Nieśmiertelna miłość

twojacena.pl 5 dni temu

Wierna miłość

Wieś Sosnówka, ukryta wśród niekończących się pól i brzozowych zagajników na Lubelszczyźnie, oddychała ciszą. Wieczorny wiatr szeptał w liściach, a latarnie słabo oświetlały wąskie uliczki. Kinga, ściskając w dłoniach torebkę, podchodziła do kawiarni, gdzie miał odbywać się jej wieczór urodzinowy. Zamiast radosnych głosów usłyszała jednak zdradziecki szept, od którego serce ścisnęło się jak w kleszczach.

— Olej te urodziny — przeciągnął Jakub, nachylając się do ucha Agnieszki, najlepszej przyjaciółki Kingi. — Chodź do mnie. Kinga i tak wróci dopiero po północy. — W jego głosie czuć było samozadowolenie.

— Jasne, oczywiście — odparła Agnieszka z lekką drwiną. — A co, jak wróci wcześniej? Mam wyskakiwać przez okno?

— Po co przez okno? — Jakub objął ją w pasie, a jego ton był pełen pewności. — jeżeli powiesz „tak”, wyrzucę Kingę. Nie ma dla niej miejsca w moim życiu.

Kinga zastygła, jakby rażona piorunem. Znała Agnieszkę — ta nigdy nie stroniła od przelotnych romansów. Ale Jakub… Trzy lata byli razem. Trzy lata czekała, aż założy jej pierścionek na palec. Mieszkała w jego nowym mieszkaniu, kupionym na kredyt. Remont, rachunki, długi — wszystko spadło na jej barki. Traktowała to jako chwilowe, wierząc, iż urząd stanu cywilnego to tylko formalność. Teraz jednak opadły jej łuski z oczu. Była dla niego tylko wygodną dziewczyną, mostem przez finansową przepaść. Nigdy nie stworzą rodziny.

Pół roku temu zmarła jej matka. Wtedy Jakub zaskoczył ją swoją obojętnością. Nie pojechał na pogrzeb, nie pomógł w organizacji, tylko rzucił obojętnie:

— Sprzedaj coś tam. Wiesz, mam kredyt, remont. Może rodzina pożyczy. Jak sprzedasz dom, to się rozliczysz.

„Rozliczysz” — to słowo ciąło jak nóż. Ale Kinga wtedy go usprawiedliwiła: zmęczony, przejęzyczenie. Podobała się jego milcząca posępność. „Mężczyzna, który wszystko trzyma w sobie, nie zdradzi” — chwaliła się przed koleżankami. Agnieszka śmiała się razem z nimi, ukrywając własne plany. Teraz prawda wyszła na jaw, a Kinga, dławiąc się bólem, zaczęła rozpaczliwie machać na przejeżdżające taksówki. Gdy auto się zatrzymało, wsiadła, zatrzaskując drzwi.

— Szybciej, szybciej! — krzyknęła do kierowcy, jakby uciekała przed pościgiem.

Zanim samochód ruszył, telefon rozbłysnął połączeniem od Jakuba.

— Gdzie jesteś? Siedzę tu jak idiota, wszyscy pytają o ciebie! Co się stało? — w jego głosie czuć było fałsz.

Kinga wyłączyła telefon i w przypływie wściekłości cisnęła nim w okno. Łzy polały się strumieniem, szlochała jak dziecko, któremu odebrano wszystko. Samochód pędził, a ona, tonąc w rozpaczy, nagle zdała sobie sprawę, iż nie podała adresu.

— Dokąd jedziemy? — zapytała, a jej głos drżał.

— Do domu — spokojnie odparł kierowca.

Kinga zerknęła przez okno: samochód pędził ciemną polną drogą, coraz dalej od miasta.

— Do domu? Gdzie? — serce zabiło jej mocniej ze strachu.

— Mam podać adres? — w głosie kierowcy pojawiła się drwina, szorstka i groźna.

— Niech pan zatrzyma! — krzyknęła Kinga, czując, jak panika ją zalewa.

— Na środku pola? — kierowca zaśmiał się. — Co tu będziesz robić?

— Zadzwonię na policję! — wyrzuciła z siebie, ale zaraz przypomniała sobie, iż telefonu już nie ma. Opowiedziała temu obcemu wszystko: o zdradzie, o swoim bólu. Wiedział, iż nikt jej nie będzie szukał. Wyrzuci ją w lesie — i koniec.

Kinga sięgnęła do klamki, próbując otworzyć drzwi w ruchu, ale w ciemności palce nie mogły jej znaleźć. Bolesna rezygnacja ją ogarnęła. „Niech będzie, co ma być — pomyślała. — Zabije mnie, a bólu już nie będzie”. Łzy płynęły cicho, z rezygnacją.

Samochód gwałtownie zahamował. Kierowca w milczeniu otworzył jej drzwi.

— Wysiadaj.

— Nie wysiadam! — Kinga nagle poczuła palącą chęć życia. Nie podda się bez bNie spodziewała się, iż to właśnie on okaże się jej prawdziwym przeznaczeniem.

Idź do oryginalnego materiału