Niespodziewana wizyta i wstrząs zakazanego odkrycia
Przyjechałam do córki bez zapowiedzi i zobaczyłam to, czego nie chciałam wiedzieć
Czasem wydaje się, iż szczęście to zdrowie i stabilność naszych dzieci. Uważałam się za szczęściarę: kochający mąż, dorosła córka, ukochane wnuki. Nie byliśmy bogaci, ale w naszym domu panowała harmonia. Czego więcej można chcieć?
Alicja wyszła za mąż młodo, w wieku dwudziestu jeden lat, za mężczyznę trzydziestopięcioletniego. Nie protestowaliśmy: miał stabilną pracę, mieszkanie w Warszawie, spokojny charakter. Nie był nieodpowiedzialnym studentem, ale opoką. Wziął na siebie wszystkie koszty suknię ślubną, podróż poślubną nad morze, drogie prezenty. Rodzina szeptała: Alicja znalazła swojego księcia.
Pierwsze lata były sielankowe. Narodziny Kacpra, potem Zosi, przeprowadzka do domu w Konstancinie, rodzinne weekendy A potem, powoli, Alicja zaczęła się zamykać. Jej uśmiechy gasły, odpowiedzi stawały się wymijające. Wszystko w porządku, mówiła pustym głosem. Mój matczyny instynkt wiedział swoje.
Pewnego ranka, nie mogąc już znieść niepewności, dzwonię. Cisza. Wysyłam wiadomość przeczytana, bez odpowiedzi. Wsiadam w pociąg SKM do Konstancina. Niespodzianka, mówię. To był kłamstwo.
Podskoczyła, otwierając drzwi. Żadnej radości, tylko zakłopotanie. Schroniła się w kuchni. Bawiłam się z dziećmi, przygotowałam obiad, zostałam na noc. Tego wieczoru jej mąż wrócił późno. Blond włos przyklejony do marynarki, obcy zapach. Pocałował ją od niechcenia. Odwróciła wzrok.
W nocy wstałam napić się wody. Na balkonie usłyszałam, jak szepcze do telefonu: Wkrótce, moja droga Ona nic nie wie. Szklanka zadrżała mi w dłoni. Ogarnęły mnie mdłości.
Przy śniadaniu postawiłam ją pod ścianą: Wiesz o tym? Spuściła oczy. Mamo, daj spokój. Wszystko w porządku. Opowiedziałam, co widziałam i słyszałam. Powtarzała jak mantrę: Jest dobrym ojcem. Zapewnia nam wszystko. Miłość przemija.
Zamknęłam się w łazience, by wypłakać w samotności. Moja córka stała się tylko cieniem, wspólnikiem własnej udręki. Wymienia godność na torebki Louis Vuitton i wakacje w Sopocie.
Wieczorem stanęłam oko w oko z jej mężem. Wzruszył ramionami: Nie odchodzę. Płacę rachunki. Ona woli nie wiedzieć. Zajmij się swoimi sprawami.
A jeżeli jej wszystko powiem?
Ona wie. Zamyka oczy.
Wstrząs. W pociągu powrotnym do Warszawy brakowało mi tchu. Mój mąż błagał: Nie naciskaj, stracisz ją. Ale ja już ją straciłam. Gasła dzień za dniem, u boku człowieka, który kolekcjonuje kochanki.
Modlę się, by pewnego ranka, patrząc w lustro, przypomniała sobie, iż zasługuje na więcej. Że honor jest więcej wart niż pieniądze. Żeby wzięła dzieci i odeszła.
A ja? Zostanę. choćby jeżeli mnie odtrąci. Matka nigdy się nie poddaje. choćby gdy ból rozdziera jej serce.








