Noworoczna tradycja: rodzinna uczta pełna euforii i wspomnień

twojacena.pl 3 dni temu

— Zda już Wojciech Stanisławowicz — powiedziała Krystyna mężowi, przygotowując sałatkę jarzynową.

— Skąd tak myślisz? — zdziwił się Tomasz.

— No, nie dał rady podnieść Jagódki, żeby zawiesić gwiazdę na choince. A kiedyś… — Krystyna westchnęła.

— Ojciec jeszcze pełen werwy, może po prostu się zmęczył — odparł Tomasz.

— Nie, Tomku, lata dają o sobie znać. od dzisiaj raz w tygodniu będziesz im przywoził zakupy i nie dyskutuj — poprawiła włosy i wzięła talerz z sałatką. — Chodźmy do stołu.

Wojciech Stanisławowicz wszystko słyszał. Zatrzymał się, by włączyć światło w łazience, i przypadkiem podsłuchał rozmowę syna z synową.

Wigilia w rodzinie Kowalskich to tradycja: wszyscy zbierają się w domu rodziców na uroczystą kolację i wspólnie świętują. Tego roku też tak było. Najstarszy syn przyjechał z rodziną pierwszy. Synowa pomagała nakrywać do stołu, a wnuki w salonie wesoło ubierały choinkę.

Wojciech odkręcił kran i usiadł na brzegu wanny.

— Ma rację, Krystyna. Odkąd przeszedłem na emeryturę, poczułem się niepotrzebny. Potem przyszła taka niemoc, iż aż chciało się płakać.

— Wszystko w porządku, Wojciechu Stanisławowiczu? — zapytała cicho Krystyna, podchodząc do drzwi łazienki.

— Tak, już wychodzę — odpowiedział.

Za drzwiami stał mały Jaś, podrygując z niecierpliwości.

— Wchodź szybko! — Dziadek wpuścił wnuka.

Przy stole Wojciech coraz bardziej się zamyślał. Podnosił kieliszki, gdy składano toasty, ale pił mało.

— Tato, coś ty taki smutny? Święta są, trzeba się weselić, może nie czujesz się najlepiej? — spytał Tomasz, gdy rodzina już zbierała się do wyjścia. Stali w przedpokoju, a Krystyna popychała męża, by kontynuował rozmowę.

— Wszystko w porządku, synu. Przywoźcie wnuki na ferie. Nie planujecie gdzieś wyjechać? — uśmiechnął się ojciec.

— Mamy remont, Wojciechu Stanisławowiczu, nie pojedziemy. Wam też odpoczynek się należy, dzieci wyślemy do moich rodziców, już ustalone — wtrąciła się Krystyna.

— No dobrze, skoro tak — westchnął dziadek.

Krystyna szepnęła coś mężowi.

— Do niedzieli wpadnę, przywiozę zakupy — powiedział Tomasz i ruszył do drzwi.

Mama rozłożyła ręce.

— Jakie zakupy, synku? Sklepy blisko, warzyw mam pod dostatkiem, a jak coś, to ojciec pójdzie.

— Po co, Heleno Bronisławo? Tomasz wszystko załatwi. Nie musicie dźwigać na piąte piętro bez windy, lepiej odpocznijcie — upierała się Krystyna.

Gdy rodzina wyszła, matka jeszcze długo mruczała pod nosem:

— O, jeszcze czego. Wnuków nie damy, do sklepu nie chodźcie… Co ona znowu wymyśliła?

— Krystyna jest dobra, Helenuś, troszczy się o nas, nie przejmuj się — powiedział Wojciech.

— Przecież nie mamy dziewięćdziesięciu lat, żeby o nas tak dbać. Wygląda na to, iż już nas skreślili, a wnuków nie dają.

— Przywiozą, przywiozą. Słyszałaś, iż teraz do teściów jadą.

Matka zamilkła.

„A może to ja niesprawiedliwa jestem dla Krystyny. Ona najbardziej się stara, najczęściej pomaga, zawsze z uśmiechem. Druga synowa tylko po obiad przychodzi i słoiki zabiera. A o zięciu to już lepiej nie mówić…”

— A ty czego taki markotny, Wojtek? — zwróciła się do męża Helena.

— Zmęczony trochę — machnął ręką.

— Ach, rozumiem. Odpocznij, włączę ci telewizor.

Helena poszła do kuchni poukładać naczynia, które Krystyna umyła.

Wojciech leżał na kanapie i myślał.

„Teraz gwiazdki nie dałem rady zawiesić, a latem jak przyjadą, to jabłka nie zerwę? A takie małe jeszcze…”

I tak postanowił wziąć się w garść do lata. Nie musi być jak dwudziestolatek, ale żeby wnuczkę podnieść bez wysiłku — to już coś.

Zaczął od codziennych spacerów, potem znalazł pod łóżkiem zakurzone hantle. choćby na plac zabaw zaczął zaglądać, podciągać się obok młodzieży. Z czasem siły wróciły, a przed sezonem ogrodowym poczuł taki zastrzyk energii, iż posprzątał cały bałagan na działce i zbudował dzieciom huśtawkę.

W sierpniu, gdy śliwki zaczęły dojrzewać, syn przywiózł wnuki. Jagódka była zachwycona placem zabaw, a i Jaś się nie nudził. Cały dzień dziadek spędził z nimi — na działce, nad rzeczką, budując zamki z piasku.

Następnego dnia Jaś podszedł do śliwki i poprosił:

— Dziadku, podaj mi tamtą śliwkę.

— No, Jasiu, sam sięgnij! — Dziadek podniósł go radośnie do góry.

Chłopczyk zerwał trzy śliwki drobnymi paluszkami.

— A ja, dziadziu, a ja! — klasnęła w rączki Jagódka.

— Ciebie też podniosę! — zaśmiał się dziadek, stawiając wnuka na ziemi i unosząc wnuczkę. — Dziadek jeszcze ma siłę!

Nie traćcie ducha, nigdy nie poddawajcie się, jeżeli choć iskra nadziei pozostaje. Cieszcie się każdym dniem i doceniajcie życie, które mamy tylko jedno.

Idź do oryginalnego materiału