Niekochana
Małgorzata od dzieciństwa nienawidziła swojego imienia. Wydawało się jej staroświeckie, babcine. Gdy podrosła, mama wyznała, iż ojciec w młodości był zakochany w pięknej i żywiołowej Małgorzacie. Kochał ją szaleńczo, ale ona odrzuciła jego uczucia i wyszła za innego.
– A potem poznał mnie. Gdy urodziłaś się, nazwał cię jej imieniem. Nigdy nie zapomniał tej pierwszej miłości – mówiła matka spokojnie.
– I ty go nie zazdrościsz?
– Nie. Kocha ciebie i mnie. Ale pierwszą miłość pamięta się zawsze. I ty kiedyś taką będziesz miała. – Mama pogłaskała Małgorzatę po głowie.
– A tamta Małgorzata też była taka brzydka? – oburzyła się dziewczynka.
– Co za bzdury! Pamiętasz bajkę o brzydkim kaczątku? A jeżeli tak bardzo nie lubisz imienia, zmień je, gdy dorośniesz. Jakie byś chciała? – uspokajała ją matka.
Małgorzata stała przed lustrem i przymierzała różne imiona jak sukienki. Żadne nie pasowało. Westchnęła – nowe imię przecież nie sprawi, iż stanie się piękniejsza. I tak się do niego przyzwyczaiła.
Ale wątpiła, by ktokolwiek pokochał ją tak, jak ojciec tamtą Małgorzatę. Nijakie włosy, małe oczy, ostry podbródek – po prostu brzydula.
Ojciec kochał ją prawie tak mocno, jak lubił wypić. Wracając z pracy, często wstępował do taniej knajpy. Po drinku stawał się czuły. Zawsze przynosił coś Małgorzacie: czekoladę, cukierki, zabawkę. A jeżeli nie zdążył kupić, dawał parę złotych. Dziewczyna zbierała je i kupowała sobie, co chciała.
Gdy kończyła szkołę, ojciec zmarł. Wracał do domu, a nad rzeką bawiły się dzieci. Piłka wpadła do wody, więc postanowił ją wyłowić. Był pijany, utonął.
Matka złorzeczyła, iż zostawił je same. Jak mają żyć? Małgorzata powinna się uczyć, ale za co? Jaka przyszłość czeka ją w małej wsi?
Dziewczyna rozpaczała po ojcu. Nie chciała wyjeżdżać, ale matka nalegała.
– Co tu robić? Jedź, może wyjdziesz za mąż – mówiła ze smutkiem.
I Małgorzata wyjechała. Marzyła o medycynie, ale wiedziała, iż po wiejskiej szkole nie ma szans. Złożyła papiery do szkoły pielęgniarskiej. Białe kitelki bardzo jej się podobały.
W akademiku dzieliła pokój z piękną Kasią. Ta dostała od Boga wszystko – kręcone kruczoczarne włosy, kasztanowe oczy, śniadą cerę i pełne usta. Do tego zgrabną figurę. Przy niej Małgorzata wyglądała jak szary mysz.
Patrzyła na Kasię z zazdrością, a ta czuła się przy niej jak królowa piękności. Mimo to dogadywały się – do czasu, aż Kasia poznała studenta z politechniki.
Małgorzata oszalała na jego widok. Trudno było się oprzeć takiemu przystojniakowi. Czasem przychodził po Kasię do akademika. Ta jednak uczyła się pilnie, marząc o czerwonym dyplomie i studiach medycznych. Tomek wzdychał, czekając, aż skończy notatki.
– Długo jeszcze? – pytał niecierpliwie.
– Idź do kina z Małgosią. Mam jutro egzamin – machała ręką Kasia.
Małgorzata chętnie poszłaby z Tomkiem do ciemnej sali, drżąc z emocji, ale on nie zapraszał. Posiedział, westchnął i wychodził.
– Dlaczego go tak traktujesz? Gdyby ktoś tak na mnie czekał, byłabym w siódmym niebie! – oburzała się Małgorzata.
– Po co ci on? Wiadomo, iż tylko się zabawi. Dziewczyny i tak ciągle się za nim uganiają. Znajdź sobie kogoś prostszego – radziła „życzliwa” Kasia.
Małgorzata uczyła się średnio. Pewnego dnia Tomek przyszedł, a Kasi nie było. Na stole stała patelnia z ziemniakami smażonymi na boczku i talerz z kupionymi w stołówce kotletami. Chłopak nie mógł oderwać wzroku.
Trzeba przyznać, iż Małgorzata smażyła ziemniaki po wiejsku – na smalcu, który przysyłała jej matka. Zapach był tak kuszący, iż studenci z całego piętra zbiegali się do kuchni. Nie zostawiała patelni bez nadzoru – odwrócisz się, a żarłoczne bestie już wszystko zjedzą.
– Może zjesz ze mną kolację? Kasia zaraz wróci – zaproponowała, widząc, jak Tomek przeływa ślinę.
Nie trzeba było go długo namawiać. Wsuwał jedzenie, a Małgorzata patrzyła na niego z uwielbieniem, marząc, by Kasia wróciła jak najpóźniej.
– Z ciebie byłaby dobra żona – powiedział w końcu Tomek, odchylając się na krześle jak najedzony komar.
Pewnej soboty Tomek przyszedł po Kasię. Umówili się do kina, ale zadzwoniła matka i dziewczyna wyjechała do domu.
– Jak przyjdzie Tomek, przeproś za mnie – poprosiła Małgorzatę przed wyjściem.
Czekając na niego, Małgorzata przygotowała kolejne kulinarne arcydzieło.
– A ja kupiłem bilety – zmartwił się, gdy dowiedział się, iż Kasi nie ma.
– Może pójdziemy razem? – zaproponowała. – Czy wstydzisz się iść ze mną? – dodała z przekąsem.
– Co ty? Wcale się nie wstydzę. Ubieraj się, poczekam na dole.
Małgorzata nie wierzyła w swoje szczęście. Półtorej godziny obok ukochanego! A może choćby weźmie ją za rękę… Sama nigdy by się nie odważyła. gwałtownie się ubrała, spryskała perfumami i wybiegła, zanim zmieni zdanie.
– Gotowa, idziemy? – uśmiechnęła się.
– Chodźmy – burknął Tomek, patrząc na nią ponuro.
Opowiadała różne zabawne historie z życia studentów, czasem zmyślając coś na poczekaniu. Tomek śmiał się szczerze. W pewnym momencie wzięła go pod rękę – tak, przyjacielsko. I nie puszczała aż do kina.
Film był ciekawy, ale Małgorzata ledwo na niego patrzyła. Czekała, aż Tomek złapie ją za dłoń, podsuwała mu swoją. Ale on udawał, iż tego nie widzi. Gdy na ekranie zaczęły się straszne sceny, przytuliła się do niego, udając strach. Ściskała go mocno do końca seansu.
Potem odprowadził ją do akademika.
– Może wstąpimy gdzieś- Może wpadniesz do mnie? Mam w domu smalec, ziemniaki i ogórki kiszone – uśmiechnęła się Małgorzata, a Tomek, choć niepewny, skierował się za nią do akademika, nie wiedząc, iż to początek ich wspólnej drogi, pełnej trudnych wyborów i niespodziewanych zakończeń.