Ty jesteś pod pantoflem?! teściowa była w szoku, widząc syna przy kuchennym stole
Co to ma być, mężczyzna w kuchni?! krzyknęła, gdy zobaczyła, iż jej syn sam przygotowuje śniadanie.
Weronika Nowak przyjechała do nas po raz pierwszy od ośmiu lat. Odkąd jej syn, Jakub, i ja wzięliśmy ślub, nigdy nie zawitała pod nasz dach. Mieszkała w małej wsi pod Poznaniem, rzadko wyjeżdżając do miasta wiek, zdrowie i obowiązki na gospodarstwie trzymały ją z dala. Tym razem jednak uparła się: Przyjadę zobaczyć, jak żyjecie. W końcu macie rodzinę, kredyt na mieszkanie Muszę sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Byłam szczęśliwa. Przez te wszystkie lata ani jednej wizyty, ani telefonu, by zapytać, jak się mamy. Miałam nadzieję, iż wreszcie przełamiemy lody. Przyjęliśmy ją jak należało: posłane łóżko, domowe jedzenie, miękkie kapcie i ciepły szlafrok. Staraliśmy się, jak tylko mogliśmy. Między pracą a domowymi obowiązkami nie było łatwo, ale zasłużyła na troskę.
Pierwsze dni minęły spokojnie. Bez dramatów. Aż nadszedł ten sobotni poranek. Zostałam w łóżku dłużej, zmęczona ciężkim tygodniem. Jakub wstał wcześniej. Zawsze był troskliwy, szukał sposobów, by mi sprawić przyjemność. Tego dnia postanowił przygotować dla nas śniadanie dla mnie i swojej matki.
Półprzytomna, słyszałam odgłosy z kuchni skwierczenie patelni, mruczenie ekspresu, zapach chleba z masłem. Uśmiechałam się, czując ciepło w sercu. Mój mąż. Mój kochany Jakub. Ale ten spokój trwał tylko chwilę. Aż Weronika weszła do kuchni.
Jej głos przebił się przez drzwi:
Co ty wyprawiasz, synu? Przy garach? W fartuchu?!
Mamo, przygotowuję śniadanie. Pewnie jesteś zmęczona podróżą. A Kinga jeszcze śpi niech odpocznie. Poza tym lubię gotować, wiesz
Natychmiast to zdejmij! Mężczyzna w kuchni, co za wstyd! Nie po to cię wychowałam! Twój ojciec przez całe życie nie umył choćby talerza, a ty smażysz jajecznicę jak jakaś służąca! A Kinga, dlaczego śpi? To jej obowiązek! Zupełnie się pod nią zginaš, żenujące!
Leżałam pod kołdrą, zaciskając pięści, między śmiechem a złością. Jej słowa mnie obrzydzały. Wstydziłam się za Jakuba, bolało mnie to, bałam się, iż ta wizyta zostawi trwały ślad.
Wyszłam, gdy zaczęła się już dusić z oburzenia. Jakub stał z łopatką w ręce, jajecznica powoli się przypalała. A Weronika trzęsła się ze złości, mamrocząc coś o upadku obyczajów, braku odpowiedzialności i prawdziwym mężczyźnie.
Szybko zrobiłam uspokajającą herbatę bez niej mogłoby skończyć się zawałem. Usiadłam obok niej, wzięłam ją za rękę i spokojnie spróbowałam wytłumaczyć:
U nas jest inaczej. Jesteśmy partnerami. Gotuję, sprzątam, pracuję. Ale Jakub też pomaga. Gotuje, bo to lubi. Bo dba o nas. Czy to naprawdę takie straszne?
Ale nie słuchała. Jej twarz była zamknięta, wzrok pełen osądu. Nie powiedziała nic, ale jej mina mówiła za nią: Zrobiłaś z mojego syna mięczaka. Gdy wyjeżdżała kilka dni później, choćby nas nie przytulając, zrozumiałam, iż nigdy nie zaakceptuje naszego życia.
Później Jakub wyznał mi, iż zadzwoniła do ojca, narzekając: Nasz chłopak stał się niewolnikiem żony, biedak, choćby spać nie może o świcie już przy garach. A ja pomyślałam: co za smutek wychować mężczyznę, wmawiając mu, iż troska to słabość. Że miłość to wstyd.
Nie jestem zła. Tylko smutna. Dla niej, która żyła w świecie, gdzie kuchnia była więzieniem. Dla niego, który musiał walczyć o prawo bycia dobrym mężem. I dla mnie, bo tak bardzo chciałam, byśmy się zbliżyły.
Ale jedno wiem na pewno: mój mąż nie jest słabeuszem. To człowiek, który kocha. A jeżeli komuś to nie pasuje trudno.













