Obiecywał miłość, a pragnął tylko mieszkania”: Historia mojej mamy, która pokochała niewłaściwego człowieka

polregion.pl 7 godzin temu

Moja mama zawsze była kobietą o wielkim sercu. Całe życie poświęciła mnie i mojej siostrze. Pracowała jako nauczycielka w szkole, wieczorami dorabiała korepetycjami, żebyśmy nie musiały niczego sobie odmawiać. Wcześnie zostałyśmy bez ojca — odszedł, gdy miałam zaledwie sześć lat, a siostra ledwie trzy. Mama wzięła cały ciężar życia na swoje barki, nie narzekała, nie płakała — po prostu dźwigała go, jak potrafiła.

Mieszkałyśmy w kawalerce po babci, która odziedziczyła mama. Żyłyśmy skromnie, ale ciepło. Po szkole poszłyśmy na studia, wyszłyśmy za mąż, urodziłyśmy dzieci. Często odwiedzałyśmy mamę, która z euforią zajmowała się wnukami, gotowała ulubione potrawy, śmiała się. Wydawało nam się, iż wszystko u niej w porządku. Że wystarcza jej nasza miłość, nasze przytulenia, telefony. Ale okazało się, iż brakowało jej czegoś więcej.

Tego roku postanowiłyśmy z siostrą zrobić jej niespodziankę na urodziny. Powiedziałyśmy, iż nie przyjedziemy — niby przez natłok w pracy. A tymczasem byłyśmy już w drodze z balonami, kwiatami i tortem. Gdy otworzyła drzwi, w jej oczach nie było radosnego zaskoczenia, tylko zmieszanie. Mama się zająknęła, coś przebąknęła o uczniu, który przyszedł na lekcję. Wymieniłyśmy spojrzenia, a potem weszłyśmy do środka.

Przy stole siedział mężczyzna. W samych slipach. Papieros w zębach, piwo na stole. I rzeczywiście — był to „uczeń”. Tyle iż dorosły, łysiejący i zupełnie nie w wieku szkolnym. Zamarłyśmy, ale milczałyśmy. On, gdy nas zobaczył, zerwał się na równe nogi, mruknął coś o pilnym wezwaniu do roboty i wyskoczył z domu.

Mama, przeciwnie, wpadła w złość. Uraziło ją, iż wtargnęłyśmy bez zapowiedzi. Pół roku potem się z nami nie odzywała: nie odbierała telefonów, nie odpowiadała na wiadomości. Miałam nadzieję, iż ochłonie. W końcu pojechałam sama, żeby odbudować kontakt, powiedzieć, iż nie mamy nic przeciwko jej życiu osobistemu.

Drzwi otworzył on — ten sam. I od progu rzucił: „Nie ma jej. I w ogóle, nie przychodźcie tu więcej.” Próbowałam się wytłumaczyć, ale on po prostu… mnie popchnął. Upadłam, uderzyłam się w głowę. Diagnoza: wstrząśnienie mózgu. Mój mąż, gdy się dowiedział, natychmiast pojechał do mamy. Ale zamiast wsparcia usłyszał groźby i oskarżenia: iż to ja rzuciłam się na jej faceta, iż urządziłam awanturę. I iż stoi po jego stronie. Po stronie tego, który podniósł na mnie rękę.

Próbowałyśmy go znaleźć, ale jakby zapadł się pod ziemię. A po paru tygodniach napisała do mnie jedna z uczennic mamy — iż potrzebuje pilnie pieniędzy, iż jest w trudnej sytuacji. Byłam w szoku. Mama nie odbierała. Napisałam do wszystkich krewnych, ostrzegłam: nie przesyłajcie ani złotówki, na pewno jest bezpieczna. Chociaż sama nie miałam wtedy pojęcia, co się z nią dzieje.

Minął prawie rok. I nagle — telefon. Mama. Płacze. Głos jej się łamie. I opowiada wszystko.

Okazało się, iż ten jej „młody” adorator był w zmowie ze swoją prawdziwą dziewczyną. Chcieli wyłudzić od mamy mieszkanie. To on ją przeciw nam nastawiał. Mama już prawie przepisała na niego nieruchomość. Ale przypadkiem zobaczyła jego wiadomości z tamtą kobietą. I wyrzuciła go. Wypędziła jak psa. Została sama, pusta, złamana. Dopiero wtedy przypomniała sobie o nas.

Pojechaliśmy do niej jeszcze tego samego dnia. Przytuliliśmy ją. Pocieszaliśmy. Łkała, przepraszała. Wybaczyliśmy. Przecież to była nasza mama. Słaba, zmęczona samotnością kobieta, która po prostu pragnęła miłości. Ale dostała zdradę.

Ter znów jest z nami. Jesteśmy blisko. Znów bawi się z wnukami, piecze ciasta. Często jednak spogląda przez okno, jakby sprawdzała — czy on nie idzie. A my modlimy się, żeby już nigdy nie przyszedł.

Idź do oryginalnego materiału