Nie znowu ryż z jajkiem, mamo! Nie mogę już znieść tej biedy!

polregion.pl 13 godzin temu

— Znowu kasza z jajkiem, mamo? Już nie zniosę tej nędzy! — wrzasnął ze złością.

Matka wzdrygnęła się ze strachu. Z jej drżących dłoni wypadła łyżka. Spuściła wzrok, próbując ukryć wstyd.

— To wszystko, co mamy, synu… — szepnęła ledwo słyszalnym głosem.
Chłopak z hukiem postawił talerz na stole. Kasza rozsypała się po podłodze.
Kilka ziaren przykleiło się do twarzy matki.

— No to jedz to sama, tę obrzydliwość! — krzyknął i odwrócił się.

Ona nic nie odpowiedziała.
Uklękła, drżąc, i zaczęła zbierać ziarna z podłogi — pojedynczo.
Jakby ratowała to, co jeszcze zostało… jedzenia i godności.

Potem poszła do swojego pokoju.
Uklękła przy łóżku, jak robiła to każdego wieczoru.

I pomodliła się. Za niego.
Ale syn już nie czuł miłości.
Nie widział w niej żadnej wartości.

Kilka dni później oznajmił:
— Wyjeżdżam. Mam dość życia żebraka. Jadę do Warszawy, chcę czegoś więcej.

Nie zatrzymywała go. Nie płakała.

Lecz ze złamanym sercem ścisnęła jego dłoń i powiedziała:
— Obiecaj mi tylko jedno: odbieraj moje telefony. Błagam cię, synu… błagam.

Westchnął, zirytowany.

Wtedy dodała, ledwo mogąc mówić:
— Jestem zmęczona… Czuję, iż mój czas mija.

W dniu, kiedy przestanę do ciebie dzwonić… to znaczy, iż już mnie nie będzie.
Wyrwał rękę z jej uścisku — i wyszedł.
Nawet się nie pożegnał.

Warszawa nie była taka, jak w marzeniach.
Pracował, gdzie popadło: nosił pudła, pilnował klubów, mieszał cement na budowach.

Zjeść coś — to luksus. Pieniądze — jeszcze większy.
Ale każdego dnia… dzwonił telefon.

— Cześć, synu… jak tam?
— Zajęty, mamo. Pa.

I odkładał słuchawkę. Coraz ostrzej. Coraz bardziej obojętnie.
Aż pewnego dnia… telefon w ogóle nie zadzwonił.
I ta cisza… była głośniejsza niż wszystkie słowa.
Cały dzień wpatrywał się w ekran.

Wieczorem pomyślał:
*„Ona nie żyje.”*
Nie płakał.

Nawet nie próbował oddzwonić.
Ba, na pogrzeb się nie wybierał.

Nie miał pieniędzy. Ale choćby gdyby miał — nie pojechałby.

Minęły dni. Wiedział: matka odeszła.

Zmęczony biedą, zgodził się na jedną propozycję:
— Robota prosta. Tylko prowadź auto — powiedział znajomy.

Samochód był pełen narkotyków. Wiedział o tym.
Ale chciał szybkiej gotówki.

Tego wieczoru usiadł za kierownicą, poprawił lusterko, złapał za koło…
I telefon zadrgał.

Nieznany numer.
Odpowiedział.

— Synu… błagam, nie rób tego. Nie jedź.
Wróć. Natychmiast. Błagam cię.

Głos… to był jej głos.
Serce zaczęło mu walić.

— Mamo!? Żyjesz!?
— Posłuchaj mnie. Wracaj do domu. I uważaj na siebie.

I odłożyła słuchawkę.
Próbował oddzwonić.

Lecz chłodna, automatyczna odpowiedź ścisnęła mu piersi:
*„Numer nie istnieje.”*

Wyszedł z auta. Oblał go zimny pot. Oddychał z trudem.
Sprzedał, co mógł. Trochę ubrań, parę butów.

Stał na ulicy ze straganem. Uzbierał trochę złotych — wystarczyło na powrót.

Gdy przyjechał, było cicho.
Sąsiedzi patrzyli na niego ze smutkiem.

— Twoja matka odeszła miesiąc temu…

Zwalił się na chodnik.

— Niemożliwe… przecież dzwoniła do mnie wczoraj!
— Nie może być. Już dawno jej nie ma, synu.

Wszedł do domu.
W powietrzu wciąż czuć było jej zapach.
Cisza była nie do zniesienia.

W pokoju, przy łóżku — dwie wgłębienia od kolan na podłodze.
Tam, gdzie klęczała każdej nocy… modląc się za niego.

W kącie — karteczka z listą modlitw.
Jego imię — pierwsze. Codziennie.
Od dnia, gdy wyjechał… aż do ostatniego.
Upadł na kolana.

Płakał. Szlochał. Bez tchu.
Pobiegł do kuchni, umył twarz… i zobaczył.
Złożony na pół papier na stole.
To nie był list.

To była modlitwa. Napisana jej ręką:
*„Boże, czuję, iż odchodzę.
A jeżeli umrę, nie będę mogła modlić się za mojego syna.
Więc… oddaję go Tobie.

Jeśli kiedykolwiek będzie w niebezpieczeństwie, błagam… uprzedź go.
Zadzwoń na ten numer.”*
A na dole… był jego numer telefonu.
W tej samej chwili telefon zadrżał.

Powiadomienie:
*„Samochód rozstrzelany. Kierowca nie żyje. Ładunek zaginął.”*
Na zdjęciu — to samo auto, którym miał jechać tamtej nocy.

Padł na kolana.
I zrozumiał.
Ten telefon… przyszedł z nieba.

Bóg wysłuchał ostatniej modlitwy matki.
I uratował syna, który nie umiał kochać.

Jeśli twoja mama jeszcze do ciebie dzwoni — odbieraj.
Póki nie jest za późno.

Idź do oryginalnego materiału