Nienormalna – Szokująca Prawda o Życiu na Krawędzi

polregion.pl 2 tygodni temu

**Nienormalna**

Kacper, wpuść mnie. Wpuść! Jestem twoją matką! Musisz dać mi pieniądze, inaczej mnie nie przyjmą z powrotem z zewnątrz monotonnie pukano w drzwi, a krzyk nie ustawał. Jesteś mi to winien!

Kacper oparł się plecami o drzwi i zamknął oczy. Nie, nie otworzy. Wystarczyło, iż całe dzieciństwo żył z piętnem innego.

Wszedł do pokoju, położył się na łóżku, założył słuchawki i włączył muzykę głośniej.

Wczesne dzieciństwo pamiętał mgliście. Na piąte urodziny dostał zdalnie sterowane auto, był tort i koledzy z przedszkola. Ojciec jeszcze wtedy był w domu.

Potem do ich mieszkania wprowadzili się ludzie z tej dziwnej organizacji. I dla chłopca skończyły się święta.

Matka gwałtownie uległa wpływom bractwa. Ojciec, widząc jej obłęd, odszedł, wziął rozwód i zgodził się płacić alimenty.

Ale te pieniądze nie szły na ubrania czy jedzenie dla syna. Od dziecka bractwo wydawało mu się jak ośmiornica czekająca na ofiarę.

Spokojne i niezwykłe na zewnątrz. A potem już nie uciekniesz z jej macek.

Szóstych urodzin Kacpra nie świętowano. Ani kolejnych dziesięciu w organizacji to nie było święto.

Były za to specjalne dni, gdy jedli coś lepszego. Resztę czasu chłopiec z matką chodzili od domu do domu, głosząc naukę.

Mieszkanie sprzedała szybko, pomogli prawnicy bractwa. Kacper został praktycznie bez dachu nad głową, z meldunkiem w baraku na odludziu.

Pieniądze? Poszły do wspólnoty.

W szkole śmiali się z niego. Bił się, a potem dostawał podwójnie od kolegów i od bractwa za podarte ubrania i lenistwo w głoszeniu.

Uznano go za beznadziejnego balast. Wykorzystał to. W wieku 16 lat uciekł tysiąc kilometrów od rodzinnego miasta.

Skończył technikum, zaczął wcześnie pracować, potem studia. Teraz jest programistą, kupił mieszkanie.

Ale strach, który go prześladował, spełnił się. Matka i jej fanatycy znów go znaleźli. Uznali za łatwą ofiarę.

***

Tydzień temu matka, ledwo ją rozpoznał, zaczaiła się pod pracą:

Cześć, synku, czekam tu od trzech godzin.

Po co?

Jak to? Jestem twoją matką! Stęskniłam się. Nie cieszysz się?

Nie prosiłem cię tu. Do domu nie wpuszczę. Mogę ci kupić jedzenie, jeżeli jesteś głodna.

Dziękuję, synku, zjedzmy razem.

Kupił jej obiad, usiedli w parku.

A twoja organizacja? spytał. Wyszłaś?

Nie do końca. Nie przynoszę im korzyści. Nie mam gdzie iść.

Skąd masz mój adres?

Dali mi, kazali jechać do syna.

Kacper westchnął:

Gdzie mieszkasz?

Nigdzie. Prześpię się w klatce.

Nie trzeba. U mnie się położysz.

Przez kilka dni wierzył, iż może być normalna. Nie chodziła po domach, gotowała zupy, pytała o jego życie. Opowiadał, bo poza pracą nie miał z kim rozmawiać.

A potem przyszli oni. I zniknęły pieniądze.

Wrócił z pracy, matki nie było. Szuflada z oszczędnościami i premią otwarta.

Pieniądze przepadły.

Matka wróciła z ludźmi z organizacji. Weszła swoim kluczem, uśmiechnięta:

Synku, możesz być dumny. Twoje brudne pieniądze poszły na słuszną sprawę. Wróć do nas, zbaw się!

To moje oszczędności. Oddaj, albo zgłoszę kradzież.

Matka okrada syna? Który sąd ci uwierzy? roześmiała się zimno.

Wyrzucił ich, zamknął drzwi na drugi zamek. Słuchał jej krzyków na klatce.

***

Rano przy wejściu czekała z dwoma mężczyznami. Zaczęła zawodzić:

Oto on! Wyrzucił matkę na bruk! Jak ci się spało, synku, gdy ja marzłam?

Kacper próbował iść dalej, ale nie odpuszczali.

Czego chcecie?

Składamy datki. Jesteś z nami od dziecka. Płać dobrowolnie jej głos stał się piskliwy. Albo zrujnujemy ci życie.

Dlaczego mam płacić? Przez was nie miałem domu ani jedzenia.

Bo nigdy nie wierzyłeś szczerze! Nawróć się!

Wynoście się, albo wezwę policję.

Odeszli. Kacper był mokry ze strachu. Po ośmiu latach wciąż wpadał w panikę na ich widok.

Nazajutrz szef wezwał go:

Dzwonią do nas o tobie. Klient nie chce, byś pracował nad jego projektem. Weź urlop albo szukaj nowej pracy.

Tego samego dnia zwolnił się. Nie było sensu tłumaczyć, iż nie jest potworem.

Organizacja była potężna. Czekali, aż stanął na nogi, by go szantażować.

Wracał do domu, gdy zadzwonił telefon:

Podoba ci się ta próbka? Jutro sąsiedzi przyjdą cię osądzić.

Czego chcecie?

Jesteś nasz. Płać, a będziesz żył. Znajdziemy ci lepszą pracę.

Nic nie chcę.

Położył słuchawkę. Był zmęczony. Znalazł najbliższy lot do Gdańska, kupił bilet.

Mieszkanie sprzeda później. Teraz musiał ratować resztki życia.

Może w końcu dadzą mu spokój. Niech szukają innej ofiary. Swoją cenę za wolność już zapłacił.

*Dzisiaj zrozumiałem, iż niektóre więzi trzeba przeciąć, choćby krwawiły. Lepiej samotność niż życie w klatce czyichś obłędu.*

Idź do oryginalnego materiału