Niech myślą, iż życie mnie obdarzyło niewyobrażonym szczęściem

polregion.pl 6 dni temu

Niech sobie myślą, iż mam niesamowite szczęście w życiu.

Kinga nienawidziła swojego imienia, a jeszcze bardziej nazwiska – Tchórzewska. Dzieci, jak to dzieci, potrafią być okrutne. Już w podstawówce przyczepili jej przezwisko „Tchórz”.

Przeglądała się w lustrze i marzyła o tym, żeby mieć długie, jasne włosy jak Weronika Nowak, nogi do samej ziemi jak Kasia Kowalska, albo chociaż bogatych rodziców jak brzydka dwójarzyska Magda Szydło, którą do szkoły odwoził kierowca w luksusowym BMW. „Po co mama wyszła za ojca z tak okropnym nazwiskiem? Przecież wiedziała, iż będę cierpieć. Wyjdę za mąż tylko za kogoś z porządnym nazwiskiem, a najlepiej za obcokrajowca” – snuła marzenia.

Wkurzały ją kręcone, ciemne włosy, które za nic nie dawały się poskromić pod czapką czy spinkami. Jej szaroniebieskie oczy na śniadej cerze wyglądały efektownie i tajemniczo. Ale Kinga i nimi była niezadowolona.

Mama pracowała jako księgowa w szpitalu, a tata jeździł autobusem. Pieniędzy w domu zawsze brakowało. Ojciec oszczędzał na samochód, więc pilnował, żeby ani kawałka grosza nie wydać niepotrzebnie. „Nie ma co się stroić, herbaty szkoda” – warknął, kiedy zauważył nowy ciuch na córce. Często musiała nosić po kuzynce stare ubrania. Nowe dostawała tylko wtedy, gdy nie pasowały siostrze. Jakże ją to wszystko wkurzało. Gdyby miała normalnych rodziców, nikt nie nazywałby jej Tchórzem.

Tuż przed maturą odwiedziła ich jedna z ciotek ojca, ciocia Halina. Pracowała jako służąca u bogatej rodziny we Włoszech.

– Chcesz, powiem ci, jak się tam dostać? – szepnęła pewnego wieczoru, kiedy spały razem w pokoju Kingi.

– Oczywiście! – ucieszyła się Kinga.

– Cicho, bo Janek nie pochwali. Masz osiemnaście lat?

– Tak, w styczniu skończyłam. – Serce Kingi zabiło mocniej.

– No to dobrze. Rodziców pytać nie musisz. Zrobisz, jak ci powiem, i wszystko się ułoży. A Janek to całe życie był skąpy.

Wyglądała jak prawdziwa włoska signora – nikt by nie pomyślał, iż jest zwykłą służącą. „Liczą się pieniądze, a nie to, jak się je zdobywa” – mawiała.

Kinga wpadła w wir tej idei. Ciocia Halina dała jej trochę forsy, mówiąc, iż odda, jak zarobi.

Wszystko poszło tak, jak radziła ciocia. Dla pozorów, żeby rodzice się nie czepiali, Kinga zapisała się do szkoły fryzjerskiej. Ale kiedy przyszło wezwanie z Włoch, rzuciła naukę, spakowała walizkę, zostawiła rodzicom liścik i wyjechała.

W Medellinie odebrała ją ciocia Halina i zawiozła do wielkiego, pięknego domu na przedmieściach, gdzie Kinga miała opiekować się schorowaną osiemdziesięciolatką.

– Nie zawiedź. Nie kradnij. Poświadczyłam za ciebie – instruowała przerażoną własną śmiałością Kingę.

