Niebieska pasja

polregion.pl 4 dni temu

Błękitna żyłka

Jakże Łukasz ją kochał. Szalał za nią, stał pod jej oknami do późna, cieszył się, gdy tylko dostrzegł jej cień w świetle lampy. Wydawała mu się niedostępna jak księżniczka z bajki. Uwielbiał jej delikatność, tę bladą, niemal przejrzystą skórę, przez którą prześwitywały niebieskawe żyłki. Czuł, jak serce wali mu jak młot, gdy tylko o niej pomyślał.

Na szkolnym balu karnawałowym Łukasz zaprosił ją do tańca. Kinga była od niego niższa, taniec z nią przypominał niezdarne próby ustawienia się w rytm. Drżały mu ręce, czoło pokrył zimny pot, a dłonie na jej talii płonęły jak w ogniu. Wstydził się tego, iż aż tak się denerwuje, i iż ona z pewnością to czuje. Gdy muzyka ucichła, odsunął się od Kingi i w końcu mógł swobodnie odetchnąć.

Nie rozumiał, dlaczego inni chłopcy nie byli w niej zakochani.

Na przykład Marek gustował w rosłej Ewie, która miała długie, mocne nogi. Gdy biegała po boisku na wuefie, górując głową nad resztą dziewczyn, jej wysoki kucyk kołysał się jak wahadło zegara.

Dla Łukasza ideałem kobiecości była drobna Kinga. Była jego obsesją, marzeniem, chorobą. Mama Łukasza nie podzielała jednak jego gustu. „Śliczna, ale jakaś wątła” – mówiła, dzieląc się obawami z ojcem.

„Trzeba coś z tym zrobić. Oderwij go od tej chucherkawki. Nie pasują do siebie. Co ona w ogóle ma w głowie? Jakaś taka… nie z tego świata. Z niej żadna gospodyni. I to imię – nie nasze, obce. Może namówisz go, żeby wyjechał na studia? Do Warszawy, na przykład. Byle dalej od niej.”

Ojciec przytaknął i porozmawiał z synem po męsku. Mówił o perspektywach w stolicy, o prestiżowych uczelniach, o świetlanej przyszłości. Obiecali choćby opłacić studia, jeżeli nie dostanie się na budżet. I Łukasz się zgodził.

Nad łóżkiem w akademiku powiesił zdjęcie Kingi, powiększone ze zbiorowej klasówki. Ale Kinga została w domu, a Łukasz był młody. Zdobywał doświadczenie, spotykał się z dziewczynami, a obraz kruchej koleżanki przechowywał tylko we wspomnieniach i snach.

Aż poznał Olę. Przy niej nie trzęsły mu się ręce, nie zachowywał się jak nastolatek. Rozumieli się bez słów. Z nią było łatwo i bezpiecznie. A wspomnienie Kingi odsunęło się gdzieś w niepamięć.

Po studiach Łukasz ożenił się z Olą i został w Warszawie. Mama cieszyła się z jego wyboru. „Lepiej tak, niż z tą dziwną Kingą.”

Rok później urodziła się Zosia. Łukasz szalał z miłości do córeczki. Gdy tylko kichnęła, był gotów wzywać pół szpitala. A Kinga została tylko marzeniem z dawnych lat.

„Taty zabrali do szpitala. Będzie operacja. Lepiej, żebyś przyjechał” – zadzwoniła pewnego dnia mama.

Zosia była przeziębiona, więc Ola została z nią w domu. Łukasz wziął urlop i pojechał sam.

Warszawa żegnała go deszczem, a rodzinne miasto powitało słońcem i złotą jesienią. Ojciec się nie poddawał, trzymał fason.

Operacja się udała. Mama całe dnie spędzała przy tacie, więc Łukasz miał czas dla siebie. Niebezpieczeństwo minęło, mógł wracać do swoich dziewczyn – tak nazywał żonę i córkę.

Z szpitala szedł do domu na piechotę. Nie musiał się spieszyć. Strach o ojca opadł, humor się poprawił. Szurał liśćmi pod butami, wdychając świeże, rześkie powietrze.

Przed nim zatrzymała się młoda kobieta. Pochyliła się nad wózkiem, poprawiając coś dziecku. Serce Łukasza podskoczyło, rozpoznał ją, zanim sam to zrozumiał.

„Cześć” – powiedział, podchodząc.

Kinga wyprostowała się, uśmiechnęła. Łukasz wpatrywał się w jej wąską twarz, tę samą co dawniej – z przezroczystą skórą i niebieskawymi żyłkami, z tym samym smutnym spojrzeniem.

„Witaj. U rodziców? Na urlopie?” – spytała Kinga.

„Tata w szpitalu, ale już po operacji.”

„Coś poważnego?” – w jej oczach mignął niepokój.

„Wszystko w porządku. A ty? To twoje?” – skinął na wózek.

„Moje.” – W sposobie, w jaki to powiedziała, Łukasz od razu wyczuł, iż jest sama.

Zrobiło mu się tak żal, iż miał ochotę wziąć jej twarz w dłonie i pocałować ją tu, na ulicy. Odprowadził ją do domu, rozmawiając o kolegach ze szkoły. Opowiedział o sobie, nie czekając na pytania. Pomógł jej wnieść wózek do klatki. Kinga wciąż mieszkała w tym samym miejscu – rodzice zostawili jej mieszkanie i wyprowadzili się na wieś.

„Wpadnij kiedyś” – rzuciła na pożegnanie.

Łukasz pomyślał, iż mógłby teraz pójść za nią, ale nic nie powiedział. Jak kiedyś – była poza jego zasięgiem. Nie umiałby tak po prostu wpaść na herbatę.

Następnego dnia z mamą znów pojechali do szpitala. Tata wyglądał lepiej, choćby żartował. Mama została, a Łukasz kupił bukiet róż i poszedł do Kingi. Nie zdziwiła się, tylko poprosiła, żeby nie hałasować – córeczka spała.

„Chcesz coś zjeść? Herbaty?” – zapytała w kuchni, stawiając kwiaty w wazonie.

„Dzięki, nie. Mama mnie już wykarmiła na zapas.”

Bliskość Kingi w tej ciasnej kuchence znów go rozkołysała. Czuł to samo drżenie, co kiedyś. Kinga postawiła wazon na stole. Jej twarz była teraz tak blisko… Łukasz dostrzegł, jak na jej skroni pulsuje niebieskawa żyłka.

Nie wytrzymał. Pochylił się i delikatnie dotknął jej ustami. Kinga na moment zastygła, a potem zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się jak wiotka trzcina do dębu. Uniósł ją lekko i posadził na blacie…

Z pokoju dobiegł płacz dziecka. Kinga odepchnęła Łukasza, zeskoczyła ze stołu i pobiegła do córeczki. Otrząsnął się, wziął głęboki oddech i wyszedł z kuchni. Kinga stała na środku pokoju z dzieckiem na rękach. W oczach dziewczynki lśniły jeszcze łzy.

„Pójdę już” – powiedział ochryple.

Kinga skinęła głŁukasz wyszedł, zamknął drzwi i już nigdy nie wrócił.

Idź do oryginalnego materiału