Nie zaprosiliśmy mojego brata na ślub — choćby po latach nie potrafię sobie tego wybaczyć
Decyzję podjęliśmy w pośpiechu, pod wpływem emocji, gdy serce przegło rozsądek. Do dziś noszę w sobie jej ślad.
W dzieciństwie byliśmy z bratem nierozłączni. Wspólne zabawy, sekrety, wyprawy do sklepu z pomiętym banknotem — zawsze był obok. Gdy bałam się burzy, ściskał moją dłoń. Gdy płakałam, podsuwał kartkę z bazgrołem uśmiechu. Rosłyśmy razem, ale dojrzewaliśmy inaczej.
W nastoletnich latach nasze drogi się rozeszły. On przeżywał trudny okres. Popełniał błędy, kłócił się z rodzicami. Przez lata prawie nie rozmawialiśmy. Mimo wszystko wiedziałam — to mój brat. Cokolwiek by się działo, jest częścią mnie.
Gdy z Arturem zaczęliśmy planować wesele, wahałam się. Brat był tematem tabu. Żalił się, iż rzadko dzwonię. Ja — iż nie pytał o moje życie. Rodzice ostrzegali: „Jeśli go zaprosisz, wszystko może się zepsuć”. A ja pragnęłam tylko spokoju tego dnia.
Nie zaprosiliśmy go.
Wysłałam krótkie SMS: „Wiem, iż się obrazisz. Ale nie jestem gotowa. Wybacz”. Odpowiedzi nie było. W dniu ślubu oczywiście się uśmiechałam. Przyjęcie w Krakowie było piękne, pełne ciepła. ale za każdym razem, gdy zerkałam na salę, szukałam jego spojrzenia, sylwetki, tego krzywego uśmiechu. Gościł tylko w mojej głowie.
Minęły lata. Mam własną rodzinę, nowe troski. ale gdy rozmowa schodzi na bliskich, coś ściska gardło. Nie wiem, czy da się to naprawić. Próbowałam pisać, dzwonić parę razy. Nie odbiera. Może dlatego, iż był gotów przyjść, a ja mu zabroniłam.
Czasem ból nie bierze się z braku zaproszenia, ale z niewiary w czyjąś przemianę. W to, iż zasługuje na szansę.
Nie wiem, czy kiedykolwiek sobie wybaczę. Ale wiem jedno: jeżeli kiedyś zadzwoni — podniosę słuchawkę. Bez wahania. Bo rodzina to nie brak błędów, ale próba odzyskania tego, co utracono.