Niebieska nić

newsempire24.com 5 dni temu

Błękitna żyłka

Jakże bardzo Wojciech ją kochał. Szalał za nią, stał pod jej oknami późnymi wieczorami, cieszył się, gdy udało mu się dostrzec jej mglisty zarys. Wydawała mu się nieosiągalna, jakby z innego świata. Uwodziła go jej delikatność, blada, niemal przejrzysta skóra, przez którą prześwitywały niebieskawe nitki żyłek. Od tego widoku brakowało mu tchu, tak silna była jego czułość i miłość.

Na szkolnym balu choinkowym Wojciech zaprosił ją do tańca. Kinga była od niego znacznie niższa, taniec sprawiał mu trudność. Drżały mu dłonie, czoło pokryło się kropelkami potu, a wilgotne palce na jej talii zdawały się płonąć. Nie mógł opanować wzruszenia i płonął ze wstydu, wiedząc, iż ona to czuje. Gdy muzyka ucichła, Wojciech odsunął się od Kingi i wreszcie mógł oddychać.

Dziwił się, dlaczego inni chłopcy nie zakochiwali się w niej.

Jarek, na przykład, wolał rosłą Anię, o mocnych nogach i bujnych włosach. Gdy Ania biegała po boisku na lekcjach wychowania fizycznego, górując nad innymi dziewczynami, jej wysoki kucyk kołysał się rytmicznie na boki.

Dla Wojciecha uosobieniem kobiecego piękna była wiotka Kinga. Była jego obsesją, natrętnym marzeniem, chorobą. Matka Wojciecha nie podzielała fascynacji syna tą dziewczyną. – Ładna, ale jakaś wątła – zwierzyła się ojcu. – Trzeba coś z tym zrobić. Odciągnij go od tej chucherkowatej. To dla niego nie ta para. Nie wiadomo, co jej w głowie siedzi. Jakaś taka nie z tej ziemi, krucha. Jaka z niej żona i gospodyni? choćby imię jakieś niepolskie. Namów go, by wyjechał na studia, do Krakowa, na przykład. Żeby tylko znalazł się z dala od niej.

Ojciec przytaknął i porozmawiał z synem po męsku. Powiedział, iż w Krakowie więcej możliwości, iż po prestiżowej uczelni czeka go świetlana przyszłość. Że jeżeli nie dostanie się na państwowe, opłacą mu naukę. I Wojciech się zgodził.

Nad łóżkiem w akademiku powiesił zdjęcie Kingi, powiększone ze zbiorowej fotografii klasowej. ale Kinga została w domu, a Wojciech był młody. Zdobywał męskie doświadczenia, spotykał się z dziewczętami, a wizerunek delikatnej koleżanki z klasy przechowywał w pamięci i we snach.

Aż poznał Magdę. Przy niej nie drżały mu ręce, myśli pozostawały jasne. Rozumieli się bez słów. Z nią było łatwo i bezpiecznie. I obraz Kingi zbladł, odsunął się gdzieś w głąb świadomości.

Po studiach Wojciech ożenił się z Magdą i osiadł w Krakowie. Matka cieszyła się z wyboru syna. Lepiej to, niż ta dziwna Kinga.

Rok później urodziła im się córeczka, Zosia. Miłość do malutkiej przyprawiała Wojciecha o zawrót głowy. Gdy tylko zakaszlała, gotów był poderwać całą krakowską służbę zdrowia. A Kinga została wspomnieniem z dawnych lat szkolnej miłości.

– Ojca zabrali do szpitala. Będą operować. Lepiej, żebyś przyjechał – zadzwoniła pewnego dnia matka i poprosiła go o przyjazd.

Zosia była przeziębiona, więc Magda została z nią w domu. I tak nie miałby czasu się nimi zajmować. Wojciech wziął urlop i pojechał sam.

Kraków żegnał go zimnym deszczem, a rodzinne miasto powitało słońcem i złotą pogodą babiego lata. Ojciec dzielnie się trzymał, nie poddawał się panice.

Operacja się udała. Matka dniami i nocami czuwała przy łóżku, a Wojciech miał czas tylko dla siebie. Kryzys minął, mógł więc wracać do domu, do swoich dziewczyn, jak nazywał żonę i córkę.

Ze szpitala szedł pieszo. Nie było się gdzie spieszyć. Strach o ojca minął, humor się poprawił. Maszerował, szeleszcząc liśćmi pod stopami, wdychając świeże powietrze, przesycone zapachem jesieni.

Przed nim zatrzymała się młoda kobieta. Pochyliła się nad wózkiem, coś poprawiając dziecku. Serce w piersi Wojciecha podskoczy radośnie, rozpoznając ją szybciej, niż on sam.

– Cześć – powiedział, podchodząc.

Kinga wyprostowała się, poznała go, uśmiechnęła się. Wojciech wpatrywał się w znajomą, smukłą twarz z przejrzystą skórą, przez którą wciąż prześwitywały delikatne żyłki, w te same melancholijne, nieobecne oczy.

– Witaj. Do rodziców przyjechałeś? Na urlopie? – zapytała Kinga.

– Tata był w szpitalu, operowali go.

– Coś poważnego? – W jej oczach mignął niepokój.

– Już dobrze. A ty jak? Twój? – Skinął głową w stronę wózka.

– Mój. – W sposobie, w jaki odpowiedziała, Wojciech od razu wyczuł, iż nie ma męża.

Zrobiło mu się tak jej żal, iż miał ochotę wziąć jej wąską twarz w dłonie i pocałować ją tu, na ulicy. Odprowadził ją do domu, wypytywał o dawnych kolegów. Opowiedział o sobie, nie czekając na jej pytania. Pomógł wnieść wózek do klatki schodowej. Kinga mieszkała w tym samym miejscu. Rodzice przekazali jej mieszkanie i wyjechali na wieś, do swojego domu.

– Wpadnij kiedyś – powiedziała na pożegnanie.

Wojciech pomyślał, iż mógłby teraz wejść za nią, ale milczał. Jak dawniej, była dla niego nieosiągalna. Nie potrafił bezceremonialnie wkręcić się na herbatę.

Nazajutrz znów pojechali z matką do szpitala. Ojciec wyglądał znacznie lepiej, choćby żartował. Matka została przy nim, a Wojciech kupił bukiet róż i pojechał do Kingi. Nie zdziwiła się, tylko poprosiła, by nie hałasować, bo córka śpi.

– Głodny jesteś? Może herbaty? – zaproponowała w kuchni, wkładając kwiaty do wazonu.

– Nie, dziękuję. Matka mnie zarzuciła jedzeniem.

Bliskość Kingi w maleńkiej kuchni znów go rozdygotała. Wojciech znów, jak przed laty, czuł to samo drżenie i czułość. Kinga postawiła wazon na stole. Jej twarz znalazła się tuż przy jego. Wojciech dostrzegł, jak na jej skroni pulsuje błękitna żyłka.

Nie wytrzymał, pochylił się i dotknął jej ustami. Kinga na moment zastygła, ale zaraz odwróciła się do niego, otoczyła wątłymi ramionami jego szyję i przylgnPokój dziecka wypełnił się płaczem, Kinga oderwała się, zeskoczyła ze stołu i pobiegła do córeczki, a Wojciech stał sam w kuchni, zdając sobie sprawę, iż jego miejsce jest tam, gdzie czekają na niego Magda i Zosia, więc wyszedł bez słowa i już nigdy nie wrócił.

Idź do oryginalnego materiału