REKLAMA
Zobacz wideo
Polscy uczniowie mają negatywne skojarzenia ze szkołą
"Jestem już na emeryturze, ale na ostatniej wycieczce szkolnej spotkałam się z taką sytuacją: 16-letni uczeń po raz pierwszy w życiu obierał warzywa (robiliśmy we własnym zakresie śniadania i obiadokolacje), nie potrafił pościeli zdjąć, musiała zrobić to jego siostra, ponieważ rozpłakał się, jak miał posprzątać pokój przed wyjazdem. Kilka razy dziennie dzwonił do taty. Jestem za tym, żeby dzieci przyzwyczajać do samodzielności choćby podczas kilkudniowych wycieczek" - pisze pani Marzena (imię zostało zmienione).List poruszył naszą redakcję, bo podobne historie słyszymy coraz częściej. Wiele wskazuje na to, iż współczesna młodzież, choć bardzo zdolna, często bywa nieprzygotowana do zwykłych obowiązków życia codziennego. Zebraliśmy więc kilka głosów od naszych czytelniczek."Wszystko w opiekaczu do kanapek"Pani Ania wspomina swoje studenckie czasy: - Ja na studiach odgrzewałam jedzenie w opiekaczu do kanapek, bo mi się nie chciało chodzić do kuchni na piętrze - mieszkałam w akademiku. Do opiekacza szło tam wszystko - od fasolki po bretońsku, przez mielone, kończąc na dewolajach.Śmiech śmiechem, ale takie wspomnienia pokazują, iż kreatywność młodych często zastępuje im podstawowe umiejętności. Brak chęci czy brak nawyku? Trudno ocenić, ale faktem jest, iż umiejętności kulinarne nierzadko ograniczają się do gotowych półproduktów lub szybkich trików. Podobne wspomnienia ma pani Judyta, która w szkole średniej była świadkiem równie zabawnej sytuacji. - W trzeciej klasie zaprosiła mnie do siebie koleżanka. Mama zostawiła jej pierogi - takie, które są do kupienia na dziale mrożonek. Trzeba je było wrzucić do gotującej się wody. Koleżanka włożyła miskę z kranówką do mikrofalówki, ustawiła na 2 minuty, a potem włożyła tam te pierogi z paczki i dziwiła się, iż się nie gotują. Ja podejrzewałam, w czym tkwi problem, ale nie chciałam jej przykrości robić.
Ta anegdota, choć zabawna, pokazuje, iż młodzi ludzie nierzadko nie mają kontaktu z podstawowymi czynnościami w kuchni. Gotowanie, sprzątanie, obsługa pralki dla wielu stają się zagadką dopiero wtedy, gdy opuszczają rodzinny dom.Z kolei pani Marta opisuje swoje pierwsze doświadczenia na emigracji: - Po maturze pojechałam za granicę, zarobić na laptopa. Razem ze swoją koleżanką pierwszy raz robiłyśmy pranie i to na obczyźnie. Wszystko ogarnęłyśmy, choć dziwiło nas, iż nie ma miejsca na proszek. Pomyślałyśmy, iż może to jakiś specjalny model, więc wlałyśmy płyn do bębna. Czekamy, czekamy, pyknęło - wyjmujemy. Pranie było jakieś dziwne, ciepłe i trochę podśmierdywało. Badałyśmy, co się stało. Okazało się, iż pranie wsadziłyśmy do suszarki, a nie do pralki. Problem niesamodzielności dostrzegają też współcześni rodzice. W rozmowach często podkreślają, iż ich dzieci, mimo znajomości technologii i internetu, mają problem z podstawowymi obowiązkami w domu. - Moje 12-letnie dziecko choćby samo nie wrzuca ubrań do prania, nie mówiąc już o pomocy w kuchni czy odkurzaniu domu. Czasami mam wrażenie, iż córka ma dwie lewe ręce, ale może to ja jestem temu winna. Często myślę, iż jak ja zrobię, to będzie najlepiej - mówi pani Karolina. Podobnego zdania jest jedna z nauczycielek warszawskiej szkoły podstawowej: - Mam wrażenie, iż ci uczniowie zwyczajnie żyją jak dzieci we mgle, bo wszyscy wszystko za nich robią. Ich nieogarnięcie wychodzi najczęściej już przy pierwszej wycieczce i to tej choćby po najbliższej okolicy. W zeszłym tygodniu mieliśmy lekcję muzealną w naszym mieście i patrząc na ich brak samodzielności, aż nóż się w kieszeni otwierał. Nie umieją posługiwać się rozkładem jazdy autobusów, nie wiedzą, gdzie trzeba skasować bilet, gdzie wysiąść. Wycieczka z nocowaniem to też koszmar, bo niektóre dzieciaki choćby nie wiedzą, co mają spakowane w walizce. Jednak doskonale orientują się w nagrywaniu relacji i filmików na Tik Toka, ale mają problem, żeby zrobić kanapkę, bo to robi mama.
Z kolei nauczycielka języka polskiego z podstawówki na warszawskim Ursynowie dodaje: - Pracuję z ósmymi klasami i widzę, jak duże mają problemy. Nie radzą sobie z organizacją dnia, zaplanowaniem, co trzeba wziąć. Myślenie o takich sprawach przejął za nich komputer albo rodzice. Jak podaję na kiedy mają przeczytać książkę, proszą: "niech pani wpisze do terminarza". Terminarz w Librusie widzą rodzice, a więc to oni przypomną im, na kiedy mają mieć wszystko gotowe. Nie potrafią poruszać się po mieście, choćby okolicy szkoły, bez mapy. Pozmywać manualnie? Teraz każdy ma zmywarkę, nie mają tej umiejętności, nie wiedzą, jak się do tego zabrać. Gdy pytają o godzinę, jeżeli udzieli im się odpowiedzi "za kwadrans, za 15, wpół do", są zdezorientowani. Trzeba mówić tak, jak w telefonie 11.45, 11.30.W czym tkwi problem?Samodzielność nie rodzi się sama. To proces, który wymaga nauki i praktyki. jeżeli młody człowiek w wieku kilkunastu lat nie ma okazji, by samodzielnie ugotować posiłek, zmienić pościel czy uprać swoje ubrania, to trudno oczekiwać, iż nagle odnajdzie się w dorosłości. Wielu rodziców, z troski i wygody, przejmuje obowiązki dzieci. Efekt? Młodzi są świetnie przygotowani do egzaminów czy korzystania z aplikacji, ale gorzej radzą sobie z garnkiem i odkurzaczem.Dlaczego warto uczyć samodzielności?Samodzielność buduje pewność siebie i odpowiedzialność. Dziecko, które od najmłodszych lat ma swoje obowiązki, w dorosłości szybciej odnajdzie się w nowym otoczeniu, np. na studiach czy w pracy za granicą. To nie tylko praktyczne umiejętności, to również rozwój psychiczny, radzenie sobie w sytuacjach trudnych i nieprzewidzianych.Dlatego warto pozwolić dzieciom na popełnianie błędów: przypalone naleśniki, źle rozwieszone pranie czy nierówno posprzątany pokój to ważne kroki w stronę samodzielności. A wspomnienia z takich przygód, jak pokazują listy naszych czytelniczek, pozostają na całe życie.
Co sądzisz o samodzielności współczesnej młodzieży? Masz ochotę podzielić się z nami swoją historią? Napisz na adres: [email protected]