Nieposłuszne talerze: trzy dni prób i wyzwań dla cierpliwości.

twojacena.pl 3 godzin temu

Nieposłuszne talerze: trzy dni próby cierpliwości.

Janek mył naczynia. Trzy dni męczył się, ale ani jeden talerz czy filiżanka nie były czyste. Wróciwszy z pracy, choćby nie przebrał się w domowe ubranie. Narzucił fartuch i wziął się do roboty. Chciał też ugotować zupę, bo zapomniał już, jak smakuje prawdziwa…

Resztki jedzenia tak przylgnęły do talerzy, iż musiał je moczyć. Filiżanek po kawie z dziesięć. Czyżby nie można było choć jednej umyć za siebie? Gorzki guzek stanął mu w gardle. Był głodny, a w lodówce tylko kilka ogórków i pusta półka. Nagle Janek poczuł zapach ciasta Agnieszki. W ich domu zawsze pachniało wypiekami, bo żona uwielbiała gotować. Ledwo wracała z pracy, a w kuchni unosił się już zapach cynamonu. Albo wanilii. Mikser warczał, piekarnik rozgrzewał się…

Ale teraz Janek wspomina żonę z dziwną czułością. Wtedy wydawało mu się, iż widzi tylko kuchnię i dzieci (praca się nie liczyła). Zawsze albo prała, albo myła okna, albo trzepała dywany. A latem kuchnia zamieniała się w fabrykę przetworów. Janek nie nadążał znosić słoików do piwnicy.

Pewnego wieczoru wrócił z pracy. Agnieszka, jak zwykle, coś gotowała na kuchennym progu, a sama siedziała na brzegu stołu miała ten zły nawyk obierała jabłko i przez telewizor oglądała jakiś koncert.

Rozwodzę się z tobą powiedział Janek niewiarygodnie spokojnie, choćby nie witając się.

Żona drgnęła, ale nie odwróciła głowy.

Mam inną kobietę wyjaśnił. Kocham ją i nie mogę cię dłużej oszukiwać.

Agnieszka odłożyła nóż, powoli odwróciła się do męża twarzą rozgrzaną od pary i nowiny, i cicho, posłusznie rzekła:

Weź jednego rogalika, bo nie zjemy tyle.

Janek oczywiście nie wziął tego rogalika, choć bardzo lubił je z makiem i orzechami… Spakował najpotrzebniejsze rzeczy i poszedł do kobiety, która w niczym nie przypominała Agnieszki. Nigdy nie nosiła dżinsów tylko krótkie spódniczki i sukienki. Nigdy nie wkładała sportowych butów tylko szpilki. Mogła powiedzieć, iż idzie do salonu piękności takim tonem, jakby szła na ważne spotkanie biznesowe. I cały świat musiał czekać.

A Agnieszka nigdy nie chodziła do salonów. Nie lubiła włóczyć się po sklepach czy targowiskach. jeżeli coś miała kupić, robiła listę, szła i wracała z torbami. Nie czytała błyszczących magazynów, nie piła kawy, nie farbowała włosów, nie ćwiczyła. A jednak zawsze była piękna, zadbana, szczupła. W obcisłych dżinsach i krótkich bluzkach, z warkoczykiem, wyglądała jak uczennica.

Janek chciał przy sobie prawdziwej kobiety. I znalazł sobie Kingę. Teraz sam prasuje koszule, gotuje, myje naczynia. A w nocy śni mu się rogaliki Agnieszki i jej ciasta. Sny pachną wanilią, a w nich brzmi śmiech Agnieszki…

Gdy już posprzątał kuchnię, Janek poszedł do pokoju. Na kanapie leżała Kinga, elegancko wsparta na łokciach. Przed nią leżał magazyn, a na stoliku obok stały jeszcze trzy filiżanki po kawie.

Jakiś ty wspaniały, mój zajączku. Co bym bez ciebie zrobiła? zaświergotała żona, wyciągając ręce do męża.
Właśnie wróciłam z manicure. Tak jestem zmęczona! Chodź, przytulę cię…

Janka ogarnął gniew. Chyba z głodu pomyślał i poszedł do kuchni obrać ziemniaki.

Idź do oryginalnego materiału