"Od ponad roku jestem ojcem. Rodzicielstwo wywróciło moje życie do góry nogami. Nie będę ukrywał, nie było to moje największe marzenie. Uległem raczej żonie, jej namowom, prośbom, marzeniom. Jednak to też nie jest tak, iż narzekam, czy się nad sobą użalam. Bardzo kocham swoją córkę, doceniam, iż mam rodzinę.
Inne życie
Ojcem zostałem w wieku 40 lat, dość późno. Miałem już swoje przyzwyczajenia, rytuały, z których w znacznej części musiałem zrezygnować. Wyjazdy z kolegami, samotne wycieczki rowerowe, treningi po pracy czy choćby spokojne poranki odeszły w zapomnienie.
Kiedyś żyłem chwilą, koncentrowałem się na tym, co dzieje się tu i teraz. Nie myślałem zbytnio o przyszłości. Choć byłem żonaty, miałem pewne zobowiązania, żyłem chwilą. Byłem trochę takim wolnym ptakiem, który potrzebuje powietrza, swobody, niezależności.
Nadeszły zmiany
Narodziny dziecka wywróciły wszystko. Początkowo wydawało mi się, iż gorzej być nie może. Płacz, kolki, nieprzespane noce, wczesne pobudki. Z czasem się dotarliśmy, przyzwyczaiłem się do tego, co przyniósł mi los. Nie narzekam, naprawdę. Cieszę się, iż jesteśmy razem. Nie będę jednak ukrywał, iż czasami tęsknię za tym, co było. Tym luzem, niemyśleniem o niczym, wolności. Marzy mi się czasami taka ucieczka, chociaż na dwa dni.
Ciężki przypadek
Trzy miesiące temu koledzy urządzili sobie taki męski, kilkudniowy wypad nad morze. Coś kiedyś, chyba podczas obiadu, przebąknąłem o tym żonie, która stanowczym głosem powiedziała: 'Za nic w świecie nie pozwalam ci tam pojechać".
Wiem, mógłbym postawić na swoim, nie pytać o zdanie, ale ja po prostu nie chcę się kłócić. Nie lubię tych cichych dni, sporów i konfliktów. Dla świętego spokoju odpuściłem. Moja żona to taki dość ciężki przypadek. Uważa, iż za mało czasu poświęcam dziecku, iż powinienem jej bardziej pomagać. Wspierać, podtrzymywać na duchu, odciążać. Może i ma rację, sam nie wiem.
Znalazłem sposób
Niedawno odezwali się do mnie koledzy jeszcze z czasów liceum. Organizowali weekendowy wyjazd na mazury. Las, namiot, z dala od cywilizacji. Moje klimaty. Wiedziałem, iż nie mogę odpuścić. Nie tym razem. Miałem jednak świadomość, iż żona znowu wyrazi sprzeciw. Po co mi to? Wymyśliłem inny plan.
Małe kłamstewko. Powiedziałem, iż koniecznie muszę wyjechać do rodziców na
weekend, bo bardzo potrzebują mojej pomocy w ogrodzie. Udało się bez żadnego
problemu. Oczywiście o wszystkim powiedziałem mamie, miała przekazać ojcu. Próbowała mi wytłumaczyć, iż to złe postępowanie, iż nie tędy droga. Nie chciałem jej
słuchać, skończyłem rozmowę.
Wydało się
Wyjechałem w piątek, wróciłem w niedzielę wieczorem. Doskonały wyjazd – pod każdym względem. Naprawdę tego potrzebowałem. W głębi duszy tak bardzo cieszyłem się, iż posunąłem się do małego oszustwa. Nikomu nic się nie stało, a ja odżyłem. Nabrałem powietrza, odetchnąłem pełną piersią.
Kiedy przekroczyłem próg mieszkania, czułem, iż coś jest nie tak. Żona się nie odzywała, choćby się nie przywitała. Zamknęła się z małą w pokoju i tyle ją widziałem. O co chodzi?
Przecież na wyjazd do rodziców się zgodziła. Skąd te muchy w nosie? Wyszedłem z mieszkania i zadzwoniłem do matki.
Usłyszałem tylko – powiedziałam jej prawdę, na pewno nie będę cię kryła. Wszystko stało się jasne. Poznała całą prawdę. Choć próbowałem przeprosić, od ponad tygodnia nie odezwała się ani słowem. Czy ja naprawdę aż tak ją skrzywdziłem? Czy naprawdę nie mam prawa do chwili odpoczynku?".