Obejmij prawdę: jak jeden wieczór zmienił postrzeganie rzeczywistości

twojacena.pl 19 godzin temu

„Ty nic nie zdążasz!”: jeden wieczór otworzył Marii oczy na całą prawdę

— Dima i Lena zaprosili nas na kolację — oznajmił Andrzej przy obiedzie, choćby nie patrząc na żonę. — Idziemy jutro.

— Może upieczemy coś? Jabłecznik? Nie wypada iść z pustymi rękami — zaproponowała Małgorzata.

— Nie trzeba. Lena świetnie gotuje — machnął ręką mąż. — Wystarczy wino i owoce.

Małgosia skinęła głową, ale w środku zawrzało. Tak, nie była mistrzynią kuchni, a czasu brak — mały synek, cały dom na jej głowie. Ale przecież stara się, sprząta, gotuje. Tylko nie wszyscy to widzą.

Lenę widziała raz, na firmowym spotkaniu, i to przelotnie. A teraz — iść w cudze progi na komendę, jeszcze z podtekstem, iż cudze żony są lepsze.

W sobotni wieczór Małgosia ubrała się elegancko, uczesała — w końcu miło wyjść między ludzi. Zostawili synka u babci i pojechali.

Mieszkanie Leny i Dymitra było naprawdę idealne. Wszędzie połysk, przytulnie, pachniało kurczakiem i świeżym ciastem. Małgosia gwałtownie rozejrzała się po kątkach — przecież oni też mieli dziecko, a tu ani jednej zabawki, ani okruszka na podłodze. A Lena wyglądała, jakby wyszła prosto z salonu piękności.

— U was tak przyjemnie! — powiedziała grzecznie Małgosia.

— I czysto — wtrącił Andrzej. — Nie to, co u nas. Gosiu, ucz się od Leny!

Wszyscy się zaśmiali. Oprócz Małgosi. Zabolało. Zaciśnięte usta, wymuszony uśmiech. Chciała wyjść już teraz, ale dobre maniery nie pozwalały.

Przy stole rozmowa płynęła gładko, aż Andrzej zaczął zachwycać się Leną: gotuje jak szefowa kuchni, wygląda jak modelka, a jeszcze koszule mężowi prasuje.

— Oto żona! — wykrzyknął. — Taką bym chciał!

— A ja? — nie wytrzymała Małgosia.

— No co ty, ty też jesteś niczego sobie… ale Lena to wzór. Nie bądź przewrażliwiona.

Małgosia wstała i poszła do łazienki. Zamknęła drzwi i rozpłakała się. Porównuje. Upokarza. A ona — wszystko dla niego.

Wróciła do stołu, udając, iż wszystko gra.

Wtedy odezwała się sama Lena.

— Andrzej, skoro tak podziwiasz mój wygląd, może weź przykład z Dymitra. On zajmuje się synkiem, gdy ja chodzę na siłownię, do kosmetyczki czy na zakupy. A ty zostawiasz Małgosię samą i jeszcze narzekasz?

Andrzej się zmieszał, ale próbował żartować:

— No… nie każdy może być taki doskonały.

— Małgosia też mogłaby być, gdyby nie dźwigała wszystkiego sama — nie odpuszczała Lena. — Może gdybyś choć czasem pomógł, mielibyście porządek, a ona siłę na siebie.

— Co, napadacie na mnie?! — warknął Andrzej. — Ja tylko pochwaliłem!

— Nie, upokorzyłeś żonę. Cały czas. A komplementy dla Leny to nie powód, by zawstydzać Małgosię — ostro powiedział Dymitr. — choćby nie zrozumiałeś, jak jej było ciężko to słuchać.

— Małgosia, powiedz im! — zwrócił się Andrzej do żony. — Wytłumacz, iż wszystko w porządku.

Spojrzała na niego. Uśmiechnęła się, ale oczy miała puste.

— Nie, Andrzeju. Nic nie jest w porządku. Upokarzasz mnie. Systematycznie. Jestem zmęczona.

— Więc teraz ty przeciwko mnie?! — syknął. — Chodźmy stąd. Kompromitacja.

— Możesz do mnie dzwonić — szepnęła Lena, gdy Małgosia się żegnała.

W taksówce Andrzej wybuchnął. W domu kontynuował. Z zarzutami: „To oni cię podpuszczają! U nas było normalnie!”

Ale Małgosia nie krzyczała. Nie tłumaczyła się. Po prostu przygotowywała się do jutra — do chwili, gdy złoży pozew o rozwód.

Miesiąc później już pracowała. Synek poszedł do przedszkola. W końcu odetchnęła. Zrobiło się lżej. Nikt nie porównuje. Nikt nie wyrzuca. I nie boi się już ciszy w mieszkaniu. Cisza to nie pustka — to wolność.

Idź do oryginalnego materiału