Nieznany głos wzywa pomoc – Kostya rozgląda się z niepokojem

newsempire24.com 3 dni temu

„Zadzwoń po karetkę” – rozległ się czyjś głos w głowie, a Krzysztof rozejrzał się wokół.

Tę historię opowiedział mi znajomy.

Często bywa tak, iż ktoś opowiada nam o cudzie, który go spotkał, a my nie wierzymy. Słuchamy, kiujemy głowami, ale w środku myślimy, iż to niemożliwe. Wymyślił, zmyślił, przyśniło mu się, pobożne życzenia wziął za rzeczywistość. Jakie cuda? Jacy aniołowie? Jaki Bóg? To wszystko staruszcze bajania, w które nie warto wierzyć.

A skąd w ogóle cuda w naszych szalonych, przepełnionych informacjami czasach? I dlaczego akurat temu dziwakowi się objawiły, a innym nie? Jak coś podobnego przytrafi się mnie, to może wtedy uwierzę.

Tak właśnie myślał dwudziestoośmioletni Krzysztof. Mieszkał z mamą, Zofią Tadeuszową. Ojciec zmarł, gdy Krzysztof miał dziesięć lat. Nie śpieszył się z małżeństwem. Spotykał się z skromną dziewczyną, Ewą. Kupi mieszkanie, wprowadzi tam młodą żonę – wtedy się ożeni. Nie przystoi, żeby dwie kobiety kręciły się po jednej kuchni. Wynajmować? Po co się spieszyć? No i nie chciał zostawiać matki samej.

Taki staroświecki, jak na dzisiejsze standardy, chłopak. Pracował w branży IT, czyli po prostu był informatykiem. Pewnego dnia w środku dnia pracy zadzwoniła do niego mama. Nigdy nie niepokoiła go bez powodu. jeżeli dzwoniła, znaczy, iż stało się coś poważnego. Krzysztof natychmiast odebrał.

— Synku — głos mamy był słaby, łzawy. — Złamałam nogę. Tak boli… — łkała. — Nie mogę się ruszyć.

— Gdzie jesteś? — Krzysztof wstał z krzesła, zaniepokojony.

— Leżę pod naszym sklepem „Biedronka”. Karetkę już wezwali. Zadzwoniłam, żeby ci powiedzieć, bo różnie może być…

— Mamo, jadę! — Krzysztof rzucił się na pomoc.

Kolejny telefon zastał go już w samochodzie. Mama powiedziała, iż zabierają ją do szpitala wojewódzkiego. Krzysztof zawrócił i pojechał w drugą stronę. Gdy dotarł na miejsce, mama była już na sali operacyjnej. Przesiedział kilka godzin na korytarzu, czekając na koniec operacji.

— Przyjdź jutro, jak przeniesiemy ją z OIOM-u na oddział — powiedział chirurg, który wyszedł do niego.

Słońce już zachodziło, gdy Krzysztof opuszczał szpital. Po drodze wstąpił do sklepu, by kupić mamie sok i owoce. Wyszedł z siatką w ręku i zauważył kobietę, która szła przed nim, zataczając się. Zdziwił się, iż tak schludnie ubrana kobieta w jego wieku jest ewidentnie pijana. Doszedł do auta, ale znów spojrzał za nią.

A ta zatrzymała się, wyciągnęła rękę, jakby próbowała się na czymś oprzeć, ale nie znalazła podparcia. Zachwiała się i upadła na asfalt. Krzysztof bez zastanowienia podbiegł.

Postawił siatkę na ziemi, ukląkł, zawołał kobietę. Ta nie reagowała. Krzysztof nachylił się, ale nie wyczuł alkoholu. Co teraz? Nie miał pojęcia o medycynie. Nigdy nie chorował poważnie. Wokół nikogo nie było.

— Słyszy mnie pani? Źle się pani czuje? — spytał, a potem lekko poklepał ją po policzkach, próbując przywrócić świadomość.

„To nie pomoże. Zadzwoń po karetkę i unieś jej głowę wyżej, podłóż coś pod nią” — głos w jego głowie zabrzmiał tak wyraźnie, iż Krzysztof rozejrzał się wokół.

Ale nikogo w pobliżu nie było. Tylko w oddali mężczyzna spacerował z pieskiem na smyczy. Za daleko, by mógł go usłyszeć. A kobieta leżała nieprzytomna — na pewno nie odezwałaby się.

Krzysztof wyciągnął telefon i wezwał pogotowie, wyjaśnił sytuację.

„Powiedz, iż to udar. Niech się spieszą” — znów odezwał się głos.

Krzysztof znów spojrzał wokół. Powtórzył dyspozytorowi, iż to udar i prosił o szybki przyjazd. Pomyślał, iż może to wewnętrzny monolog.

„Dobra, teraz unieś głowę. Tylko ostrożnie” — podpowiedział głos.

Ale nie miał nic odpowiedniego pod ręką. Zdjął koszulę, podłożył pod głowę kobiety i czekał na karetkę, modląc się w duchu, by przyjechała szybko.

„Nie siedź, porządnie rozetrzyj jej uszy” — zasugerował głos.

Zaczął intensywnie pocierać jej uszy, aż zrobiły się czerwone. Czy to pomogło, czy sama zaczęła dochodzić do siebie, ale gdy usłyszał sygnał karetki, powieki kobiety zadrżały.

„Dzięki Bogu, wraca do siebie” — Krzysztof odetchnął z ulgą.

Ze sklepu wyszły dwie kobiety, podeszły, zaczęły pytać, radzić. Wokół zebrał się tłum ciekawskich.

W końcu przyjechało pogotowie, lekarze otoczyli kobietę, ostrożnie przenieśli na nosze, zabrali do ambulansu.

— To udar? — spytał Krzysztof lekarza.

— Wygląda na to. Pan jest lekarzem?

— Nie. Ja tylko… wezwałem pomoc — bąknął zakłopotany.

— Wszystko pan dobrze zrobił, choćby głowę uniósł. Mam nadzieję, iż zdążyliśmy — powiedział lekarz i wsiadł do karetki.

— Do którego szpitala ją wieziecie? — krzyknął nagle Krzysztof.

— Do wojewódzkiego — odpowiedział lekarz, zatrzasnął drzwi i karetka odjechała z sygnałem.

Nie było już na co patrzeć, ludzie się rozeszli. Krzysztof otrzepał koszulę i założył ją. Rozejrzał się za siatką z jedzeniem dla mamy. Ale zniknęła. Pewnie ktoś ją zabrał. „No trudno, jutro kupię nowe” — pomyślał i poszedł do auta.

W domu choćby nie jadł. Wciąż zastanawiał się, co to było? Kto mówił w jego głowie? Człowiek cały czas prowadzi dialog z samym sobą, ale nigdy wcześniej nie było tak wyraźnie. Nigdy nie kierował swoimi czynami. Zwykle działał, a dopiero potem myślał.

A w takich sytuacjach myśli były chaotyczne, ulotne, nie nadążające za działaniami. I nigdy nie znałby diagnozy na miejscu. Słyszał o udarze, ale nie wiedział, jak go rozpoznać. Gdyby komuś opowiedział, nie uwierzyłKiedy po latach wspominał tamten dzień, zrozumiał, iż czasem najważniejsze jest po prostu być we właściwym miejscu i słuchać tego cichego głosu, który podpowiada, jak pomóc drugiemu człowiekowi.

Idź do oryginalnego materiału