Dziwny wypoczynek u teściowej: Dlaczego już tam nie wrócę
Moja teściowa, nazwijmy ją Wanda Kazimierzowa, wymyśliła nam taki „odpoczynek”, iż więcej ani mnie, ani mojej nodze tam nie uświadczy! Prawda, jaki sens w takich wakacjach? Gotuje różne wiejskie przysmaki, a my z dziećmi kupowaliśmy pierogi albo jedliśmy w tanich knajpach, żeby po prostu przeżyć. Ta wizyta stała się dla mnie prawdziwą lekcją.
Zaproszenie na wczasy: Oczekiwania a rzeczywistość
Ja, mój mąż, powiedzmy Krzysztof, oraz nasze dzieci, nazwijmy je Zosia i Jacek, postanowiliśmy spędzić tydzień u jego mamy w małej wsi na Podkarpaciu. Wanda Kazimierzowa od dawna nas zapraszała, obiecując prawdziwy wiejski wypoczynek: świeże powietrze, domowe jedzenie, cisza. Ucieszyliśmy się z Krzysztofem – oboje zmęczeni pracą, a dzieciom przydałoby się pobyć na łonie natury. Wyobrażałam sobie przytulny dom, smaczne kolacje, spacery po lesie. Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Gdy przyjechaliśmy, Wanda Kazimierzowa powitała nas z uśmiechem, ale już po godzinie zrozumiałam, iż ten wypoczynek nie będzie taki, jak sobie wymarzyłam. Dom okazał się stary, z wysłużonymi meblami i skrzypiącymi podłogami. W łazience była tylko zimna woda, a toaleta – na podwórku. Starałam się nie narzekać, ale dla dzieci przyzwyczajonych do miejskiego komfortu to był szok.
Kulinarne niespodzianki: Wiejskie „przysmaki”
Wanda Kazimierzowa była dumna ze swych talentów kulinarnych i od razu oznajmiła, iż będzie nas częstować „prawdziwą wiejską kuchnią”. Na pierwszą kolację podała zupę na flakach i dziwny sałatkę z kiszonej kapusty z nieznanymi ziołami. Zapach był taki, iż Zosia i Jacek choćby nie tknęli. Ja, żeby nie urazić teściowej, przełknęłam parę łyżek, ale jedzenie było zbyt tłuste i obce. Krzysztof szepnął: „Mama tak gotuje, wytrzymaj”.
Następnego dnia było jeszcze gorzej. Wanda Kazimierzowa przyrządziła coś w rodzaju gulaszu z podrobami i ziemniakami. Jacek spojrzał na talerz i zapytał: „Mamo, to są flaki?”. Ledwo powstrzymałam śmiech, choć w środku byłam przerażona. Teściowa obraziła się: „W mieście swoją chemią się żywicie, a to naturalne!”. Milczałam, ale wiedziałam, iż muszę ratować dzieci. Z Krzysztofem wymykaliśmy się do sklepu i kupowaliśmy pierogi. Wieczorem gotowaliśmy je po kryjomu, gdy teściowa nie widziała.
Życie według jej zasad: Rosnące napięcie
Wanda Kazimierzowa narzuciła swoje reguły. Budziła nas o szóstej rano, twierdząc, iż „na wsi się nie śpi do późna”. Dzieciom się to nie podobało – przyzwyczajone były spać do dziewiątej. Potem kazała wszystkim pomagać w ogrodzie: plewić grządki, zbierać jagody. Nie jestem przeciwna pracy, ale Zosia i Jacek gwałtownie się zmęczyli, a teściowa pomrukiwała: „Mieszczuchy, leniwe, zero zdrowia!”.
Wieczorami włączała stary telewizor na cały regulator, oglądała swoje seriale i głośno je komentowała. Gdy poprosiłam, żeby ściszyła, bo chcę ułożyć dzieci, parsknęła: „To mój dom, co chcę, to robię!”. Krzysztof próbował łagodzić sytuację, ale widziałam, iż jemu też jest niezręcznie. Czułam się jak gość, którego się toleruje, a nie jak zaproszona na wypoczynek.
Ocalenie w knajpie: Nasz ratunek
Trzeciego dnia nie wytrzymałam. Z dziećmi zaczęliśmy chodzić do miejscowej knajpy – taniej, ale z normalnym jedzeniem. Były kotlety, makaron, kompot – wszystko, co dzieci jadły z przyjemnością. Wanda Kazimierzowa zauważyła, iż prawie nie jemy jej potraw, i obraziła się. „Dla was się staram, a wy do knajpy uciekacie!” – powiedziała. JaNa szczęście wróciliśmy do domu i już nigdy więcej nie zamierzamy powtarzać tej dziwacznej przygody.