O rany, już mam dość! prawie krzyknąłem na szwagierkę, ale się powstrzymałem. I proszę, znowu staje w progu z walizką na weekend Czy ty mnie nie rozumiesz? chciałem wrzasnąć na siostrę mojej żony. Zaciąłem zęby. A ona, jakby nigdy nic, znów przywlokła swoje rzeczy, gotowa zagościć na dłużej.
Nazywam się Marek, mam czterdzieści lat. Z żoną, Kasią, jesteśmy razem od dwunastu lat. Mamy solidne małżeństwo, syn rośnie, wszystko wygląda dobrze. Ale jest jedno ale, które od lat zatruwa mi życie jej siostra, Bogna.
Bogna jest osiem lat starsza od Kasi. Nigdy nie wyszła za mąż, nie ma dzieci. Mieszka sama w bloku naprzeciwko, ale w praktyce mieszka też u nas. Nie przesadzam. Pojawia się w naszym mieszkaniu jak cień cicho, uparcie, codziennie. Czasem mam wrażenie, iż Bogna ma nieskończony zapas kluczy do naszej klatki.
Na początku starałem się być uprzejmy, choćby miły. W końcu to siostra mojej żony, rodzina. Myślałem, iż wpadnie, pogada, wypije herbatę i pójdzie. Ale przychodziła każdego wieczoru. I w weekendy. I na nasze urlopy. choćby gdy mieliśmy innych gości. Gdy byłem chory, też była tam, jakby czekała na swoją kolej.
Bogna nie zna granic. Komentuje wszystko: moje gotowanie, wychowanie syna, choćby to, jak się ubieram. Raz jestem zbyt cichy, raz śmieję się za głośno, ciasto za suche, a mieszkanie wygląda jak po przejściu huraganu. Najgorsze, iż nie pyta żąda. A ja to łykam. Bo nie znoszę konfliktów. Bo Kasia mówi: Marek, wytrzymaj, ona jest sama, my jesteśmy dla niej wszystkim.
Czekałem. Ale cierpliwość ma swoje granice.
Bogna pracuje jako księgowa w prywatnej firmie. Kończy wcześniej niż ja i od razu wpada do nas. Wracam a ona już siedzi na kanapie, telewizor włączony, kot schowany pod łóżkiem, syn wpatrzony w telefon. A ona, jakby to był jej dom. Obiad na nią czeka. Albo ja muszę czekać, aż zwolni łazienkę. Je z nami, potem godzinami opowiada o przygodach w urzędzie skarbowym, których nikt nie słucha. W końcu wychodzi. Chyba iż zostaje bo boi się burzy albo kaloryfer u niej znowu nie działa.
Gdy planowaliśmy wyjazd, Bogna jechała z nami. Nieważne, iż marzyłem o weekendzie we dwoje. Nieważne, iż Kasia obiecała mi wyjazd nad morze na urodziny. Bogna była tam. W naszym pokoju hotelowym. Pod tym samym dachem. Wszystko opłacone przeze mnie. A przecież zarządza dobrze swoimi pieniędzmi, oszczędza na czarną godzinę. Najwyraźniej uznała, iż ta czarna godzina to ja.
A teściowa patrzy na mnie jak na niewdzięcznika. Bogna to nie obca, jest sama i nas potrzebuje mówi. Rozumiem, iż nie ma męża ani dzieci. Ale dlaczego mam poświęcać dla niej swój spokój?
Pewnego dnia odważyłem się powiedzieć Kasi:
Mam dość. Nie ma żadnych granic. Jest wszędzie. To nie do zniesienia!
Wzruszyła ramionami:
No i co mam zrobić? To moja siostra
Ostatnio przekroczyła wszelkie granice. Poszliśmy do teatru, tylko we dwoje. Naciskałem na ten wieczór. Sąsiadka zajęła się synem. Ledwo usiedliśmy na miejscach telefon. Bogna.
Gdzie jesteście? Dlaczego mnie nie zabraliście? Chcecie mnie wyrzucić ze swojego życia? krzyczała.
Dwa dni później znów przyszła. Z torbą. Piżamą. Ulubionym serialem. Mam wolny weekend, spędzam go z wami oznajmiła.
Stałem w kuchni, dłonie zaciśnięte na blacie. Powstrzymałem krzyk. Milczałem. Ale coś we mnie pękło.
Nie wiem, jak powiedzieć Kasi, iż już nie daję rady. Że potrzebuję domu bez trzeciego dorosłego. Bez podpowiedzi. Bez dramatów. Bez Bogny.
I boję się, iż jeżeli nic się nie zmieni, w końcu odejdę. Żeby złapać oddech. Bo choćby miłość nie wytrzyma, gdy czyjeś życie wciska się między ciebie a żonę. Zbyt głośne. Zbyt nachalne. Zbyt obce.
Dziś zrozumiałem jedną rzecz: nie da się zbudować szczęścia na milczeniu. Trzeba stawiać granice, choćby rodzinie. Bo nikt nie powinien żyć w klatce wymuszonej życzliwości.













