**Dziennik**
O rany, już mam dość! prawie krzyknęłam na szwagierkę, ale się powstrzymałam. A tu proszę, znów stoi w progu z walizką na weekend Czy ty mnie nie rozumiesz? chciałam wrzasnąć do siostry mojego męża. Zaciśnięte zęby, spięte dłonie. A ona, jakby nigdy nic, znów się pakuje do naszego mieszkania.
Nazywam się Weronika Borkowska, mam trzydzieści dziewięć lat. Z Jakubem jesteśmy razem od dwunastu lat. Mamy solidną rodzinę, syn rośnie, wszystko niby gra. Ale jest jedno ale, które od lat zatruwa mi życie jego siostra, Danuta.
Danuta jest osiem lat starsza od Kuby. Nigdy nie wyszła za mąż, nie ma dzieci. Mieszka sama w bloku naprzeciwko, ale adekwatnie mieszka też u nas. Nie przesadzam. Pojawia się w naszym mieszkaniu jak cień cicha, uparta, codziennie. Czasem mam wrażenie, iż ma nieskończony zapas kluczy do naszej klatki.
Na początku starałam się być uprzejma, choćby miła. W końcu to rodzina. Myślałam, iż wpadnie, pogada, wypije herbatę i pójdzie. Ale przychodziła każdego wieczoru. I w weekendy. I na wakacje. choćby gdy mieliśmy gości. Gdy chorowałam też była tuż obok.
Danuta nie zna granic. Komentuje wszystko: moje gotowanie, wychowanie syna, choćby to, jak się ubieram. Raz jestem zbyt cicha, raz śmieję się za głośno, ciasto za suche, a w mieszkaniu bałagan. Nie prosi żąda. A ja tłumię złość. Bo nie znoszę awantur. Bo Kuba mówi: Wera, daj spokój, ona jest sama, my jesteśmy dla niej wszystkim.
Czekałam cierpliwie. Ale cierpliwość ma swoje granice.
Danuta pracuje jako księgowa w prywatnej firmie. Kończy wcześniej niż ja i od razu leci do nas. Wracam a ona już siedzi na kanapie, telewizor włączony, kot schował się pod łóżko, syn wpatrzony w telefon. A ona, jakby to było jej mieszkanie. Obiad czeka. Albo ja czekam, aż zwolni łazienkę. Je z nami, potem godzinami opowiada o przygodach w urzędzie skarbowym, których nikt nie słucha. W końcu wychodzi. Chyba iż zostaje, bo boi się burzy albo kaloryfer u niej znowu nie grzeje.
Gdy planowaliśmy wyjazd, Danuta jechała z nami. Nie ważne, iż marzyłam o weekendzie we dwoje. Nie ważne, iż Kuba obiecał mi wyjazd nad morze na urodziny. Danuta była tam. W naszym pokoju hotelowym. Pod tym samym dachem. Wszystko opłacone przez Kubę. Choć zarabia nieźle, oszczędza na czarną godzinę. Najwyraźniej uznała, iż ta czarna godzina to ja.
A teściowa uważa mnie za niewdzięcznicę. Danuta to nie obca, jest sama i potrzebuje nas mówi. Rozumiem, iż nie ma męża ani dzieci. Ale dlaczego mam poświęcać dla niej własny spokój?
Pewnego dnia odważyłam się powiedzieć Kubie:
Mam dość. Nie ma żadnych granic. Jest wszędzie. To nie do zniesienia!
Wzruszył ramionami:
Co mam zrobić? To moja siostra
Ostatnio przekroczyła wszelkie granice. Poszliśmy do teatru, tylko we dwoje. Naciskałam na ten wieczór. Przyjaciółka zajęła się synem. Ledwo usiedliśmy na miejscach dzwonek. Danuta.
Gdzie jesteście? Dlaczego mnie nie zabraliście? Chcecie mnie wymazać z życia? wrzeszczała przez telefon.
Dwa dni później znów się zjawiła. Z torbą. Z pidżamą. Z ulubionym serialem. Mam wolny weekend, spędzam go z wami oznajmiła.
Stałam w kuchni, ręce zaciśnięte na blacie. Powstrzymałam krzyk. Milczałam. Ale coś we mnie pękło.
Nie wiem, jak powiedzieć Kubie, iż już nie daję rady. Że potrzebuję domu bez trzeciego dorosłego. Bez niekończących się rad. Bez dramatów. Bez Danuty.
Boję się, iż jeżeli nic się nie zmieni, w końcu odejdę. Żeby złapać oddech. Bo choćby miłość nie wytrzyma, gdy między tobą a mężem wciska się czyjeś życie. Zbyt głośne. Zbyt natrętne. Zbyt obce.
Dziś zrozumiałam jedno: szczęścia nie zbudujesz na milczeniu. Trzeba stawiać granice, choćby rodzinie. Nikt nie powinien żyć w klatce wymuszonej życzliwości.










