Nowo narodzone szczęście 🌺🌼🌸

newsempire24.com 4 dni temu

**NOWONARODZONE SZCZĘŚCIE**

“Mężczyzno, przestań mnie prześladować! Mówiłam już, iż noszę żałobę po mężu. Nie naprzykrzaj się! Boję się pana!” – prawie krzyczałam, tracąc cierpliwość.

“Pamiętam, pamiętam… Ale mam wrażenie, iż ta żałoba to bardziej żałoba po pani samej. Wybaczcie” – nie ustępował mój… wielbiciel.

…Przyjechałam do sanatorium, żeby odpocząć. Chciałam ciszy, śpiewu ptaków, a nie zaczepek natrętnych mężczyzn. Mój mąż zmarł nagle, niespodziewanie. Potrzebowałam czasu, żeby pogodzić się z tą stratą.

…Z mężem, Piotrem, oszczędzaliśmy na remont mieszkania, odmawialiśmy sobie wszystkiego – i nagle… Piotrowi zrobiło się słabo, karetka nie zdążyła. To był drugi zawał. Po pogrzebie zostałam sama – bez drugiej połowy i bez remontu. Za to z dwoma nastoletnimi synami. Ręce opadały. Jak sobie z tym poradzić?

W pracy dali mi voucher do sanatorium. Opierałam się. Nie chciałam choćby wychodzić z domu. Ale koledzy nalegali:

“Nie jesteś pierwszą wdową i nie ostatnią. Masz dzieci. Trzeba żyć! Jedź, Krystyno, odpocznij, poukładaj myśli.”

Więc pojechałam, choć z ciężkim sercem.

Minęło czterdzieści dni od śmierci męża. Ból nie ustępował.

W sanatorium trafiłam do pokoju z wesołą dziewczyną, Basią.

Promieniała radością, aż mnie to irytowało. Nie chciałam się przed nią otwierać. Po co młodej dziewczynie moje smutki? Do Basi zalecał się animator – jeden z tych, co w takich miejscach zawsze są: albo kawaler, albo rozwodnik, albo wdowiec. Mnie nie oszukasz… Przestrzegałam Basię przed nim. Pewnie żonaty, może choćby po raz drugi czy trzeci.

Basia się tylko śmiała:

“Oj, nie strasz, Krystyno! Ja już wiem, jak to się kręci!”

I “doświadczony wróbelek” co wieczór wylatywał na randki. Ja za to tydzień spędziłam zamknięta w pokoju. Czytałam książkę, ale choćby nie pamiętałam, o czym, wpatrywałam się w telewizor, ale nic nie widziałam.

…Pewnego ranka obudziłam się w doskonałym nastroju. Wyjrzałam przez okno – cudownie! Pomyślałam: przejdę się po lesie, posłucham ptaków, odetchnę świeżym powietrzem. I wtedy spotkałam go.

Widziałam go już wcześniej w stołówce. Niski, krępy, z bezczelnym spojrzeniem – wzbudzał we mnie odrazę. Był o głowę niższy. Brr… Nieprzyjemny typ.

Ale zadbany, ogolony, ubrany jak od święta. Przy każdym obiedzie kłaniał mi się z przesadną uniżonością. Ja kiwałam głową – tylko z grzeczności. Aż w końcu podszedł do mojego stolika.

“Smutno pani?” – zapytał aksamitnym głosem.

“Nie” – odparłam sztywno.

“Nie oszukujmy się, proszę pani. Na twarzy ma pani smutek. Może mogę pomóc?” – nie dawał za wygraną.

“Ma pan rację. Żałoba po mężu. Jeszcze jakieś pytania?” – sięgnęłam po serwetkę, dając do zrozumienia, iż koniec rozmowy.

“Przepraszam, nie wiedziałem. Współczuję. Ale może się poznamy? Janek.”

Widać było, iż boi się, iż zaraz odejdę.

“Krystyna” – mruknęłam i wstałam od stołu.

Od tamtej pory Janek przy każdym obiedzie siadał przy mnie i wręczał mi bukiet dzwonków – tych samych, co rosły wszędzie wokół. Nie ukrywam, było mi miło. Ale nie zamierzałam tego ciągnąć. Po co?

Janek jednak nie odpuszczał. Zaczął towarzyszyć mi na wieczornych spacerach. Co więcej, specjalnie zakładałam buty na płaskim obcasie, żeby nie było dysproporcji. A Jankowi jego niski wzrost i błyszcząca łysina najwyraźniej nie przeszkadzały. Zrozumiałam – kobiety uwodził głosem. Nigdy nie słyszałam takiego męskiego głosu. Chyba wpadłam w zastawioną sieć.

Z Jankiem zaczęliśmy chodzić na potańcówki, jeździliśmy do miasta po owoce… Mój adorator co chwila próbował mnie namówić, żebym wpadła do jego pokoju. Ale ja, jak żołnierz z ołowiu, nie dawałam się.

W końcu Janek przypomniał mi:

“Krystyno, jutro wyjazd. Może wieczorem wpadniesz do mnie… na herbatę? Hm?”

“Zastanowię się” – odpowiedziałam wymijająco.

…Nadszedł ostatni wieczór. Postanowiłam nie robić Jankowi przykrości i pójść do niego, choć wiedziałam, jak to się skończy…

Stół był pięknie nakryty, pełen smakołyków. “Pewnie pożyczył sztućce ze stołówki” – pomyślałam z uśmiechem. Janek uprzejmie zaprosił mnie do stołu. Skądś wziął się szampan.

“Zaczynamy, Krystyno? Nie wiem, jak jutro się rozstać. Zostaw mi adres. Na pewno przyjadę” – powiedział smutno.

“Zapomnisz drugiego dnia. Znam was, mężczyzn. Za co pijemy, Janek?” – byłam już gotowa na wszystko.

“Nie domyślasz się? Za miłość, Krystyno, za miłość!” – podniósł kieliszek.

…Rano obudziliśmy się w objęciach. Boże, dlaczego tak się opierałam? Dlaczego nie przyszłam od razu? Tyle czasu zmarnowanego! Jednym słowem – zakochałam się jak nastolatka. A teraz trzeba pakować walizki i wracać do domu.

…Pożegnałam się z Basią. Siedziała na łóżku i płakała.

“Co się stało, Basieńko?” – zapytałam.

“Jestem w ciąży, Krystyno. Nie wiem nawet, od kogo” – szlochała.

“Twój animator?” – próbowałam zgadnąć.

“Nie wiem. Poznałam jeszcze jednego… Z domu obok. Żonaty.” – “Doświadczony wróbelek” nagle nie był już taki pewny siebie.

“Oj, Basia… Zadzwoń do rodziców. Niech przyjadą, rozwiążą tę sprawę. Jak oni cię tu samą puścili? Chodźmy do dyrektora, może coś wymyślimy.”

Basia wybiegła z pokoju w łzach. Tak, dziewczyno, jeszcze się w życiu nacierpisz przez takich “zalotników”…

Spakowałam się. Nie chciało mi się wyjeżdżać. W ciągu tych dwudziestu czterech dni wszystko tu stało mi się bliskie. Zwłaszcza Janek…

…Podjechał autobus. Janek przyszedł mnie odprowad

Idź do oryginalnego materiału