Nie będę tego jeść powiedziała teściowa, patrząc z obrzydzeniem na talerz.
Co to ma być? Eleonora skrzywiła się, jakby przed nią postawiono wiadro śmieci.
Barszcz ukraiński wyjaśniła z uśmiechem synowa, Zofia. Zdjęła pokrywkę z ceramicznego garnka i zaczęła nalewać gorący, aromatyczny wywar. Gotowanie z warzyw z własnego ogródka to prawdziwa przyjemność.
Nie widzę różnicy skomentowała teściowa z pogardą. Ale spędzanie czasu w ogrodzie to jednak sporo wysiłku!
Oczywiście zaśmiała się ciepło Zofia. Ale jeżeli to hobby, to zawsze przyjemność.
Mówisz o *swoim* hobby, a nie narzuconym obowiązku warknęła Eleonora, zaciskając usta. Dla kogo ty to w ogóle ugotowałaś?
Dla nas. Nie ma tego dużo, starczy na dwa posiłki.
Nie tkne tej brei odparła teściowa, machając rękami i odsuwając się od stołu. To jakieś niezrozumiałe dziadostwo! Eleonora udała mdłości i zakryła usta dłonią, odwracając wzrok.
Zofia spojrzała w sufit i westchnęła.
Poznała Jacka, syna Eleonory, półtora roku temu. Ich miłość była tak gwałtowna, iż pobrali się już po miesiącu, bez wystawnego wesela.
Zaoszczędzone pieniądze zainwestowali w wspólne marzenie dom na wsi, który z czasem urządzali z miłością.
W tym czasie Zofia widziała Eleonorę zaledwie cztery razy dokładnie tyle samo, co Jacek. Trzy z tych wizyt to ona namówiła męża, by odwiedził matkę na święta.
Eleonora zawsze uważała małżeństwo syna za szaleństwo. Nie miała jednak wpływu na dorosłego, niezależnego mężczyznę, więc czekała na to, co uważała za naturalne rozwiązanie.
Ale rozwiązanie nie nadchodziło, co zaczynało ją irytować.
Nie rozumiała, co Jacek znalazł w tej zbyt pospolitej dziewczynie, i zastanawiała się, jak Zofia go omotała. Przecież był przystojnym mężczyzną, otoczonym przez kobiety znacznie bardziej godne i atrakcyjne.
Poza tym Eleonora była stuprocentową mieszkanką miasta i tak samo wychowała syna. Jej macierzyński instynkt podpowiadał, iż Jacek miał już dość wiejskiego życia i wystarczy tylko mały impuls, by wszystko wróciło do normy.
Po tak gorzkim doświadczeniu na pewno wreszcie znalazłby partnerkę, która nawiązałaby z nią autentyczną więź.
Ale musiała się spieszyć, by przebiegła Zofia nie złapała syna na dziecko!
Eleonora wymyśliła plan: zadzwoniła do synowej, by ją zaprosić, skoro sama nie została zaproszona na zakładzinę.
Zofia przypomniała jej, iż dwa razy dzwoniła, ale Eleonora zawsze odmawiała, twierdząc, iż jest zajęta. Teściowa machnęła ręką i oznajmiła, iż chce odwiedzić syna.
Dwa dni później stała w przestronnym, jasnym salonie, nie mogąc powstrzymać oburzenia.
Jej syn, tak jak ona i nieżyjący mąż, nienawidził zup! W ich rodzinie jadło się tylko potrawy o jasno określonym składzie!
Jak Jacek mógł pozwolić, by żona tak gwałtownie przejęła kontrolę?
Czyżby ją zaczarowała?
Dreszcz niepokoju przeszył Eleonorę. Od razu odrzuciła myśl, iż Zofia trzyma Jacka dzięki umiejętnościom łóżkowym.
Zofia i trikse? Niemożliwe!
To musiała być magia!
Inaczej jak wytłumaczyć, iż jej syn jadł tę miksturę?
Eleonora spojrzała na synową z nienawiścią.
Udawała świętą, a tak naprawdę zabijała powoli jej syna!
Co w tym niezrozumiałego? zapytała Zofia, ignorując teatralne zachowanie teściowej, i nalała kolejną porcję barszczu. To proste: kapusta, cebula, marchew, buraki według przepisu mojej babci. Zapomniałam tylko ziemniaków, następnym razem dodam. Macie ochotę?
Nie! Eleonora cofnęła się z obrzydzeniem.
Za to Jacek uwielbia odparła spokojnie Zofia.
Jacek?! On nienawidzi zup!
Pewnie nie lubił tych, które mu gotowałaś.
Teściowa aż poszarpała się z oburzenia.
Ty ty bezczelna!
Spokojnie, mamo odezwał się nagle Jacek, wchodząc do pokoju.
Synu! Ona cię oczarowała! krzyknęła Eleonora.
Nie, mamo. Pokochałam go takiego, jakim jest odparła Zofia.
Ona oszalała! Gdzie twoje zasady? Gdzie twój gust?
W moim domu powiedział Jacek stanowczo. A teraz wyjdź.
Co?! Jak śmiesz?!
Czy mam ci przypomnieć, ile razy nazwałaś mnie głupcem przy gościach? Albo ile razy kazałaś mi jeść to, czego nienawidzę?
Eleonora zbladła.
Miałeś być idealny! Miałeś być dumą rodziny!
A ja jestem szczęśliwy odparł. I żegnam cię, mamo.
Zamknął za nią drzwi, a Zofia przytuliła się do niego.
Przepraszam szepnął.
Nie musisz. Każdy ma prawo do własnego szczęścia.
I w tej prostej prawdzie tkwiła cała mądrość.












