Niespodziewana wizyta w mieszkaniu syna: jak teściowa zmieniła bieg wydarzeń

twojacena.pl 1 tydzień temu

Dziś był dziwny dzień. Ledwo odprowadziłam męża – Kamila – do pracy, pocałowałam go w policzek i zamknęłam za nim drzwi, gdy postanowiłam chwilę odpocząć. Tydzień był wyczerpujący: praca zdalna, domowe obowiązki, a do tego wszystko w wyniesionym mieszkaniu w Poznaniu, które wynajmujemy od niedawna. Dopiero co wróciliśmy z podróży poślubnej i jeszcze nie zdążyliśmy się tu zadomowić. Mieszkanie nie jest nasze, ale przytulne – po remoncie, ciepłe, jasne, z widokiem na Wartę. Właściciele długo szukali lokatorów i wybrali właśnie nas – młodą, kulturalną parę.

Tego dnia pracowałam w domu. Otworzyłam laptopa, zaczęłam sprawdzać maile, gdy nagle rozległo się pukanie po drzwiach. Nie spodziewałam się nikogo. Za drzwiami stała jego matka – Halina Andrzejewska.

— Dzień dobry — powiedziałam lekko mrużąc oczy.
— Przyszłam do syna. Czemu stoisz, wpuszczaj — odparła teściowa i, nie czekając na zaproszenie, weszła do środka.

— Kamila nie ma. Jest w pracy.
— Nic nie szkodzi. Zaczekam — odcięła i skierowała się w stronę kuchni.

— Proszę się zatrzymać… teraz pracuję, mam zaplanowane spotkania online. Może przyjdzie pani wieczorem, gdy Kamil wróci? — odpowiedziałam spokojnie, stając jej na drodze.

Halina Andrzejewska skrzywiła się niezadowolona, ale zawróciła i wyszła. Wieczorem Kamil był zaskoczony:

— Mama narzekała, iż choćby herbaty jej nie zaproponowałaś.
— Kami, przecież wiesz, jak uwielbia przychodzić bez zapowiedzi, jakby tu rządziła. Pracuję, a ona wymaga uwagi jak w hotelu. I pamiętasz, jak zachowywała się w poprzednim mieszkaniu?

Kamil wzruszył ramionami:

— Nie zmienimy jej natury. Zaprosiłem ją w sobotę na obiad, spróbujmy jeszcze raz, na spokojnie.

Zgodziłam się, ale przypomniałam:
— W piątek sprzątanie, w niedzielę idziemy do przyjaciół na urodziny. Wszystko jest zaplanowane.

Sobotni obiad minął bez większych incydentów. Teściowa siedziała przy stole, jadła w milczeniu, ale od czasu do czasu rzucała kwaśne uwagi.

— Mieszkanie za drogie. Na obrzeżach można było znaleźć coś skromniejszego. W ogóle, twoi rodzice przecież mają swój dom – brakło tam miejsca? Moglibyście u nich pomieszkać, odłożyć na swoje.

Odpowiedziałam spokojnie:

— Może zapyta pani Kamila, czy chce mieszkać z moimi rodzicami.

— O nie — wtrącił się Kamil. — Potrzebuję własnej przestrzeni.

— Ale to nie wasze mieszkanie! — rzuciła wyzywająco Halina.

— Na rok – nasze. Płacimy i nam odpowiada — odparł.

Wtedy teściowa zaproponowała:

— Wyprowadźcie się do mnie. Mam trzy pokoje, miejsca wystarczy.

— Nie, mamo. Będziemy się odwiedzać. Mimo wszystko mieszkanie razem to zły pomysł. Mamy różne rytmy życia.

W następnym tygodniu znów pracowałam zdalnie. Kamil wyszedł do biura, a ja położyłam się na chwilę drzemnąć. Obudził mnie jednak zapach świeżo zaparzonej kawy. Zdziwiłam się – mąż wyszedł, nie gotował kawy. Kto więc? Narzuciłam szlafrok i podeszłam do kuchni – oniemiałam. Przy stole siedziała Halina Andrzejewska i piła kawę z ciastem.

— Jak pani tu się dostała? — zapytałam ostro.

— Mam klucze. Tadeusz mi dał. To przecież jego mieszkanie. A co jego – to moje.

— Skąd klucze? — syknęłam.

— Wzięłam je w sobotę. Leżały w wieszaku. I zostaną u mnie — oświadczyła spokojnie.

— Porozmawiam o tym z mężem. A teraz – proszę wyjść. Muszę pracować.

— Nie wyjdę, póki nie powiem, co myślę. Od początku mi się nie podobałaś. Imię dziwaczne, z rodziny – ani pięć, ani sześć. Kamil wcześniej dawał mi połowę pensji, teraz – grosze. Wszystko na ciebie wydaje. Wynajem, restauracje, siedzisz mu na karku. I dzieci mu nie urodziłaś. A gotujesz gorzej niż w stołówce!

— Skończyła pani? — zapytałam chłodno. — W takim razie oddaj klucze.

— Nie. Nie oddam — Halina sięgnęła po torebkę, ale byłam szybsza. Wysypałam jej zawartość na stół i znalazłam klucze.

— Proszę wyjść.

— Pożałujesz tego. Kamil cię wyrzuci, gdy się dowie, jak potraktowałaś jego matkę! — wrzasnęła, zatrzaskując za sobą drzwi.

Wieczorem opowiedziałam wszystko mężowi. Wysłuchał w milczeniu, przytulił mnie i powiedział:

— Ja się tym zajmę. I tak – miałaś rację.

Nie płakałam. Wiedziałam, iż szacunek trzeba egzekwować w porę. Inaczej usiądą ci na głowie, choćby jeżeli to rodzina.

Idź do oryginalnego materiału