Obiecywał miłość, ale pragnął jedynie mieszkania”: Historia mojej mamy, która zaufała niewłaściwej osobie

newsempire24.com 2 tygodni temu

Moja mama zawsze miała wielkie serce. Całe życie poświęciła mnie i mojej siostrze. Pracowała jako nauczycielka w szkole, wieczorami dorabiała korepetycjami, abyśmy nie zaznały biedy. Wcześnie straciłyśmy ojca – odszedł, gdy miałam zaledwie sześć lat, a moja siostra zaledwie trzy. Mama wzięła cały ciężar życia na swoje barki, nie narzekała, nie płakała – po prostu dźwigała go, jak mogła.

Dorastałyśmy w mieszkaniu babci, które odziedziczyła mama. Żyłyśmy skromnie, ale ciepło. Po szkole obie poszłyśmy na studia, wyszłyśmy za mąż, urodziłyśmy dzieci. Często odwiedzałyśmy mamę, a ona z euforią zajmowała się wnukami, gotowała ulubione potrawy, śmiała się. Wydawało nam się, iż wszystko u niej w porządku. Że wystarcza jej nasza miłość, nasze uściski, telefony. Ale okazało się – brakowało jej czegoś innego.

Tamtego roku z siostrą postanowiłyśmy zrobić jej niespodziankę na urodziny. Powiedziałyśmy, iż nie przyjedziemy – niby praca nas przytłacza. Ale w tajemnicy byłyśmy już w drodze z balonami, kwiatami i tortem. Gdy otworzyła drzwi, w jej oczach nie było radosnego zaskoczenia, tylko zmieszanie. Mama zająknęła się, coś wymamrotała o uczniu, który przyszedł na korepetycje. Wymieniłyśmy spojrzenia. Potem weszłyśmy do środka.

Przy stole siedział mężczyzna. W samych gaciach. Papieros w zębach, piwo na stole. I rzeczywiście – był to „uczeń”. Tylko iż dorosły, łysiejący i zupełnie nie w wieku szkolnym. Oniemiałyśmy, ale milczałyśmy. On, gdy tylko nas zobaczył, zerwał się, wybełkotał coś o nagłym wezwaniu do pracy i wypadł z mieszkania.

Mama za to wpadła w złość. Była obrażona, iż wtargnęłyśmy bez ostrzeżenia. Pół roku potem nie odzywała się do nas: nie odbierała telefonów, nie odpowiadała na wiadomości. Miałam nadzieję, iż ochłonie. W końcu pojechałam sama, by naprawić relację, powiedzieć, iż nie mamy nic przeciwko jej prywatnemu życiu.

Drzwi otworzył on – ten sam. I od progu: „Nie ma jej. I w ogóle, nie przychodźcie tu więcej.” Próbowałam się wytłumaczyć, ale on po prostu… mnie pchnął. Upadłam, uderzyłam się w głowę. Diagnoza – wstrząs mózgu. Mąż, gdy się dowiedział, natychmiast pojechał do mamy. Ale zamiast wsparcia usłyszał groźby i oskarżenia: iż to ja rzuciłam się na jej mężczyznę, wywołałam awanturę. I iż ona stoi po jego stronie. Po stronie tego, który na mnie podniósł rękę.

Próbowałyśmy go znaleźć, ale jakby zapadł się pod ziemię. A po kilku tygodniach napisała do mnie jedna z uczennic mamy – iż potrzebuje pilnie pieniędzy, jest w trudnej sytuacji. Byłam w szoku. Mama nie odpowiadała. Napisałam do wszystkich krewnych, ostrzegłam: nie przesyłajcie jej złotówki, ona ma się dobrze. Choć sama nie miałam pojęcia, co się z nią dzieje.

Minął prawie rok. I nagle – telefon. Mama. Płacze. Głos się jej łamie. I opowiada wszystko.

Okazało się, iż ten jej „młody” adorator przez cały ten czas był w zmowie ze swoją prawdziwą dziewczyną. Chcieli wyłudzić od mamy mieszkanie. To on nastawiał ją przeciwko nam. Mama o mało nie przepisała mu nieruchomości. Ale przypadkiem zobaczyła jego wiadomości z tamtą kobietą. I wyrzuciła go za drzwi. Wyprosiła, jak stał. Została sama, pusta, złamana. Dopiero wtedy o nas przypomniała.

Z mężem pojechaliśmy do niej tego samego dnia. Przytuliliśmy. Pocieszaliśmy. Łkała, przepraszała. Wybaczyliśmy. Bo to przecież mama. Słaba, zmęczona samotnością kobieta, która po prostu chciała miłości. Ale w zamian dostała zdradę.

Ter znów jest z nami. Jesteśmy blisko. Znów bawi się z wnukami, piecze ciasta. I coraz częściej spogląda przez okno, jakby sprawdzała – czy on nie idzie. A my modlimy się, by już nigdy nie przyszedł.

Idź do oryginalnego materiału