Niezapowiedziana wizyta teściowej: jak jedna chwila zmieniła wszystko

twojacena.pl 3 godzin temu

Weronika odprowadziła męża – Marka – do pracy, pocałowała go w policzek i, zamykając za nim drzwi, postanowiła chwilę odpocząć. Dzień zapowiadał się męcząco: praca zdalna, domowe obowiązki, a to wszystko w wynajętym mieszkaniu we Wrocławiu, które para wzięła po ślubie. Dopiero co wrócili z podróży poślubnej i jeszcze nie zdążyli się w pełni zadomowić. Mieszkanie, choć nie ich własne, było przytulne – po remoncie, ciepłe i jasne, z widokiem na Odrę. Właściciele długo szukali lokatorów i wybrali właśnie ich – młodą, kulturalną parę.

Tego dnia Weronika pracowała zdalnie. Miałam elastyczny grafik: kilka dni w biurze, inne z dokumentami, resztę czasu online. Usiadła przed laptopem, otworzyła skrzynkę mailową i zabrała się za zadania, gdy nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Nie spodziewała się nikogo. Za drzwiami stała teściowa – Halina Stanisławowa.

– Dzień dobry – powiedziała Weronika, lekko mrużąc oczy.
– Przyszłam do syna. Czemu stoisz, wpuść mnie – oznajmiła teściowa i, nie czekając na zaproszenie, weszła do środka.

– Marka nie ma. Jest w pracy.
– Nic nie szkodzi. Zaczekam – odparła stanowczo i ruszyła w stronę kuchni.

– Proszę poczekać… Właśnie pracuję, mam zaplanowane spotkania online. Może przyjdzie pani wieczorem, kiedy Marek będzie w domu? – spokojnie odpowiedziała Weronika, blokując jej drogę.

Halina Stanisławowa skrzywiła się niezadowolona, ale zawróciła i wyszła. Wieczorem Marek był zdziwiony:

– Mama narzekała, iż choćby herbaty jej nie zaproponowałaś.
– Marek, sam wiesz, jak lubi przychodzić bez zapowiedzi i zachowywać się jak u siebie. Pracowałam, a ona domagała się uwagi jak w hotelu. I pamiętasz, jak się zachowywała w poprzednim mieszkaniu?

Marek wzruszył ramionami:

– Matki się nie przestawi. Zaprosiłem ją w sobotę na obiad, spróbujmy jeszcze raz, spokojnie.

Weronika zgodziła się, ale przypomniała:
– W piątek sprzątanie, w niedzielę idziemy do przyjaciół na urodziny. Wszystko jest już zaplanowane.

Sobotni obiad przebiegł bez większych incydentów. Teściowa siedziała przy stole, jadła w milczeniu, ale co jakiś czas rzucała kwaśne uwagi.

– Mieszkanie macie za drogie. Na obrzeżach można było wziąć coś skromniejszego. A tak w ogóle – twoi rodzice mają swój dom, nie było tam miejsca? Mógłbyś z nią u nich zamieszkać, odłożyć na swoje.

Weronika odpowiedziała spokojnie:
– Zapytaj Marka, czy chciałby mieszkać u moich rodziców.

– O nie – wtrącił się Marek. – Potrzebuję swojej przestrzeni.
– Ale mieszkanie nie jest wasze! – rzuciła wyzywająco Halina.
– Na rok – nasze. Płacimy i nam odpowiada – odparł.

Wtedy teściowa zaproponowała:
– Przeprowadźcie się do mnie. Mam trzy pokoje, starczy miejsca.
– Nie, mamo. Będziemy się odwiedzać. Mieszkanie razem to zły pomysł. Mamy różne rytmy życia.

W następnym tygodniu Weronika znów pracowała z domu. Marek wyszedł do pracy, a ona położyła się na krótką drzemkę. Obudził ją jednak zapach świeżo parzonej kawy. Zdziwiła się: męża nie było, kawy nie robił. Kto więc? Narzuciła szlafrok, podeszła do kuchni i… zamarła. Przy stole siedziała Halina Stanisławowa i spokojnie piła kawę z ciastem.

– Jak pani tu się dostała? – ostro zapytała Weronika.
– Mam klucze. Stanisław mi dał. To przecież jego mieszkanie. A co jego – to moje.
– Skąd pani wzięła klucze? – syknęła Weronika.
– W sobotę wzięłam. Leżały w wieszaku. I zostaną u mnie – oświadczyła teściowa.
– Omówimy to z mężem. A teraz – proszę wyjść. Muszę pracować.
– Nie wyjdę, dopóki nie powiem, co myślę. Od początku mi się nie podobałaś. Imię masz głupie, z domu – nic po tobie. Marek kiedyś oddawał mi połowę wypłaty, teraz tylko grosze. Wszystko na ciebie wydaje. Mieszkanie – wynajem, jedzenie – restauracje, siedzisz mu na karku. I dzieci mu nie urodziłaś. A gotujesz – gorzej niż w stołówce!

– Skończyła pani? – spokojnie spytała Weronika. – To oddaj klucze.
– Nie. Nie oddam – Halina sięgnęła po torebkę, ale Weronika była szybsza. Wysypała jej zawartość na stół i znalazła klucze.
– A teraz proszę wyjść.
– Pożałujesz tego. Marek cię wyrzuci, gdy się dowie, jak potraktowałaś jego matkę! – krzyknęła Halina, zatrzaskując drzwi.

Wieczorem Weronika opowiedziała wszystko mężowi. Wysłuchał w milczeniu, po czym przytulił ją i powiedział:
– Ja się tym zajmę. I tak – miałaś rację.

Weronika nie płakała. Wiedziała, iż szacunku do siebie trzeba bronić w porę. Inaczej usiądą ci na głowie, choćby jeżeli to bliscy.

Idź do oryginalnego materiału