Nie będę tego jeść powiedziała teściowa, patrząc z obrzydzeniem na talerz.
Co to jest? zmarszczyła nos Elżbieta, jakby przed nią postawiono wiadro śmieci.
Barszcz czerwony wyjaśniła z uśmiechem synowa, Agnieszka. Zdjęła pokrywkę z ceramicznego garnka i zaczęła nalewać gorący, aromatyczny wywar. Gotowanie z warzyw z własnego ogródka to prawdziwa przyjemność.
Nie widzę różnicy skomentowała teściowa z wyższością. Choć przyznaję, iż praca w ogródku wymaga wiele wysiłku!
Oczywiście zaśmiała się ciepło Agnieszka. Ale jeżeli to hobby, to zawsze jest przyjemne.
Mówisz o *swoim* hobby, a nie narzuconym obowiązku prychnęła Elżbieta, zaciskając wargi. Dla kogo to w ogóle ugotowałaś?
Dla nas. Nie ma tego dużo, starczy na dwa dni.
Nie tknię tej papki odparła teściowa, machając rękami i cofając się. Co to w ogóle za dziadostwo? Elżbieta udawała, iż się krztusi, zasłaniając usta dłonią i odwracając wzrok od stołu.
Agnieszka przewróciła oczami i westchnęła.
Poznała Krzysztofa, syna Elżbiety, półtora roku temu. Ich związek rozwinął się tak szybko, iż wzięli ślub już miesiąc później, bez wystawnej ceremonii. Zaoszczędzone pieniądze zainwestowali w wspólne marzenie dom na wsi, który teraz z miłością urządzali.
W tym czasie Agnieszka widziała teściową zaledwie cztery razy tyle samo, co Krzysztof. Trzy z tych wizyt to ona namówiła męża, by odwiedził matkę na święta.
Elżbieta zawsze uważała małżeństwo syna za szaleństwo. Ale jej dorosły, niezależny syn nie dawał się kontrolować, więc czekała na to, co uważała za naturalny koniec tej fazy.
Tyle iż ten koniec jakoś nie nadchodził, a to zaczynało ją denerwować.
Nie rozumiała, co Krzysztof znalazł w tej przeciętnej dziewczynie, i zastanawiała się, jak Agnieszka go omotała. Przecież był przystojnym mężczyzną, otoczonym przez kobiety znacznie bardziej odpowiednie i atrakcyjne!
Poza tym Elżbieta była stuprocentową mieszkanką miasta i tak samo wychowała syna. Jej macierzyńska intuicja podpowiadała, iż Krzysztof już ma dość tego wiejskiego życia i wystarczy tylko delikatnie popchnąć sprawy, by wróciło do normy.
Po tak gorzkiej lekcji na pewno znalazłby partnerkę, z którą Elżbieta mogłaby naprawdę się zaprzyjaźnić.
Tylko iż musiała się spieszyć, bo przebiegła Agnieszka mogła w każdej chwili zapuścić korzenie, wciągając syna w sidła macierzyństwa!
Elżbieta miała plan: zadzwoniła do synowej, by się zaprosić, bo nikt nie zaprosił jej na uroczyste otwarcie domu.
Agnieszka przypomniała, iż dzwoniła dwa razy, ale teściowa zawsze miała wymówki. Elżbieta machnęła ręką i oznajmiła, iż przyjedzie do syna.
Dwa dni później stała w przestronnym salonie, nie mogąc ukryć oburzenia.
Jej syn, tak jak ona i nieżyjący mąż, nienawidził zup! W ich rodzinie jadało się tylko dania, w których każdy składnik dało się rozpoznać.
Jak Krzysztof mógł pozwolić, by żona tak gwałtownie przejęła stery?
Czyżby rzuciła na niego urok?
Elżbietę przeszedł dreszcz. Odrzuciła myśl, iż Agnieszka trzyma Krzysztofa przy sobie łóżkowymi sztuczkami to było zbyt prostackie.
Agnieszka i sztuczki? Nie do pomyślenia!
To musiała być magia!
Inaczej jak wytłumaczyć, iż jej syn jadł tę breję?
Elżbieta spojrzała na synową z nienawiścią.
Udawała świętą, a tymczasem powoli zamęczała męża!
Co w tym dziwnego? zapytała Agnieszka, ignorując teatralne zachowanie teściowej, i nałożyła kolejną porcję barszczu. Proste: kapusta, cebula, marchewka, buraki według przepisu babci. Och, zabrakło ziemniaków, ale następnym razem będzie. I odrobina śmietany.
No to jedz tę papkę sama! oburzyła się teściowa.
W pańskim wieku przydałoby się trochę błonnika. Dla jelit.
Elżbieta poczerwieniała, ale nie odpowiedziała, tylko ciągnęła:
Dlaczego zmuszasz Krzysztofa do jedzenia tego?
Agnieszka mrugnęła, zaskoczona.
Chyba mu smakuje.
Co ma robić, jeżeli nie ma nic innego?
Ugotować, co lubi? Zamówić jedzenie? Iść do sąsiadki? Odwiedzić mamę? wymieniała z uśmiechem.
Na ostatnie słowa Elżbieta zrobiła się jeszcze czerwona.
Nie bądź złośliwa! Mogłabyś choć zapytać, co lubi.
Elżbieto, pytałam go. Sam potrafi mówić. Mówi, iż wszystko mu smakuje.
Kłamie! Nie widzisz? Najpierw nie chciał cię urazić, teraz się zmusza!
Agnieszka przeciągnęła się i westchnęła:
Barszcz już jest nie wylejemy go. Niech się zmusi. A pani mu towarzyszy?
Co?! teściowa wytrzeszczyła oczy.
Nie? Szkoda. Syn na pewno by to docenił.
Ty
Agnieszka! Jesteśmy! rozległ się wesoły głos Krzysztofa z przedpokoju.
Do salonu wpadł biały, puszysty kłębek radości, szczekając.
Aaa! Elżbieta krzyknęła i schowała się za synową.
To tylko Białka. Nie gryzie uspokoiła Agnieszka, a suczka natychmiast usiadła. Dobra dziewczynka.
Po co wpuszczacie obce psy? wyszeptała przerażona Elżbieta.
Czyje obce? To nasza. Mieszka z nami.
W domu?! To niehigieniczne! I Krzysztof nie lubi psów!
Nie, mamo, *ty* nie lubisz psów. Witaj. Krzysztof wszedł do salonu. Akurat na obiad.
Synku! Elżbieta wyciągnęła policzek, ale Krzysztof tylko ją przytulił, a Agnieszkę pocałował w usta.
No to jemy? rozpromieniony, wciągnął nosem zapach.
Chętnie, Krzysztofie, ale nie ma co jeść.
Jak to?
Ugotowaliście karmę dla świń! A przy okazji, nie mówiłeś, iż je hodujecie. Brud i smród choćby w mieście przyElżbieta stała jak wryta, gdy Krzysztof spokojnie wziął jej torbę, otworzył drzwi i powiedział: „Taxi czeka, mamo, a barszcz był wyjątkowy jak moje życie z Agnieszką.”

![Ten trik uratuje ci sernik aż do Trzech Króli. Mało kto o nim wie [PORADNIK]](https://warszawawpigulce.pl/wp-content/uploads/2024/07/Ciasto.jpg)
![BOCHNIA. Przedsiębiorcy podzielili się z potrzebującymi [ZDJĘCIA]](https://bochniazbliska.pl/wp-content/uploads/2025/12/DSC_1135_wynik.jpg)












