No to był dopiero dzień Przyszłam do córki bez zapowiedzi i odkryłam to, czego wcale nie chciałam wiedzieć.
Czasem myślę, iż szczęście to mieć żywe, zdrowe dzieci, które ułożyły sobie życie i założyły własne rodziny. Zawsze uważałam się za szczęściarę kochający mąż, dorosła córka, dobre wnuki. Nie byliśmy bogaci, ale żyliśmy w zgodzie. Czego więcej można chcieć?
Krysia wyszła za mąż wcześnie miała 21 lat, on był po trzydziestce. Ja i mąż byliśmy zadowoleni dojrzały mężczyzna, stała praca, własne mieszkanie. Żadnych tam nieodpowiedzialnych studentów. On opłacił wesele, miesiąc miodowy, zasypywał ją drogimi prezentami. choćby kuzynki mówiły: Krysia wpadła jak śliwka w kompot.
Przez pierwsze lata wszystko wyglądało idealnie. Urodzili się Tomek i Zosia, przeprowadzili się do domu w Konstancinie, odwiedzali nas w weekendy. Ale z czasem zauważyłam, iż Krysia stała się cichsza. Rzadko się uśmiechała, odpowiadała półsłówkami. Mówiła, iż wszystko w porządku, ale głos miała pusty. Serce matki się nie myli.
Pewnego ranka zadzwoniłam cisza. Wiadomości bez odpowiedzi. Postanowiłam wpaść bez zapowiedzi. Stęskniłam się powiedziałam na usprawiedliwienie.
Zmarszczyła brwi, gdy otwierała drzwi, choćby się nie uśmiechnęła. Przytuliłam wnuki, posprzątałam w kuchni. Zostałam na noc. Wieczorem Marek wrócił późno. Biały ślad na kołnierzu, drogie perfumy na ubraniu. Pocałował ją w policzek odwróciła głowę.
Nad ranem usłyszałam go na balkonie: Już się tym zajmę, kochanie ona niczego nie podejrzewa. Ścisnęłam szklankę tak mocno, iż mało nie pękła.
Rano spojrzałam jej prosto w oczy: Przecież wiesz o wszystkim, prawda?. Spuściła wzrok: Mamo, daj spokój. To pod kontrolą. Wymieniałam każdy szczegół. Powtarzała jak automat: To tylko ci się wydaje. Jest dobrym ojcem. Daje nam wszystko. Miłość zmienia się z czasem.
Łzy ukryłam w łazience. W tej chwili straciłam nie tylko zięcia, ale i córkę. Ona zamieniła miłość na bezpieczeństwo. On korzystał z jej milczenia.
Wieczorem postawiłam go pod ścianą. choćby się nie zawahał:
I co z tego? Nie porzucam rodziny. Płacę rachunki, jestem obecny. Ona woli to tak. Niech pani się nie wtrąca.
A jeżeli wszystko opowiem?
Ona już wie. Udaje, żeby przetrwać.
Wróciłam do Poznania pociągiem, z sercem w kawałkach. Mąż ostrzega: Nie mieszaj się, stracisz ją. Ale ja już ją tracę, dzień po dniu. Wszystko przez to, iż chciała żyć jak z żurnala. Teraz płaci za to duszą.
Modlę się, żeby kiedyś spojrzała w lustro i zrozumiała, iż zasługuje na więcej. Że szacunek jest ważniejszy niż markowe torebki. Że wierność to nie luksus, ale konieczność. Może wtedy spakuje walizki, złapie dzieci za ręce i wyjdzie.
Ja będę tu. choćby jeżeli teraz się ode mnie odsunie. Będę czekać. Matka nie rezygnuje. choćby gdy świat się wali.














