Nigdy nie marzyłam, iż córka męża stanie się dla mnie prawdziwie bliska.

twojacena.pl 4 dni temu

Nigdy bym nie przypuszczała, iż córka męża z pierwszego małżeństwa stanie mi się tak bliska.

Gdy pierwszy raz usłyszałam o ich rozwodzie, pomyślałam – no cóż, typowa historia, charaktery się nie zgadzały. Ale im więcej dowiadywałam się o przeszłości Krzysztofa, tym bardziej dziwiłam się, jak zniósł to, przez co przeszedł. Jego pierwsza żona, Kinga, kompletnie nie radziła sobie z domem. Nie gotowała, nie sprzątała, nie interesowała się niczym poza telefonem i paznokciami. Ratowały ich tylko pierogi z supermarketu i rzadkie zamówienia z restauracji. W końcu Krzysztof się poddał i sam zaczął gotować po pracy. A potem do ich mieszkania wprowadziła się teściowa – i to był koniec. Rodzina rozpadła się jak domek z kart.

Poznaliśmy się z Krzysztofem, gdy już od roku mieszkał sam, a jego mała Weronika skończyła sześć lat. Martwił się wtedy strasznie – jak ułożą się nasze relacje? Ja zaś od początku wiedziałam jedno – jeżeli chcemy być razem, muszę zaakceptować zarówno jego przeszłość, jak i Weronikę. Na początku tylko wspólnie wybieraliśmy dla niej prezenty, rozmawialiśmy o niej. Poznałyśmy się dopiero po naszym ślubie, ale od razu pokochałam tę dziewczynkę. Wesoła, pełna życia, z jasnymi oczami – wparowała mi prosto do serca.

Jej pierwsze urodziny świętowaliśmy już we troje. Potem zaczęły się wakacje, spacery, wspólne wyjścia do parku, rodzinne seanse filmowe… Weronika spędzała u nas prawie cały wolny czas. Jej mama nie protestowała – dużo pracowała, była zmęczona, a babcia dziewczynki coraz częściej przejmowała rolę gospodyni domu. I wiedziałam – tak jest lepiej. Razem z Krzysztofem zaczęliśmy planować nasze życie z myślą, iż Weronika jest teraz częścią naszej rodziny.

Ale po kilku miesiącach naszą sielankę przerwała surowa rzeczywistość. Zauważyłam, iż Weronika kompletnie nie jest przyzwyczajona do domowych obowiązków. Ani talerza po sobie nie zmyje, ani sobie czegoś prostego nie przygotuje. choćby nie wiedziała, jak włączyć czajnik. Starałam się być cierpliwa. Nie chciałam psuć relacji. Krzysztof, widząc moje zmęczenie, sam zaczynał gotować, sam nakrywał do stołu. Ale rozumiałam – tak dalej być nie może. Nie wychowamy dorosłego człowieka, jeżeli będziemy robić wszystko za nią.

Pewnego dnia moja cierpliwość się skończyła. Po kolacji poprosiłam Weronikę, żeby pozmywała naczynia. Spojrzała na mnie zdziwiona, jakbym kazała jej wejść na Rysy. Wtedy powiedziałam jej wszystko. Ostro, bez ogródek. A po paru godzinach zrozumiałam, iż posunęłam się za daleko. Porozmawiałyśmy szczerze, przeprosiłam. I wtedy coś między nami się zmieniło. Weronika spojrzała na mnie nie jak na obcą kobietę, ale jak na kogoś, komu naprawdę na niej zależy.

Minęło trochę czasu i zdarzyło się coś, co stało się punktem zwrotnym. Wyszłam załatwić sprawy, Krzysztof był w pracy. Weronika została sama i postanowiła nas zaskoczyć – upiec kurczaka. Ponieważ całej sztuki nie było, wzięła piersi. Wsypała tam wszystko, co znalazła w domu, co przypominało sól. Gdy wróciłam, kuchnia była w chaosie, a jedzenie – surowe i niejadalne. Wybuchnęłam. Nakrzyczałam, kazałam jej iść kupić sól. Wróciła… z dziesięciokilogramowym workiem. Ta mała dziewczynka, z tym ciężkim pakunkiem w rękach, stała przede mną, a ja rozpłakałam się. W tym momencie zrozumiałam – ona się stara. Dla nas. Stara się być częścią naszej rodziny.

Od tamtej pory wzięłam Weronikę pod swoje skrzydła. Zaczęłyśmy uczyć się gotować razem. Pierwsze próby były niezdarne, ale teraz potrafi przygotować obiad bez mojej pomocy. U siebie w domu dzieli już kuchnię z babcią. Gotuje sama, sprząta, pomaga.

Ostatnio nasz syn z Krzysztofem skończył roczek. I to właśnie Weronika upiekła dla niego imienne ciasteczka. Przyszła, nieśmiało podała mi pudełko, a ja poczułam łzy w oczach. Nie ze wzruszenia – z dumy. Ze świadomości, iż to wszystko miało sens. Ta dziewczynka to nie tylko córka mojego męża z pierwszego małżeństwa. Stała się moja. Bliska. Częścią naszej nowej rodziny.

Wiem, iż na świecie jest wiele historii, w których macocha i pasierbica nie potrafią się porozumieć. Ale cieszę się, iż nasza historia jest zupełnie inna. Tak, były błędy, były łzy. Ale teraz mamy zaufanie, szacunek i miłość. A czego więcej potrzeba prawdziwej rodzinie?

Idź do oryginalnego materiału