Niezwykły gość: tajemnice rodzinnego ciepła

newsempire24.com 1 tydzień temu

W małym miasteczku nad jeziorem, gdzie zachody słońca malują wodę na złoto, a stare drewniane domy skrywają ciepło minionych lat, Zofia Kowalska wróciła z zakupów, dźwigając ciężkie siatki. Na deser kupiła ogromnego arbuza, wyobrażając już sobie euforia syna. Postawiła torby w przedpokoju i nadsłuchiwała. Z pokoju Janka dobiegały stłumione głosy, jakby ktoś prowadził cichą rozmowę. Serce Zofii zabiło szybciej. Wsunęła się do pokoju i zamarła – jej syn bawił się drewnianymi figurkami z nieznajomym mężczyzną. Obaj byli pochłonięci układaniem zabawek, uśmiechali się i mówili tak cicho, jakby bali się spłoszyć ten moment. Zofia przyjrzała się gościowi i wykrztusiła:

— I co, znowu siedzisz w domu, Janku? — warczała często. — Tak całe życie przesiedzisz sam! Popatrz na Tomka, twojego dawnego kumpla. Został mechanikiem, ma pracę, wszystko mu się układa. Ożenił się, synka mu urodzili, werandę wybudował. Żona wprawdzie go zostawiła — charaktery się nie zgadzały, bywa. Ale Tomek się nie załamał: nową znalazł, z dzieckiem, potem swoje jeszcze urodzili. A tego pierwszego syna na wakacje do babci wożą. Wszyscy zadowoleni, choćby była żona — też za mąż wyszła. A sąsiadka ciocia Basia wniebowzięta: troje wnuków, dom pełen śmiechu, życie wre! Tomek z nową żoną, Kasią, wszystkim dzieciom radzą, a ciocia Basia na podorędziu. Wszystko się u nich poukładało, a ty wciąż siedzisz!

— U nas cisza — ciągnęła Zofia, kręcąc głową. — No w kogo ty taki, moje utrapienie? Jak nas zabraknie, zostaniesz sam i choćby pogadać nie będzie z kim! I wyłącz no ten wiertak, kiedy matka do ciebie mówi!

Janek wyłączył urządzenie, oderwał wzrok od pracy:

— Wszystko w porządku, mamo, pilne zamówienie mam.

— No pewnie, Janku — westchnęła matka. — Nic się nie zmieni. Trzydzieści dwa lata w domu siedzisz i dalej będziesz. Nic cię nie ruszy. A jeszcze ojciec cię wspiera, tylko milczy i milczy. Oj, synku, ojciec cichy, a ty jeszcze cichszy!

Zofia wyszła ze stodoły, gdzie Janek miał swój warsztat.

Ledwie skończył gimnazjum. Uczył się dobrze, ale szkoły nie znosił. Nie podobało mu się, iż wszyscy krzyczą, biegają, przeszkadzają myśleć. Po szkole oświadczył: dalej się nie uczę, mam swoje zajęcie, na całe życie wystarczy. Był już całkiem sprawnym stolarzem. Ojciec całe życie pracował w lokalnej fabryce mebli i syna nauczył fachu. Janek okazał się jeszcze większym milczkiem niż ojciec. Lubił pracować w samotności, obmyślając każdy szczegół.

Matka się martwiła: może z chłopakiem coś nie tak? Na imprezy nie chodzi, za dziewczynami nie patrzy, całe dnie sam. Wszystkie hałaśliwe, mówi, nudne. Mi tak dobrze. Zarabiał jednak całkiem nieźle. W stodole urządził warsztat, całe dni coś strugał: to zabawki, to małe mebelki. Zrobił krzesło — aż miło patrzeć! Zamówienia miał zapisane na pół roku, ludzie z miasta specjalnie przyjeżdżali. A matka wciąż truła: czwarty krzyżyk na karku, a on sam! Żenić się nie chce, dzieci nie chce. Na kolegów się napatrzył — nie podoba mu się takie życie.

Teraz też dostał pilne zlecenie — biurko z krzesłem dla chłopca. Wszystko ustalił przez internet, klient prosił o pośpiech. Janek starał się, by wszystko wyszło idealnie. Uważał, iż praca powinna dawać radość.

Po tygodniu biurko było gotowe: blat i krzesło z regulacją wysokości i kąta nachylenia. Klient napisał, iż chłopiec, dla którego jest zamówienie, jest słabego zdrowia, uczy się w domu. Prosili, by Janek przywiózł je osobiście, by ewentualnie dopasować na miejscu. Sami przyjechać nie mogli. Janek nie miał ochoty jechać — zwykle ojciec mu materiały przywoził i gotowe rzeczy odwoził. Nie lubił rozmawiać z obcymi: za głośni, za dużo gadają.

Ale klient nalegał, by przyjechał właśnie majster, dla dobra dziecka. Nie było rady — Janek z ojcem pojechali do dalekiej wsi. Przyjechali, wyładowali towar. Na szczęście Janek był krzepki, a biurko lekkie. Zaniósł, zapukał. Otworzyła dziewczyna. Janek się nie spodziewał — pisał z jakimś Kubą, myślał, iż facet. A tu dziewczyna, i to jeszcze z tak precyzyjnymi szkicami!

— Dzień dobry, czy mogę mówić z Kubą? Przywiozłem zamówienie — powiedział Janek.

— Dzień dobry, to ja jestem Kuba, proszę wejść — odparła cicho, odsuwając się, by mógł przecisnąć się z biurkiem. Głos miała miękk— Niech pan uważa na próg — dodała, uśmiechając się tak ciepło, iż Jankowi nagle zrobiło się dziwnie swojo.

Idź do oryginalnego materiału