czasie pracy w mediach, zaczęłam więc przenosić na grunt turystyczny.
Domyślam się, iż po przeprowadzce do nowego kraju niektóre kwestie Cię zaskoczyły.
Myślę, iż najbardziej szokujące było podejście Islandczyków do wielu spraw. Śmiało możemy nazwać ich "Włochami północy". Wszystko odbywa się tu bardzo powoli, nikt się za bardzo nie spieszy. Zaczynając tu pracę, byłam pełna chęci i motywacji. Chciałam pracować tak, jak w korporacjach w Polsce, czyli gwałtownie i intensywnie.
gwałtownie jednak okazało się, iż nie będzie to możliwe. Wysyłałam e-maile, które wydawały mi się niezwykle istotne, a Islandczycy odpisywali mi na przykład po tygodniu. Zupełnie nie byłam na to przygotowana. Zdarzało się wręcz, iż byłam tym powolnym tempem zniesmaczona. Nie rozumiałam, jak to wszystko może tu funkcjonować.
Oczywiście nie dotyczy to wszystkich. Wielu tutejszych lekarzy przeżywa taki sam stres, jak w większości miejsc na świecie. Ale spora część Islandczyków żyje zgodnie z ich powiedzeniem "jakoś to będzie" (þetta reddast). Podchodzą do wielu spraw, które w innych miejscach wywoływałyby panikę i nerwy, na spokojnie.
I to właśnie taka postawa okazała się bardzo pomocna, gdy tu przyleciałam. w tej chwili większość informacji i komunikatów tłumaczy się na angielski i polski. Ale dziesięć lat temu nie było jeszcze tak wielu ułatwień. Przebrnięcie przez te wszystkie procedury nie było więc takie łatwe, bo dominował islandzki. Spokój i brak pośpiechu okazały się wtedy zbawienne.
Czy z biegiem czasu Islandczycy zainspirowali Cię do zmian?
Oczywiście. W końcu nauczyłam się odpuszczać i już tak się nie spieszę, bo tutaj nie ma takich oczekiwań jak na przykład w korporacjach w Polsce. jeżeli zrobię coś kilka dni później, to świat się nie zawali. Mam z tyłu głowy, iż "jakoś to będzie". Jednak to nie tylko moje doświadczenie. Obserwuję osoby, które przylatują tu z Polski. Zdarza się, iż są zmęczone, czasami wręcz wypalone, zestresowane sytuacją polityczną. A tutaj po jakimś czasie to znika.
Islandczycy nie emocjonują się tak polityką?
Myślę, iż wynika to faktu, iż tutejsze media są bardzo nudne. W telewizji nie epatuje się emocjami, unika się sensacji. Dzięki temu ludzie tak się nie nakręcają. I być może to sprawia, iż są szczęśliwsi.
A czy zauważyłaś jakieś istotne różnice w podejściu do kwestii związkowych i rodzinnych?
Tak i to było kolejne duże zaskoczenie. Tutejsze kobiety są często bardzo silne i niezależne. Nie boją się walczyć o swoje. Dobrym przykładem z historii jest chociażby słynny strajk z 1975 roku, tzw. długi piątek, kiedy to 90 procent z nich powstrzymywało się od pracy zawodowej i wykonywania obowiązków domowych. Ich protest przyniósł ogromną zmianę społeczną, zmniejszając nierówność płci. Poza tym w tej chwili kobiety rządzą wyspą. Sprawują najważniejsze funkcje - premierki, prezydentki, szefowej policji.
Jak ta niezależność kobiet przekłada się na relacje?
Wiele z nich nie chce wychodzić za mąż. Ślubów jest tu naprawdę niewiele, w tej chwili mniej więcej połowa par nie ma sformalizowanej relacji. Nie ma też presji na bycie w stałym związku. Znam kobietę, która ma pięcioro dzieci z różnymi partnerami. I nikomu to tutaj nie przeszkadza. Co ciekawe, wszyscy ojcowie dobrze się znają, nie ma między nimi złych emocji. Liczy się przede wszystkim dobro dzieci.
Słyszałam, iż państwo mocno wspiera rodziców.
Tak, tutejsze władze chcą, by było jak najwięcej obywateli. Działa więc znaczące wsparcie finansowe na opiekę nad dziećmi. Zdarza się, iż niektórzy rodzice nie pracują, tylko zajmują się swoimi pociechami. Pieniądze państwa są na tyle duże, iż w niektórych sytuacjach, przy kilkorgu dzieci, jest to możliwe. Poza tym sporym wsparciem jest instytucja szkoły. Nauczyciele są dobrze opłacani i opiekują się dziećmi do późnych godzin wieczornych.
A jak jest z religijnością Islandczyków?
To sprawa całkowicie prywatna. Islandzki Kościoła Ewangelicko-Luterański nie odgrywa takiej roli jak w Polsce Kościół Katolicki. Można powiedzieć, iż praktycznie go nie ma w życiu społecznym. A na jego czele stoi kobieta - biskupka Agnes M. Sigurðardóttir.
Czy Islandia przez cały czas jest tak atrakcyjnym miejscem dla osób, które decydują się na emigrację zarobkową?
przez cały czas zarabia się tu bardzo dobrze. Ale decydując się na taki wyjazd, trzeba pamiętać o tym, iż koszty życia są wysokie. Najgorzej pod tym względem jest w Rejkiawiku. jeżeli ktoś chciałby wyjechać w pojedynkę i wynająć tu mieszkanie, to szczerze powiedziawszy, w ogóle może się to nie opłacać.
Jednak na szczęście jest wiele innych opcji niż wynajem mieszkania w stolicy. Są pracownicy, którzy mieszkają w guest housach poza Rejkiawikiem. Takie rozwiązanie jest z pewnością mniej wygodne, ale pozwala na większe oszczędności.
