Sąsiad, który odmienił moje życie: opowieść o miłości, która zaczęła się od sprzątania
Gdy pierwszy raz ujrzała Igora, nowego lokatora z szóstego mieszkania, Anna choćby nie przypuszczała, jak gwałtownie jej życie się zmieni. Wszystko zaczęło się zwyczajnie — od jesiennego wieczoru, siat z zakupami i skrzypiących schodów w podwórku starej kamienicy pod Warszawą.
Wspinając się na drugie piętro, Anna natknęła się na mężczyznę z małym pieskiem. Zwierzak natychmiast zaczął obwąchiwać jej torby, a sam Igor, w okularach, zmarszczył się z wyraźną irytacją:
— Burek, daj spokój, idziemy na spacer — rzucił oschle, choćby na nią nie patrząc.
Anna nie wytrzymała:
— U nas sprzątanie klatki to obowiązek mieszkańców. Jutro moja kolej, potem twoja.
— Sami? — zdziwił się sąsiad. — Nie ma sprzątaczki?
— A kto by za nią płacił? Kamienica mała, więc radzimy sobie sami.
Mężczyzna tylko pokiwał głową i odszedł.
Anna burczała pod nosem, zdejmując płaszcz, gdy z kuchni dobiegł dźwięk smażącej się na patelni babcinej kiełbasy.
— Z kim się tak przekomarzałaś na korytarzu? — zainteresowała się babcia, siadając jak zawsze przy oknie. — Nowy sąsiad? Wydaje się sympatyczny, podobno samotny. Tylko z tym pieskiem ciągle chodzi.
— jeżeli ma psa, to nie jest sam — zaśmiała się Anna.
Późnym wieczorem zabrała się za sprzątanie. Myjąc poręcze i wycierając choćby okno na klatce, zauważyła, iż Igor wygląda dość ciekawsko, kto tak hałasuje mopem.
— A, to pani… Przejmuję dyżur. Dam radę — powiedział, poprawiając okulary. — Nie jestem leniem. I nigdy nie byłem żonaty.
Anna się zdziwiła. Pomyślała nawet: „Grzeje, sprząta… Może wcale nie taki szorstki?”
W następnym tygodniu znów go spotkała — tym razem uśmiechniętego. Burek przestał na nią szczekać, a choćby merdał ogonem. Anna zauważyła, jak Igor nieśmiało kiwał jej głową, czerwieniąc się i poprawiając okulary.
A potem Igor sam zaczął sprzątać klatkę schodową. Z takim zapałem, iż sąsiedzi szeptali: „U nas teraz generalne sprzątanie co weekend!” choćby Anna przyznała:
— Teraz wszyscy musimy podnieść poprzeczkę czystości… Dajcie znać, jeżeli będziecie błyszczeć!
— Nie zawsze taki ze mnie pedant — zaczerwienił się Igor. — Po prostu… no, starałem się dla pani.
I Anna zrozumiała, iż coś między nimi zaczyna się dziać.
Gdy Igor musiał wyjechać w delegację, poprosił ją, by zajęła się Burkiem. Zgodziła się. A babcia tylko mruknęła:
— Aha, to po to cię potrzebuje — żeby z psem chodzić. A może po prostu samotny…
Anna opiekowała się psem, sprzątała klatkę, myła podłogi w jego mieszkaniu, aż w końcu zrozumiała — tęskni za Igorem. A gdy wrócił, przyniósł jej kwiaty i zaprosił na herbatę, w jej sercu zagrała muzyka.
— Dostałem awans — cieszył się, częstując ją sernikiem. — Teraz jestem kierownikiem działu.
Później podarował jej perfumy. I wszystko byłoby idealne, gdyby nie…
Następnego dnia Anna zobaczyła nieznajomą kobietę, która myła podłogę na klatce.
— Za kogo pani sprząta? — spytała.
— Za szóste mieszkanie. Pomagam bliskiej osobie.
Anna zamarła. Bliska? Kto to? Siostra? Znajoma? A może… coś więcej?
Wątpliwości gryzły. Siedziała przy oknie, wspominała spacery, herbatę, kwiaty… Czy to wszystko było tylko grą?
A rano zobaczyła, jak Igor wychodzi z domu pod rękę z tą kobietą. I babcia, oczywiście, zauważyła:
— Patrz, twoje „skromnisio” z jakąś dziewczyną się przechadza. A ciebie choćby nie zaprosił…
— Może to siostra — próbowała tłumaczyć Anna.
— Pod rękę z siostrą? Żartujesz. Zakochałaś się w nim?
Anna nie odpowiedziała.
Tego samego wieczoru Igor zapukał do jej drzwi.
— Nie pójdę z Burkiem na spacer… — zaczęła chłodno.
— Nie zapraszam cię na spacer, tylko na kolację. Do mnie i do mojej mamy — powiedział, uśmiechając się.
— Mamy?! To była twoja mama?!
— Tak, ma 45 lat, urodziła mnie, mając 18. Często wyglądamy jak rodzeństwo — roześmiał się.
Anna zjadła kolację z Igorem i Ireną Michałówną. Ciepło, przytulnie, po domowemu. Mama okazała się życzliwa i otwarta, a choćby zaprosiła Anię na wieś.
Wracali przez park, Burek biegał obok.
— On cię uwielbia — powiedział Igor. — Mama też.
— A ty? — cicho spytała Anna.
Wziął ją za ręce.
— Codziennie czekam na wieczór, żeby cię zobaczyć. Jestem szczęśliwy, iż mieszkasz obok. I jeżeli się zgodzisz… Chcę, żebyś była blisko zawsze.
Pocałowali się. I w tym pocałunku była odpowiedź na wszystkie wątpliwości.
— Babciu, chodziłam za mąż… — powiedziała Anna później.
— Już? Oświadczył ci się?
— Po pocałunku. Powiedział, iż mnie kocha i iż tylko o mnie marzy…
— A ty go kochasz?
— Bardzo — szepnęła. — Może nie najprzystojniejszy, ale najczulszy, najwierniejszy i najkochańszy.
— To będzie szczęście — rzekła babka, ocierając łzę. — Bo jeżeli w miłości jest wiara, wszystko się ułoży.
Po ślubie Anna wprowadziła się do Igora, ale drzwi między mieszkaniami rzadko bywały zamknięte.
— Tylko ścianę przebijcie — to będzie jeden duży dom — śmiała się babcia. — Zapukam, gdy pomocy potrzebować będę!
Dożyła prawnuków. I każdego wieczora opowiadała im bajkę — o tym, jak mama poznała tatę na klatce schodowej. Kończyła zaś słowami:
— Przeznaczenie znajdzie cię choćby tam, gdzie go zupełnie nie szukasz.
A chłopcy śmiali się i biegli do domu — do mamy i taty, gdzie zawsze pachniało miłością i szczęściem.