Nieudany żart

twojacena.pl 3 godzin temu

Żart się nie udał

Radosna i pełna życia Julka nie mogła przeżyć dnia bez żartów. W szkole ciągle dokazywała, rozśmieszała innych, a chłopaki ją za to szanowali. Na studiach grała choćby w kabarecie. Wybierała tylko takich chłopaków, którzy mieli poczucie humoru.

Julka, coś za często zmieniasz chłopaków powiedziała jej kiedyś koleżanka ze studiów, Kasia. Z jednym się spotykasz, z drugim wychodzisz, a teraz widzę, iż już trzeciego masz na oku.

Kasieńka, przecież wiesz, iż dla mnie ważne, żeby mieli poczucie humoru. Sama bez tego nie wytrzymam. No ale co poradzę, iż trafiają mi się tacy? Sławek w ogóle się nie uśmiechał, a Tymek jak zobaczył palec, to zaraz się przewracał ze śmiechu to też przesada tłumaczyła.

No tak, będziesz długo szukać, aż znajdziesz takiego, który cię zadowoli zaśmiała się Kasia.

Lubię się śmiać, lubię żartować. I chcę, żeby obok mnie był ktoś, z kim mogę sobie podkpiwać odpowiadała Julka.

Julka, ale życie to nie żart. Ja na przykład wolę, żeby obok mnie był poważny mężczyzna, a te wszystkie wygłupy no nie odparła już na poważnie koleżanka.

No to my jesteśmy różne, Kasia. Lubię facetów, którzy nie tylko żartują, ale i potrafią śmiać się z siebie, którzy widzą wokół pozytyw. To takie fajne, kiedy obok są ludzie, którzy nie traktują wszystkiego zbyt serio. Tylko żeby żarty nie przekraczały granic rozważała Julka.

Julka uwielbiała prima aprilis jedyny dzień w roku, kiedy można było rozkręcić każdy żart, a nikt nie miał prawa się obrazić. I na studiach, i w pracy starała się kogoś wykiwać. Sama za to prawie zawsze wyczuwała, kiedy ktoś próbował ją rozśmieszyć lub wystraszyć. Po prostu taki miała charakter.

Spotykała się z różnymi chłopakami, ale Sławek naprawdę był ponurakiem nie rozumiał żadnych żartów, a jeszcze się obrażał, więc Julka gwałtownie z nim zerwała. Tymek z początku wydawał się w porządku śmiał się z jej dowcipów, razem oglądali kabarety, ale Julka zauważyła, iż niektórych żartów w ogóle nie łapie. Z czasem ich relacja się rozpadła.

**Rozstanie**

Kiedy poznała Igora, myślała, iż to ten jeden, z którym mogłaby spędzić życie oczywiście nie bez żartów. Pewnego prima aprilis schowała się za rogiem w mieszkaniu i kiedy przechodził, wyskoczyła z przerażającą miną, krzycząc Buu!, żeby go nastraszyć. Żart nie do końca się udał, bo Igor się nie przestraszył, ale Julka i tak czekała na jego odwet.

Ku jej zdziwieniu, Igor wcale tego dnia nie odpowiedział żadnym żartem. Za to dwa dni później, gdy Julka niosła na tacy dwie filiżanki kawy i czekoladę, rzucił jej pod nogi zabawkowego węża, który wyglądał jak prawdziwy i choćby się trochę poruszał. Zaskoczona i przerażona Julka drgnęła i upuściła tacę. Gorąca kawa rozlała się na podłogę, rozpryskując się na wszystkie strony.

Igor, co ty wyprawiasz?! Jak można tak straszyć?! Kawa była gorąca, dobrze, iż się nie oparzyłam, iż jakoś nie wylałam na siebie! krzyczała oburzona.

Igor spokojnie odparł:

No co w tym złego? To odzywka. Nie wiedziałem, iż aż tak się wystraszysz.

Tym razem oczywiście trochę się posprzeczali, ale potem się pogodzili. Jednak następnym razem, miesiąc później, Igor znów postanowił pożartować i przyniósł już prawdziwego, niewielkiego węża. Nie był jadowity, ale jaskrawy pożyczył go od kolegi. Znów rzucił go przed Julką, gdy ta kończyła herbatę i szykowała się do pracy. Julka przestraszyła się tak bardzo, gdy wąż zaczął się do niej zbliżać, iż wylała na siebie herbatę i wskoczyła na krzesło, krzycząc głośno.

Igor roześmiał się, podniósł węża i schował go do pudełka.

No czego się tak wystraszyłaś? Zbladłaś cała. On nie jest jadowity, pożyczyłem od Miśka. Przecież lubisz żarty, więc tak pożartowałem.

Tak się żartuje?! Zabieraj swojego węża i zabieraj się ze swoimi rzeczami z mojego mieszkania. I to mówię całkiem serio. Wynoś się.

I tak się rozstali. Julka oczywiście kochała żarty, ale takie, które były nieszkodliwe. Przynajmniej bezpieczne dla jej zdrowia. W zasadzie zawsze wyczuwała, kiedy ktoś próbował ją rozśmieszyć, więc trudno było ją złapać. Wszyscy w pracy o tym wiedzieli często udawało jej się ich nabrać. Podchodziła z kamienną twarzą i rzucała jakiś absurd, aż trudno było odgadnąć, czy żartuje, czy nie. Ale choby koledzy nie wiem jak się starali, rzadko kiedy udawało im się ją przechytrzyć.

Tę swoją pokerową twarz wykorzystywała na całego. Podeszła kiedyś do kolegi Maćka i z poważną miną powiedziała jakąś bzdurę, a ten pobiegł sprawdzać. Nigdy się jednak na nią nie obrażał. On też lubił żartować. Oczywiście w prima aprilis zawsze próbowali się wyprzedzić.

Z Maćkiem byli tylko kolegami z pracy i Julka w ogóle nie patrzyła na niego jak na mężczyznę. Może dlatego, iż ich humor i rywalizacja sprawiały jej euforia i były odskocznią od szarej codzienności.

**Prima aprilis**

Tamtego dnia Julka postanowiła się postarać. Przyniosła do pracy jabłecznik własnoręcznie upieczony. Ale jeden kawałek odłożyła specjalnie dla Maćka, dosypując tam mnóstwo soli i pieprzu.

Maciek, chodź, kawę wypijemy, choćby ciasto upiekłam, patrz pokazała tackę, którą niosła przed sobą. Położyła przed nim specjalny kawałek i poszła dalej, częstując resztę kolegów.

Kawę to sobie sam zrobię, bo od ciebie można się wszystkiego spodziewać zaśmiał się Maciek, choćby nie patrząc na ciasto.

Ale kiedy już pił kawę, odruchowo wziął pierwszy kęs, potem drugi aż nagle złapał się za usta i wybiegł z pokoju.

Julka, znowu twoje numery! Nam też coś nasypałaś? pytali koledzy, jedni z uśmiechem, drudzy ze strachem.

Nie, nie, jedzcie spokojnie, tylko Maciek dostał prezent odpowiedziała, śmiejąc się.

Maciek wrócił po chwili i zapytał poważnie:

Jak mogłem sięMaciek spojrzał na nią uważnie, a w jego oczach błysnęło coś więcej niż zwykła koleżeńska sympatia, i wtedy Julka zrozumiała, iż najlepsze żarty są te, które prowadzą do szczęścia.

Idź do oryginalnego materiału