Oj, mam taką historię do opowiedzenia…
Od małego Kasia wiedziała, iż mama „przyniosła ją w fartuchu”. Dobrotliwe sąsiadki z ławki pod blokiem gwałtownie ją oświeciły. Dziewczynka wyobrażała sobie swoją drobną mamę, Jadzię, jak niesie w fałdach sukienki niespodziewaną Kasię.
„To dlatego, iż nie masz taty!” – wyjaśniła z przejęciem Monika z góry. „Jesteś bez tatusia!”
„Jak to?” – zdziwiła się Kasia.
„No tak! Mamusia cię 'nabawiła’! Nie masz ojca! A ja mam!” – Monika spojrzała z dumą.
„I co z tego?” – wzruszyła ramionami Kasia. „Ja za to mam babcię i dziadka! A ty nie.”
„E tam! Starzy to nie to samo! Kobieta musi mieć faceta! Bez faceta jest niepełnowartościowa! Tak moja mama mówi!”
Wieczorem, po kolacji, Kasia jak zwykle przysiadła się do mamy na kanapie. Miały taki zwyczaj – wieczorami siedzieć razem, każda zajęta swoim rękodziełem. Mama ciągle coś robiła: szyła, dziergała, haftowała. Kasia, patrząc na nią, też próbowała swoich sił – robiła bransoletki z koralików, układała obrazki z kamyczków albo lepiła zwierzątka z plasteliny.
„Mamo… Czy tata jest konieczny?” – spytała Kasia, nasłuchując odgłosów z góry. Tam właśnie zaczynał się codzienny „koncert”, jak nazywała to babcia Kasi, Halina. Urządzał go ojciec Moniki, wujek Marek. Po tonie krzyków można było poznać, w jakim był stanie. jeżeli wrzeszczał tylko wujek Marek, a reszta rodziny cichutko popłakiwała – znaczyło, iż był pijany. jeżeli krzyki były obustronne – był trzeźwy i wściekły.
„Skoro żyjemy bez taty, to widocznie nie jest niezbędny” – uśmiechnęła się Jadzia, głaszcząc córkę po głowie i również nasłuchując hałasów z góry.
„A Monika mówi, iż kobieta bez mężczyzny…”
„Kochanie, każdy ma swoje sposoby na dowartościowanie. A nam źle razem?”
„Nie” – pokręciła głową Kasia. Naprawdę dobrze im się żyło. Mama pracowała jako księgowa w dużej firmie, zarabiała nieźle. W weekendy chodziły do kawiarni, kina, teatru, na zakupy. Każde lato spędzały nad morzem, a Nowy Rok – na wsi u przyjaciółki mamy, cioci Basi. Ciocia Basia miała trójkę dzieci, a ich tata co zimę budował im ogromną górkę do zjeżdżania.
„Koncert” na górze przybierał na sile. Wulgaryzmy wujka Marka słychać było chyba w całym bloku. Po pół godzinie mama, uśmiechając się do Kasi, poszła do przedpokoju. Koncert zbliżał się ku końcowi. Z góry trzasnęły drzwi i rozległy się szybkie kroki. Jadzia otworzyła drzwi i do mieszkania wpadła ciocia Ewa z Moniką.
„Zamykaj szybciej!” – wrzasnęła do Jadzi, ale ta już wiedziała, co robić. W drzwi zaczęto walić.
„Jadźka! Otwieraj!” – ryczał pijacki głos. „Otwieraj, bo drzwi wyważę! Gdzie ta suka?! Ja jej nogi połamię!”
„Jeśli natychmiast nie pójdziesz, wezwę policję!” – spokojnie odpowiedziała Jadzia. Sąsiad wiedział, iż to nie puste groźby. Jadzia już kilka razy wzywała patrol. Miał ostatnie ostrzeżenie.
„Nie trzeba, Jadziu!” – wpadła do przedpokoju Ewa. „Przecież go zamkną!”
„Już dawno powinien być zamknięty!” – Jadzia poszła nastawiać czajnik.
„Co ty? Jak to bez faceta?” – biadoliła za nią Ewa. „Tobie dobrze tak samej?”
Jadzia spojrzała na sąsiadkę. Brudny szlafrok podarty, włosy w nieładzie, oczy błyszczące gorączkowo, pod jednym siniec.
„Nie jestem sama, Ewka. Mam córkę. Nie mam siniaków. I nie nocuję po sąsiadach.”
„Znalazłaś czym się chwalić!” – prychnęła Ewa. „Córka ci rośnie bez ojca. Kto wie, co z niej wyrośnie bez męskiej ręki! A siniaki… Jak bije, to kocha! A potem się godzimy i on mnie tak kocha! A ty sama w zimnym łóżku!”
Jadzia pokręciła głową. Wciąż ta sama rozmowa. Te same wymówki.
Kasia poszła do pierwszej klasy, gdy u mamy pojawił się wujek Zbyszek. Niski, ale krzepki. Mało mówił, spokojny i poważny. Na początku Kasia bała się, iż mama o niej zapomni – wszechwiedząca Monika „oświeciła” koleżankę.
„Ten wujek Zbyszek tobie ojcem? Nie jego jesteś córką! Facetom obce dzieci niepotrzebne! Zrobi twojej mamie dziecko i koniec! Albo cię do posług wezmą, albo do domu dziecka! Ojciec to kocha, a nieojciec to nieojciec.”
„Monika!” – ryczał właśnie z balkonu pijany wujek Marek. „Gdzie się włóczysz, dziadówko? Mar