Ogromny, elegancki dom oszołomił skromną dziewczynę. Dostała mały pokoik obok sypialni staruszki. Kinga cieszyła się, iż nie musi wynajmować mieszkania. Za dodatkową kasę sprzątała dom jeszcze dwa razy w tygodniu. Prawie nigdy nie wychodziła. Włochy ograniczały się dla niej do ścian willi i widoku na idealnie przystrzyżony trawnik. Ale jej to nie przeszkadzało. Co to za problem – rok minie szybko, nie będzie przecież wiecznie pielęgniarką. Zarobi pieniądze, nauczy się języka i coś wymyśli. Zobaczy się, co dalej.

I tak jak ojciec zaczęła oszczędzać. Nie miała też gdzie i na co wydawać. Robiła sobie selfie na tlu eleganckiego salonu, gdy właścicieli nie było, i wrzucała na swój profil. „Niech myślą, iż mam niesamowite szczęście w życiu”.

Byłe koleżanki lajkowały i zazdrościły. Nikt już nie nazywał jej Tchórzem – teraz wszyscy pytali, jak tam trafiła. Kinga odpowiadała wymijająco.

Pewnego dnia jej zdjęcia skomentował Kacper, dawny kolega z klasy. Zaczęli pisać. On sam niechętnie mówił o sobie – tylko tyle, iż pracuje w warsztacie samochodowym u ojca, dobrze zarabia i niedawno kupił sobie Audi. Wrzucił choćby zdjęcie na tle czerwonego auta.

Ale o uczuciach pisał coraz częściej. Żałował, iż są tak daleko, pytał, kiedy wróci. Kinga odpowiadała, iż nie planuje, bo we Włoszech jest super. Wiedziała, iż na jego miłość wpłynęła głównie ta cała włoska historia. Ale Kacper przekonywał, iż zawsze mu się podobała, jeszcze od siódmej klasy. Rzeczywiście, na lekcjach często łapała jego zainteresowane spojrzenia. Bardzo chciała mu wierzyć. I uwierzyła.

Pewnego dnia właściciele wyszli na przyjęcie. Zwykle wracali późno w nocy, a bywało, iż nad ranem. Staruszka od dawna spała. Kinga weszła do garderoby i przymierzyła masę sukienek pani domu. Jedna, czerwona, na cienkich ramiączkach, leżała na niej idealnie. Włoszka była chuda i płaska. A Kinga miała wszystko, co trzeba – młodą, jędrną pierś, wąską talię i kształtne biodra. Spojrzała w lustro i po raz pierwszy spodobała się samej sobie.

Nalała sobie wina i zaczęła robić zdjęcia telefonem – na kanapie w salonie, na tle obrazów z pejzażami… Od razu wrzucała je do sieci z podpisami w stylu „Wróciłam z przyjęcia… Zmęczona. Nie chce mi się przebierać. Postanowiłam poprawić humor lampką wina…”.

Wino rzeczywiście wypiła. Potem jeszcze kieliszek. I zasnęła w tej wieczorowej sukience na kanapie.

Obudził ją krzyk pani domu. Wrzeszczała tak gwałtownie po włosku, iż Kinga nie zrozumiała ani słowa. Dopiero gdy wskazała drzwi suchym palcem, zrozumiała, iż ją wyrzucają. Gospodyni nie leniła się – wbiegła do pokoju Kingi, wyrzuciła jej rzeczy przed nogi i kazała się wynosić.

Kinga wpychała ubrania do walizki pod gradem krzyków: „FUORI!” To słowo zrozumiała bez tłumaczenia. Gdy już szła do drzwi, zobaczyła swoje odbicie w lustrze i z satysfakcją pomyślała, iż wciąż ma na sobie tę piękną sukienkę. Za wcześnie się cieszyła. W ostatniej chwili gospodyni przypomniała sobie o niej i kazała wrócić.

Kinga powoli zdjęła sukienkę, pod którą miała tylko majtki. Tłusty, łKinga wyszła z domu, śmiejąc się gorzko na myśl o tym, iż choć uciekła od przezwiska „Tchórz”, to teraz sama stała się ofiarą własnych kłamstw i złudzeń.

Idź do oryginalnego materiału