Mam bliską przyjaciółkę, znamy się od wielu lat, jeszcze ze szkolnej ławki. Choć nie jesteśmy spokrewnione, zawsze byłyśmy sobie jak rodzina. Wszystkie euforii i smutki dzieliłyśmy razem. Jestem matką chrzestną jej córki, którą kocham jak własne dziecko, choć moje życie potoczyło się tak, iż nigdy nie miałam dzieci.
Obie dość wcześnie wyszłyśmy za mąż, potem się rozwiodłyśmy, każda z nas miała jakieś romanse, o których otwarcie sobie opowiadałyśmy. Teraz mamy po 50 lat.
Jakiś czas temu Anna zaczęła spotykać się z nowym mężczyzną, młodszym od niej o dwadzieścia lat. Na początku nie traktowałam tego poważnie, a i ona sama mówiła o swoim młodym adoratorze z nutą humoru.
Z czasem jednak zauważyłam, iż ich relacja robi się coraz bardziej poważna. Anna zaczęła mówić o nim z większym szacunkiem i już nie żartowała na jego temat. Zamieszkali razem, a kiedy do niej dzwoniłam, prawie zawsze była z Michałem, nie miała choćby czasu się spotkać. Nie miałam jej tego za złe – myślałam, iż to zauroczenie gwałtownie minie, bo przecież on był zaledwie o siedem lat starszy od jej córki.
Ale kiedy Anna oznajmiła mi, iż wychodzi za niego za mąż, szczerze mówiąc, odebrało mi mowę. Byłam w szoku.
Wtedy naprawdę zaczęłam się martwić. Próbowałam ją odwieść od ślubu, ale nie chciała mnie choćby słuchać. Powtarzała tylko, jak mogę tak mówić, skoro choćby nie znam tego człowieka.
Rzeczywiście go nie znałam, ale nie chciałam, by ktoś ją skrzywdził. A ona tylko się uśmiechała i twierdziła, iż nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa, jak teraz.
Postanowiłam więc porozmawiać z moją chrześnicą, licząc na jej wsparcie. Ku mojemu zdziwieniu, dziewczyna stanęła po stronie matki i powiedziała, iż nie chce ingerować w jej życie.
Młoda para zorganizowała wesele nad morzem, w otoczeniu najbliższych osób. Anna poprosiła mnie, bym była jej świadkową. Najpierw popłynęliśmy w rejs na śnieżnobiałym jachcie, a potem zatrzymaliśmy się na małej, ustronnej plaży, gdzie urządziliśmy romantyczny ślubny piknik.
To było jak bajka. Moja przyjaciółka promieniała szczęściem, a jej narzeczony nie odstępował jej na krok.
Nie wiem, jak potoczy się ich wspólne życie, ale teraz szczerze jej zazdroszczę – w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
Zrozumiałam, iż wiek nie jest przeszkodą dla prawdziwej miłości.
Nie warto wyciągać pochopnych wniosków, bo życie jest krótkie, a każda kobieta zasługuje na szczęście – choćby w wieku 50 lat.