Obiecał miłość, a pragnął tylko mieszkania”: Historia mojej mamy, która zakochała się w niewłaściwym człowieku

newskey24.com 6 godzin temu

Moja mama zawsze miała serce na dłoni. Całe życie poświęciła mnie i mojej siostrze. Pracowała jako nauczycielka w szkole, wieczorami dorabiała korepetycjami, żebyśmy nie musiały o niczym marzyć. Tata odszedł wcześnie – miałam sześć lat, a moja siostra ledwie trzy. Mama wzięła cały ciężar życia na swoje barki, nie narzekała, nie płakała – po prostu dźwigała, jak potrafiła.

Mieszkałyśmy w babcinej kawalerce w Warszawie, która przypadła mamie w spadku. Żyłyśmy skromnie, ale ciepło. Po szkole poszłyśmy na studia, wyszłyśmy za mąż, urodziłyśmy dzieci. Często wpadałyśmy do mamy na kawę, a ona z euforią niańczyła wnuki, piekła szarlotkę i śmiała się. Wydawało nam się, iż ma wszystko, czego potrzebuje. Że wystarczy jej nasza miłość, przytulasy i telefony. Ale okazało się, iż brakowało jej czegoś więcej.

Tego roku postanowiłyśmy zrobić jej niespodziankę na urodziny. Powiedziałyśmy, iż nie przyjedziemy – niby zaległości w pracy. A tymczasem już jechałyśmy z balonami, kwiatami i tortem od Bliklego. Kiedy otworzyła drzwi, w jej oczach zamiast euforii zobaczyłyśmy zmieszanie. Mama zagadała coś o uczniu, który przyszedł na korepetycje. Wymieniliśmy spojrzenia. I weszłyśmy do środka.

Przy stole siedział facet. W samych bokserkach. Papieros w zębach, piwo Tyskie na stole. I rzeczywiście – był to „uczeń”. Tylko iż dorosły, z zakolą i zdecydowanie nie w wieku szkolnym. Zamarłyśmy, ale nic nie powiedziałyśmy. On, gdy tylko nas zobaczył, zerwał się, wymamrotał coś o nagłym wezwaniu do pracy i wypadł z mieszkania.

Mama wpadła w furię. Była wściekła, iż wtargnęłyśmy bez zapowiedzi. Przez pół roku nie odbierała telefonów, nie odpisywała na wiadomości. Miałam nadzieję, iż ochłonie. W końcu pojechałam sama, żeby odnowić kontakt, powiedzieć, iż nie mamy nic przeciwko jej życiu osobistemu.

Drzwi otworzył on – ten sam. I od progu: „Nie ma jej. I w ogóle, nie przychodźcie tu więcej.” Próbowałam coś wyjaśnić, ale on po prostu… pchnął mnie. Przewróciłam się, uderzyłam głową. Diagnoza – wstrząśnienie mózgu. Mój mąż, gdy się dowiedział, natychmiast pojechał do mamy. Zamiast wsparcia usłyszał groźby i oskarżenia: iż to ja rzuciłam się na jej faceta, iż wywołałam awanturę. I iż stoi po jego stronie. Po stronie kogoś, kto podniósł na mnie rękę.

Próbowałyśmy znaleźć tego człowieka, ale jakby zapadł się pod ziemię. A po kilku tygodniach odezwała się do mnie jedna z uczennic mamy – iż potrzebuje pilnie pieniędzy, bo jest w tragicznej sytuacji. Byłam w szoku. Mama nie odbierała. Napisałam do całej rodziny: „Nie przesyłajcie jej grosza, wszystko z nią w porządku.” Chociaż sama nie miałam pojęcia, co się z nią dzieje.

Minął prawie rok. Nagle – telefon. Mama. Płacze. Głos jej drży. I opowiada wszystko.

Okazało się, iż jej „młody” adorator cały czas działał w zmowie z prawdziwą dziewczyną. Chcieli wyłudzić od mamy mieszkanie. To on nastawiał ją przeciwko nam. Mama była już o krok od przepisania mu kawalerki. Ale przypadkiem zobaczyła jego rozmowę z tamtą kobietą. I wyrzuciła go. Wyrzuciła jak psa. Została sama, pusta, złamana. Dopiero wtedy przypomniała sobie o nas.

Przyjechałam z mężem tego samego dnia. Przytuliliśmy ją. Pocieszaliśmy. Ona szlochała, przepraszała. Wybaczyliśmy. W końcu to mama. Słaba, zmęczona samotnością kobieta, która po prostu chciała kochać. A dostała zdradę.

Teraz znów jest z nami. Jesteśmy blisko. Znowu bawi się z wnukami, piecze makowiec. I często zerka przez okno, jakby sprawdzała – czy nie idzie. A my tylko modlimy się, żeby nigdy więcej nie przyszedł.

Idź do oryginalnego materiału