Czym zwykle zajmują się Polacy, którzy emigrują na Islandię?
Zdecydowana większość nie pracuje w swoich wyuczonych zawodach. Raczej nie zajmują też stanowisk menadżerskich. Znajdują zatrudnienie głównie w transporcie, turystyce, przetwórstwie rybnym. Gdy ja tu przyjechałam, miałam za sobą doświadczenie pracy w mediach. Raczej w tej branży nic bym tu dla siebie nie znalazła. Dlatego też emigrując, musimy być przygotowani na to, iż raczej nie będziemy pracować zgodnie ze swoim wykształceniem i dotychczasową ścieżką zawodową.
A jak ludzie przylatujący z Polski reagują na islandzki klimat?
Z moich obserwacji wynika, iż każdy ma inaczej. Sporo osób przylatuje tu tylko i wyłącznie do pracy ze świadomością, iż za jakiś czas wrócą do domu, dlatego też w ogóle się na tym nie skupiają. Często w takich przypadkach choćby nie zwiedzają wyspy.
Natomiast ci, którzy przeprowadzili się na stałe często skarżą się na obniżenie nastroju w miesiącach zimowych. Mniej więcej w połowie listopada zaczyna się ten najgorszy okres i trwa do końca stycznia. O ile grudzień bywa przyjemny przez liczne spotkania świąteczne z bliskimi i przyjaciółmi, to styczeń dla wielu osób jest najgorszy. Słońce wstaje o 11, a o 16 jest już ciemno.
Jak Ty zareagowałaś na ten specyficzny klimat?
U mnie zadziałało to zupełnie odwrotnie niż u większości nowych mieszkańców. Na początku, gdy przyjechałam, byłam tak podekscytowana zmianami, iż zupełnie mi te niedogodności nie przeszkadzały. Myślałam: Ależ tu jest dziwnie! Białe noce, noce polarne. Przecież u nas tego zupełnie nie ma. I ta ekscytacja utrzymała się przez 8-9 lat! Dopiero teraz te odmienności klimatyczne zaczęły mi przeszkadzać. Miesiące zimowe stały się trudne, brakuje mi energii. Rozumiem już Islandczyków, którzy w tym czasie uciekają na południe Europy.
W miesiącach letnich jest Ci łatwiej?
Uwielbiam islandzkie lato. Dni są bardzo długie. Gdy kładziemy się o pierwszej w nocy, pozostało jasno. Potem wstajemy przed siódmą i nie czujemy się śpiący. Od rana mamy mnóstwo energii.
Domyślam się, iż wtedy też jest najlepszy czas do podróżowania na wyspę. Mi w trakcie zwiedzania w kwietniu dokuczał nieprzyjemny wiatr, więc chciałabym powtórzyć wyjazd w bardziej sprzyjającym momencie.
Islandia jest dosyć nieprzewidywalna pod tym względem. Zdarza się, iż wiosną niespodziewanie zaczyna wiać wyjątkowo silny wiatr, który odbiera przyjemność zwiedzania. Dlatego też nigdy nie mamy gwarancji, iż w jakimś okresie pogoda na pewno będzie dobra. Mój ulubiony okres na wyspie trwa mniej więcej od 15 sierpnia do 20 września. Wówczas zdarza się najmniej nieprzyjemnych niespodzianek pogodowych. Nie ma silnego wiatru, dni są jeszcze długie.
Ludzie podróżują na wyspę przez cały rok. Jakie dałabyś wskazówki tym, którzy wybierają się tam późną jesienią, zimą lub wczesną wiosną?
W tym okresie nie polecam objazdów wyspy. To dobry czas na krótsze wypady, od dwóch do czterech dni. Wówczas polecam zwiedzić Rejkiawik, południe wyspy i na przykład szlak Złoty Krąg. To obszary, które możemy odwiedzać przez cały rok. Latem warto przyjechać na dłużej. Polecam objazd wyspy, można też spróbować wjechać do interioru. Jednak jest to obszar szczególnie trudny, tylko dla doświadczonych kierowców.
Interior, czyli serce wyspy, jest zamknięty przez większość roku. Można tam wjechać tylko w lipcu i w sierpniu. Z czego to wynika?
Pogoda jest tam naprawdę bardzo trudna. Zimą najgorzej wieje, intensywnie pada śnieg. Do tego dochodzą ciężkie warunki na drogach. Przykładowo, ja nigdy nie odważyłabym się na podróż w rejonie Doliny Thorsmork. W tamtym miejscu rzeki są tak głębokie, iż osoba bez doświadczenia nie ma co tam jechać. Dlatego też często podkreślam, iż to nie jest wyprawa dla wszystkich.
Jednak ze względu na tamtejszą przyrodę, wielu turystów decyduje się na taką podróż. Islandzki interior to taki dziki świat. Czekają tam na nich wulkany, lodowce, pustynie. Jadąc tam, musimy zadbać nie tylko o bezpieczeństwie, ale także trzymać się zasad, których celem jest ochrona unikalnej przyrody. Osoby, które zostaną przyłapane na gorącym uczynku, ponoszą surowe kary finansowe. Słyszałam o mandatach w wysokości 40 tysięcy złotych! Zdarza się, iż niektórzy wpadają przez zdjęcia w mediach społecznościowych. Gdy Islandczycy widzą, iż ktoś łamie prawo, gwałtownie zawiadamiają policję.
Bardzo dziękuję Ci za rozmowę. I mam nadzieję, iż do zobaczenia po raz kolejny w Islandii!
Materiał został zrealizowany podczas wyjazdu prasowego PLL LOT. Został on zorganizowany z okazji uruchomienia połączenia lotniczego Warszawa – Reykjavik-Keflavik.