Miałem 35 lat i byłem przekonany, iż moje życie z Martą było idealne: stabilna praca inżyniera, przytulny dom na przedmieściach i szczęśliwa rodzina. Byliśmy małżeństwem od 10 lat, wychowywaliśmy syna, a ja wierzyłem, iż nic nie może zburzyć naszego szczęścia. Jednak rok 1978 okazał się przełomowym momentem, który pozostawił głęboką ranę w moim sercu, która nigdy się nie zagoiła.
Wszystko zaczęło się latem, kiedy Marta zaczęła pracować w lokalnej galerii sztuki. Zawsze pasjonowała się sztuką, a to stanowisko było spełnieniem jej marzeń. W jej oczach pojawiła się nowa iskra: wracała do domu pełna inspiracji, opowiadając o wystawach i nowych znajomych. Cieszyłem się z jej sukcesów, ale niedługo zauważyłem pewne zmiany.
Marta zaczęła coraz częściej zostawać po godzinach w pracy. Na początku tłumaczyła to przygotowaniem wystaw, potem zaczęły się pojawiać jakieś „spotkania”. Była zawsze towarzyska, a ja jej ufałem, ale jej nagła zajętość zaczęła mnie niepokoić. Wieczorami zostawałem sam, zastanawiając się, czy rzeczywiście jest tak zajęta, jak twierdzi.
Pewnego wieczoru wróciłem do domu wcześniej niż zwykle i zauważyłem, iż Marty nie ma w domu. Jej torebka i klucze były na miejscu, ale ona sama zniknęła. To było dziwne: zawsze mówiła mi, jeżeli miała się spóźnić. Następnego dnia postanowiłem udać się do galerii, twierdząc, iż chcę ją zabrać do domu po pracy. Zobaczyłem ją wychodzącą z budynku z Michałem, kuratorem galerii. Śmiali się razem, a on odprowadził ją do samochodu.
Starałem się przekonać siebie, iż to tylko relacja zawodowa, ale niepokój nie opuszczał mnie. Tego wieczoru zapytałem ją wprost: „Czy coś przede mną ukrywasz?” Marta zawahała się, ale zaprzeczyła. Jednak jej spojrzenie, pełne poczucia winy, mówiło więcej niż słowa.
Tydzień później poznałem prawdę. Jeden z jej kolegów, który nie mógł dłużej milczeć, powiedział mi, iż między Martą a Michałem od dawna coś się działo. Kiedy znów porozmawiałem z nią na ten temat, przyznała: „To był błąd. Pogubiłam się.” Jej słowa rozdarły moje serce. Próbowała tłumaczyć, iż zdarzyło się to tylko raz i nie miało żadnego znaczenia, ale już nie potrafiłem patrzeć na nią tak jak wcześniej.
Postanowiliśmy spróbować uratować rodzinę dla dobra naszego syna. Marta obiecała, iż nigdy więcej nie popełni tego samego błędu. Starałem się jej wybaczyć, ale okazało się to trudniejsze, niż myślałem. Między nami powstała przepaść, która z dnia na dzień się pogłębiała. Dwa lata później jednak zdecydowaliśmy się na rozwód. Nie tylko z powodu zdrady, ale także dlatego, iż staliśmy się sobie obcy.
Minęło ponad 40 lat od tamtego czasu. Marta dawno zniknęła z mojego życia, ale wciąż nie mogę zapomnieć momentu, w którym zniszczyła moje zaufanie. Czasami zastanawiam się, co by było, gdybym wtedy nie poznał prawdy? Może byłbym szczęśliwszy, żyjąc w niewiedzy. Ale teraz to już tylko pytania bez odpowiedzi.